1 września 1914 r. w Podolszycach koło Płocka urodził się Stefan Niedzielak. Już w czasie wojny, w czerwcu 1940 r., przyjął święcenia kapłańskie, jednocześnie angażując się w walkę o wolną Polskę. Będzie ją prowadził do końca życia, domagając się szczególnie prawdy o ludobójstwie katyńskim. Niezłomny kapłan zapłacił za to życiem.
Już jako ksiądz Stefan Niedzielak wstąpił do Narodowej Organizacji Wojskowej (potem był zwolennikiem scalenia NOW z Armią Krajową). Pracę duszpasterską prowadził na terenie okręgu łódzkiego. Był również kurierem Delegatury Rządu na Kraj, a jego głównym zadaniem była wymiana informacji między władzami Polskiego Państwa Podziemnego a arcybiskupem krakowskim Adamem Sapiehą.
Z tego tytułu wcześnie poznał raporty dotyczące zbrodni katyńskiej i tą wiedzą dzielił się również z wiernymi. Zapewne już wówczas stwierdził, że jego celem będzie upamiętnienie ofiar strasznego mordu. Latem 1944 r. przywiózł do Krakowa część dowodów zebranych w dołach katyńskich. W Powstaniu Warszawskim ks. Niedzielak pełnił posługę jako kapelan.
Po zakończeniu II wojny światowej niezłomny kapłan nie miał złudzeń co do zamiarów Sowietów w stosunku do Polski. Dalsze jego działania były konsekwencją obranej wcześniej drogi. Ks. Niedzielak został kapelanem Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Za tę niepodległościową działalność został aresztowany i spędził kilka miesięcy w więzieniu. Od tej pory był już na celowniku komunistycznej bezpieki.
Po wyjściu na wolność zaangażował się w odbudowę warszawskich kościołów. W 1956 r. został rektorem kościoła św. Karola Boromeusza na Powązkach i dyrektorem Cmentarza Powązkowskiego, którą to posługę pełnił z przerwami do końca życia.
W latach 80., pamiętając o zbrodniach sowieckiego totalitaryzmu, razem z Wojciechem Ziembińskim i przyjaciółmi stworzył na warszawskich Powązkach dzieło swojego życia – Sanktuarium Poległych i Pomordowanych na Wschodzie. To było jedyne w Warszawie miejsce, gdzie Polacy mogli oddawać hołd ofiarom sowieckiego ludobójstwa. Jak wyglądało upamiętnienie? Przetrwało w niemal niezmienionym stanie do dziś. W ścianę kościoła św. Karola Boromeusza wmurowano krzyż z napisem „Poległym na Wschodzie” oraz ok. tysiąc tabliczek z nazwiskami ofiar. W 1988 r. w mieszkaniu księdza na plebanii powstało warszawskie koło Rodzin Katyńskich. Stefan Niedzielak regularnie organizował również msze za ojczyznę. Był inicjatorem wzniesienia na stołecznych Powązkach Wojskowych Krzyża Katyńskiego, który to pomnik stanął ostatecznie 31 lipca 1981 r., a jeszcze tej samej nocy został usunięty przez SB.
Te wszystkie fakty wpłynęły na wydanie przez komunistów wyroku śmierci na księdza. Wcześniej otrzymywał pogróżki, także tej najbardziej drastycznej treści: „Skończysz jak Popiełuszko”.
Rano 21 stycznia 1989 r. ciało księdza odnalazł w jego mieszkaniu wikariusz parafii. Drzwi były otwarte. Na głowie i twarzy kapłana widać było liczne rany. Lekarz medycyny sądowej stwierdził także złamanie kręgosłupa w odcinku szyjnym, co sugerowałoby cios – np. karate. W raporcie nie podano przyczyny śmierci, nie wykluczając jednak morderstwa. Oficjalnym powodem śmierci miał być upadek z fotela podczas oglądania telewizji.
Dziewięć dni później zginął ks. Stanisław Suchowolec, kapelan podlaskiej Solidarności. Początkowo był wikarym w Suchowoli, rodzinnej miejscowości ks. Jerzego Popiełuszki. Mimo różnicy wieku (ks. Jerzy był starszy od niego o 11 lat) zaprzyjaźnili się. Dla „nieznanych sprawców” ten fakt miał niebagatelne znaczenie. Miesiąc po mszy w suchowolskim kościele, którą odprawiał ksiądz Suchowolec, a homilię głosił ks. Popiełuszko, ten ostatni został zamordowany. Był rok 1984. Stanisławowi Suchowolcowi dane było żyć jeszcze przez niecałe 6 lat.
Na msze za ojczyznę do Suchowoli – podobnie jak do kościoła św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu – zaczęły ściągać tłumy wiernych. Dwa lata później ks. Suchowolec przeniósł się do Białegostoku do parafii w dzielnicy Dojlidy. SB jednak czuwała. Mimo powtarzających się coraz częściej gróźb, tożsamych z tymi kierowanymi do ks. Niedzielaka: „zdechniesz jak Popiełuszko” – nie zrezygnował z działalności patriotycznej. Nadal, z jeszcze większym zaangażowaniem, odprawiał msze za ojczyznę. Chciał kontynuować dzieło ks. Jerzego i kultywować pamięć o zamordowanym kapelanie Solidarności.
Kres przyszedł pod koniec stycznia 1989 r. Oficjalnym powodem śmierci Stanisława Suchowolca było… zatrucie się tlenkiem węgla, które miało być spowodowane pożarem wywołanym awarią termowentylatora. Prokurator PRL-owski stwierdził, że był to nieszczęśliwy wypadek. Tyle że owego tragicznego dnia w mieszkaniu ks. Suchowolca był widziany krótko ostrzyżony nieznajomy mężczyzna w wieku ok. 40 lat. Rysopis napastnika został dokładnie odtworzony. Mimo to – podobnie jak w wypadku ks. Niedzielaka – do dziś sprawcy mordu pozostają poza zasięgiem wymiaru sprawiedliwości III RP.
Śledztwo w sprawie śmierci ks. Stefana Niedzielaka zostało umorzone w październiku 1990 r. I choć w kolejnym roku wznowiono je (na wniosek mecenasa Jana Olszewskiego), nie dało żadnego rezultatu. Podobnie stało się z dochodzeniem Instytutu Pamięci Narodowej w sprawie zaginięcia dowodów zbrodni: zostało w 2009 roku umorzone z powodu braku dostatecznych danych uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa.
W 2008 roku prezydent Lech Kaczyński odznaczył ks. Stefana Niedzielaka „za wybitne zasługi w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce, za osiągnięcia w pracy zawodowej i społecznej” Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.
Podczas obrad Okrągłego Stołu mecenas Władysław Siła-Nowicki poprosił o uczczenie zamordowanych kapłanów: Stefana Niedzielaka i Stanisława Suchowolca minutą ciszy. Komunistyczna Telewizja Polska nie wyemitowała tego fragmentu.
Morderstwo dokonane na księdzu Stefanie Niedzielaku miało też aktualny wymiar polityczny. W tym samym dniu (20 stycznia 1989 r.) obradowała w Gdańsku Krajowa Komisja Wykonawcza NSZZ „Solidarność”, za kilka dni miało się odbyć spotkanie w Magdalence przygotowujące Okrągły Stół. Opinię publiczną trzeba było zastraszyć.