Pamiętam dobrze dwie wielkie inscenizacje „Dziadów” Mickiewicza. Pierwsza, to obrosła legendą polityczną inscenizacja Kazimierza Dejmka w Teatrze Narodowym, druga to wspaniała inscenizacja Konrada Swinarskiego w Starym Teatrze w Krakowie. Dlatego też byłem wielce ciekawy najnowszej telewizyjnej inscenizacji, choć od początku miałem obawy.
Telewizja Polska mocno zapowiadała te „Dziady”, podkreślając, że ich największą atrakcją i atutem będzie to, że dzieło Mickiewicza zagrane będzie na żywo, a miejsca akcji będą historyczne i autentyczne:
„Pierwsza w historii realizowana i emitowana „na żywo” z Wilna inscenizacja dzieła Adama Mickiewicza, które zaważyło na losie Polaków. „Dziady. Śladami Adama Mickiewicza” składać się będą z trzech odrębnych scen, zaczerpniętych z II oraz III części dramatu. Każdą z części przygotuje inny reżyser w innym miejscu Wileńszczyzny. Widowisko rozpocznie scena z II części Dziadów, która odbędzie się na Górze Krzyży na Cmentarzu Szawelskim w reżyserii Jarosława Kiliana. W drugiej części, reżyserowanej przez Jarosława Gajewskiego, wybrzmi Wielka Improwizacja w zabytkowej Celi Konrada, nieopodal Ostrej Bramy, przy klasztorze Bazylianów, w którym w XIX wieku więziono młodzież wileńską podczas procesu Filomatów i Filaretów.
Jako ostatnią zobaczymy scenę balu u Senatora, która odbędzie się w Sali Kolumnowej Uniwersytetu Wileńskiego i zostanie przygotowana przez reżyser Magdalenę Małecką-Wippich oraz choreografa Jacka Przybyłowicza.
Całość poprzedzi wprowadzenie na cmentarzu w Solecznikach, na którym sam Mickiewicz w 1821 roku obserwował obrzęd Dziadów. Przewodnikiem po fundamentalnych dla romantycznego arcydramatu miejscach i swoistym Narratorem będzie Przemysław Stippa. Trzy koncepcje reżyserskie łączyć będzie genius loci Wilna i okolic, które kształtowały wyobraźnię polskich romantyków”.
Moje obawy wstępne – przed obejrzeniem spektaklu
Przeczytawszy tę zapowiedź spektaklu, popadłem w stan głębokich obaw. „Dziady” są najwybitniejszym polskim dramatem, a z zapowiedzi wynikało, że nie będzie to cały dramat, a jedynie fragmenty. O czym już w zapowiedziach telewizyjnych mowy nie było. Jak na „największą świętość” polskiego teatru, wydało mi się, że producent poszedł na całość w kwestii autoreklamy. A realizacja „Dziadów” to nie jest dzieło na miarę Sylwestra z Tatrami w tle i chyba nie można ich na równi reklamować.
Jestem przekonany, że siła i nośność „Dziadów” nie leży w rozgrywaniu dramatu w miejscach autentycznych, bo jest to utwór napisany na teatr. Owszem, są w nim umieszczone odwołania do miejsc autentycznych, historycznych, ale jednocześnie autor zostawiał realizatorom możliwość wystawienia dramatu w teatrze, miejscu sposobnym do „skomponowania przestrzeni”. Tym bardziej, że zagranie „Dziadów” w miejscach prawdziwych i historycznych odbierze dziełu – tak myślałem – walory sztuki. Owszem dzieło Mickiewicza rozgrywa się w Wilnie, ale ma też wielki wymiar ponadczasowy i „ponad miejscowy”, a zamknięcie go w naturalistycznych wręcz wnętrzach spłyca niejako głębokie i światowe przesłanie.
Być może – tak przypuszczałem, pozostając w wielkich obawach co do efektu – twórcom chodziło o rozegranie, uwypuklenie antyrosyjskiej wymowy „Dziadów”, bo od zawsze miały one charakter antyrosyjski. Ale też nie są jedynie antyrosyjską agitką. Są o wiele bardziej głębokie i wielopoziomowe. Co najlepiej zrozumiał Konrad Swinarski. Jego „Dziady” to historia człowieka cierpiącego, którego zżera i przeraża własna wrażliwość. Bohater Swinarskiego cierpi również niewolę rosyjską, ale tych jest „niewól” o wiele więcej – zgodnie zresztą z duchem i doktryną Romantyzmu. Zauważenie przez reżysera owych „niewól” bohatera Romantyzmu jest podstawowym jego obowiązkiem. Romantyzm niemiecki, a tam się cały ten okres zaczął, podejmował temat niewoli społecznej i życia w okowach konwenansu. To trzeba wiedzieć – po prostu – gdy podejmuje się reżyserii „Dziadów”, bo z pominięciem płaszczyzny ograniczania bohatera przez świat zewnętrzny, własnego ciała i własnej psychiki, a wreszcie losu i Boga, powstanie utwór płaski, jak ekrany najnowszych telewizorów.
Potwierdzenie najgorszych moich przypuszczeń – po zobaczeniu spektaklu
Niestety „Dziady” telewizyjne roku 2023 są jedynie antyrosyjską agitką. Nie wiem czy o to chodziło trzem reżyserom, ale tak wyszło. Główny bohater zaś jest jedynie znerwicowanym szaleńcem, gdy u Swinarskiego i Dejmka był wrażliwym i mądrym filozofem.
Szczególnie przerażający, a nawet niezamierzenie śmieszny, był epizod Konrada w celi. Aktor miotał się, popadał w deliryczne drgawki, a kamera – widząca go przez kratę – cały czas też drgała, chwilami również odjeżdżając, a chwilami dojeżdżając od twarzy aktora. Zapewne miało to znaczyć, że jest groźnie i niebezpiecznie, gdy chodzi o ducha i życie bohatera. Ja jednak obawiałem się, że kamerzysta jest w zagrożeniu.
Nie zrozumiałem też zupełnie, dlaczego spektakl emitowany był na żywo? Może chytrzy Litwini nie dali TVP czasu na wcześniejszą rejestrację? „Chytry Litwin” to żart, choć Sienkiewicz traktował ten epitet serio i jako cechę pozytywną, bo chytry to przebiegły.
Co do autentyzmu miejsc grania „Dziadów” … Okazało się, że cela była zwykłą celą. Bal u Senatora, zagrany był w niedużej sali z kolumnami. Reżyser umieścił na pierwszym planie – z lewej strony – biurko, a za nim jakiegoś kancelistę, który cały czas coś pisał. Tym samym sceny i dialogi zeszły na prawą stronę i w głąb. Sala z kolumnami była rzęsiście oświetlona, przez co – proporcjonalnie – aktorzy tonęli w mroku. Naprawdę nie warto było jechać aż do Wilna. Tak marną dekorację można było zrobić w każdym polskim teatrze. To, że coś jest autentyczne, zabytkowe i cenne historycznie, nie daje gwarancji, że nada się dla teatru.
Naprawdę, z okazji 1 listopada 2023 roku byłoby taniej odwiedzić Litwę i zrobić dobry reportaż o miejscach, które przywołuje w „Dziadach” Mickiewicz.
Zaprawdę, powiadam Wam, że nie ma trudniejszego do zrealizowania dzieła, niż „Dziady” właśnie. I jeżeli ktoś ma zamiar epatować autentycznymi miejscami i szaleństwem bohatera, to lepiej by dla niego – nawet całej trójki reżyserów – żeby zajęli się czymś prostszym, dla nauki zawodu.
Dawniej z „Dziadami” też różnie bywało
W powojennym trzydziestoleciu było dwanaście premier „Dziadów”. Kilka sięgnęło wyżyn teatralnej doskonałości, a wśród nich inscenizacja Mieczysława Kotlarczyka na scenie Teatru Rapsodycznego w Krakowie (1961), Kazimierza Dejmka w Teatrze Narodowym (1967), Konrada Swinarskiego w krakowskim Teatrze Starym (1973). Wiele pochwał ze strony krytyki zebrały też przedstawienia Krasowskich w Nowej Hucie i w Warszawie (1962 i 64). Bohdana Korzeniewskiego w Teatrze Słowackiego (1963), Jerzego Zegalskiego w Białymstoku (1965), głośną sensacją były przed laty adaptacje Grotowskiego w teatrze „13 rzędów” w Opolu… – pisze Maria Brzostowiecka, tekst z portalu Encyklopedia Teatru Polskiego.
Widziałem też „Dziady”, które zrealizował również Adam Hanuszkierwicz w roku 1978, na małej scenie Teatru Narodowego. Nosiły tytuł: DZIADY. Część III. Ustęp. RELACJA O CZYNIE. Spektakl był rozgrywany w małych i niskich pomieszczeniach Domów Handlowych przy Alejach Ujazdowskich. „Dziady” Hanuszkiewicza pełne były „nowoczesności”. Nawet Konrad latał nad sceną w spadochronowej uprzęży. Te „Dziady” przerażały niezbornością pomysłów reżysera, odwolywaniem się do pop-kultury, efekciarstwem i po prostu tandetą.
W recenzji w „Polityce”, ukrywający się pod pseudonimem „Koniecpolski”, dobry znawca teatru, napisał, że nie da się porównać „Dziadów” Swinarskiego z „Dziadami” Hanuszkiewicza, bo to tak, jakby porównywać gotycką katedrę z kupą kamieni. Niestety ostatnie telewizyjne „Dziady” nie są nawet kupą kamieni. Są jedynie pretekstem do zagrania tekstu, a w kilku aktorskich przypadkach właściwie do jego wyrecytowania.
Krótkie motto zamiast podsumowania
Nie mam zamiaru nikogo z realizatorów obrażać. Dlatego skończę mottem, którym niech będą słowa Kazimierza Dejmka: „Facet, który zerżnie dąb Bartek idzie siedzieć, bo Bartek to narodowy pomnik. Ale jak ktoś zniszczy „Kordiana”, to mówią, że to twórcze odczytanie i nowatorskie”.