I jak co roku mamy wielkie, tradycyjne, arcy polskie święta Bożego narodzenia. Teoretycznie tak właśnie jest, ale w praktyce z roku na rok nasze Boże Narodzenia staje się coraz bardziej kosmopolityczne, a właściwie coraz bardziej bawarskie i hollywoodzkie.
Oczywiście żyjemy teraz w globalnej wiosce, w której następuje unifikacja wszystkiego, także obyczajów i zwyczajów. Jednak z tym świętami to już przesada. Oczywiście wiem, że choinka w polskich domach pojawiła się w XIX wieku, że przyszła do nas z Niemiec. Podobnie jak najbardziej znana z kolęd „Cicha noc” to utwór austriacki, z początku XIX wieku, który w swojej ojczyźnie nazywa się „Stille Nacht”.
Choinki i kolędy
W Polsce choinka wyparła stroiki bożonarodzeniowe, najczęściej ze słomy, w formie pająków, zawieszanych u powały chałupy, lub u sufitu pańskich i mieszczańskich mieszkań. I to jest w porządku, bo mamy przecież piękne staropolskie jeszcze kolędy, które śpiewamy – obok „Cichej nocy”. A choinki są piękne i metafizyczne.
Takie krążenie, zapożyczanie motywów kulturowych jest odwieczne i nie to mnie niepokoi. Martwi mnie to, że obecnie te polskie święta stają się coraz bardziej amerykańskie. Wystarczy zobaczyć reklamy zachęcające do kupowania prezentów, lub świątecznego jedzenia, a zobaczymy tam tłustego starca z długą białą brodą, w czerwonej czapce, obszytej białym futerkiem, czerwonej kurtce i czerwonych spodniach, przepasanego na brzuchu szerokim pasem z wielka klamrą. Ten kulturowy twór jest dziełem amerykańskiej „Coca coli”, która stworzyła go na wzór i podobieństwo bawarskiego Świętego Mikołaja.
Amerykanizacja polskich tradycji
Ale nie tylko na Boże Narodzenie jesteśmy amerykanizowani. Doszło przecież do tego, że protestancki, amerykański Halloween stał się u nas świętem. Dlaczego tak się dzieje? Ano dlatego, że światowe koncerny chcą więcej produkować, a przede wszystkim więcej sprzedawać. A kto jest najłatwiejszym klientem, wszelkiego badziewia? Oczywiście dzieci i młodzież.
Wróćmy jednak do nadchodzących świąt. We wszystkich super i hipermarketach przed świętami jesteśmy ogłuszani amerykańskimi obrazkami, kojarzącymi się ze świętami. Na każdym produkcie świątecznym mamy obrazki, które pojawiają się w tym samym czasie na całym Zachodzie, z USA włącznie. To jest terror wizualny, ikonograficzny. A w dodatku w tych marketach z głośników płynie nieustannie „Merry Christmas”.
Polak ma czuć się, jakby był właśnie w Nowym Jorku, Londynie, Berlinie czy Paryżu. A jeżeli ktoś, czytając co piszę, pomyśli, że służy to również propagowaniu, szerzeniu świadomości, że oto rodzi się Chrystus, nasz odkupiciel – jeżeli ktoś tak pomyślał to jest w przykrym błędzie. Bo właśnie na zachodzi likwiduje się wiarę i religię w miejscach publicznych. Dzisiaj na Zachodzie Boże Narodzenie jest zupełnie oderwane od religii, bo religia chrześcijańska przeszkadzałaby tylko w „maksymalizacji obrotów i zysków”.
Znikanie polskich Świąt
Zaważę jeszcze, że poznikały z naszej ikonograficznej świadomości najmniejsze choćby odniesienia do polskości. Przyjęto, że Santa Claus, jako produkt amerykański jest w porządku, ale już nawiązanie do tradycji polskie kultury ludowej jest niewskazane. Bo to co lokalne gorzej się sprzedaje. A handlarzom i producentom chodzi o wywarcie efektu jedności światowego handlu i kupujących – tylko w imię zysku.
Przecież pamiętam, że nawet za komuny, którą odsądza się teraz we wszystkim od czci i wiary, bardzo wiele firm produkujących artykuły spożywcze – mimo biedy poligraficznej – sięgało do polskiej tradycji i ozdabiało swe wytwory obrazkami krakusów, łowiczan i oczywiście górali. A nawiązywano wtedy do osiągnięć polskich artystów plastyków, głównie do malarstwa i grafiki Zofii Stryjeńskiej oraz do ojca polskiego drzeworytu Władysława Skoczylasa. Oboje ci wielcy artyści, nawiązując do polskiej ludowej tradycji, właściwie stworzyli polską obrazkową kulturę ludową. I chwała im za to.
Ale przecież nie tylko o spuściznę ludową mi chodzi. Polska to także wielkie, historyczne budowle, jak Zamek Królewski na Wawelu, Kościół Mariacki w Krakowie oraz wiele innych obiektów rozrzuconych po całym kraju. One również są ikonami naszej polskiej autoidentyfikacji. I ich obrazy, przedstawienia graficzne, malarskie powinny być propagowane – jako znaki, ikony wspólnej tożsamości. Polska to nie tylko bohaterskie powstania, którym należy się szacunek, Polska to również piękne budowle. A polskość, to trwanie przy swoich ikonach, obrazach historii.
Może Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego powinno zacząć rozpisywać cykliczne konkursy na malarstwo i grafikę, nawiązującą do polskiej tradycji? I przyznawać granty polskim firmom, które potem sięgną po owoce tych konkursów, żeby ozdobić nimi polskie produkty. Coś trzeba w końcu robić z tym naszym odwracaniem się od największej polskiej tradycji – tradycji historycznego i ludowego przedstawiania naszych świąt.
Inaczej pozostanie po nas szczerbaty uśmiech pustej dyni, ze świeczką w środku.