Czy nie pogrzebie nas żywcem tutaj, w piwnicy? – PIĄTY fragment książki SERHIJA KULIDY „Bucza. Wiosenny strzał. Krótka kronika okupacji”

Przed nami tylko śmierć, bieda, zagłada… Nie wiem dlaczego my, Ukraińcy, rozgniewaliśmy Boga… Dlaczego On wystawił nasz naród na taką próbę?… Co zrobiliśmy?… –  publikujemy kolejny fragment książki Serhija Kulidy „Bucza. Wiosenny strzał. Krótka kronika okupacji”.

„Bucza. Wiosenny strzał. Krótka kronika okupacji” to książka pisarza i dziennikarza Serhija Kulidy (napisana przy współpracy z Ihorem Bartkivem), poświęcona wydarzeniom na przedmieściach stolicy Ukrainy w pierwszych dniach rosyjskiej agresji. Jest to kronika wydarzeń (dzień po dniu), których świadkami są mieszkańcy Buczy, a także – pamiętnik autora, który trzy tygodnie spędził w piwnicy swojego domu chroniąc się przed ostrzałem. Wstęp i pierwszy fragment można przeczytać TUTAJ, drugi TUTAJ, trzeci TUTAJ, czwarty TUTAJ.  Tytuły fragmentów od redakcji portalu sdp.pl.

1 marca 2022, wtorek

Godz. 6.15, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego nr N, lokal nr NN. Z pamiętnika Serhija Kulidy

Rano jak zwykle zaniosłem pojemnik z „odpadami” do włazu kanalizacyjnego. (Swoją drogą zapomniałem napisać, że pod dowództwem naszego komendanta Oleksandra urządzono podziemne toalety. Są to zaklejone folią zakamarki w nieużywanych pomieszczeniach i dwa wiadra od farby. Jedno podpisane „M”, drugie – „K”. My mamy osobistą toaletę obok naszego podziemnego „mieszkania”).

Na podwórzu spotkałem Petra, poetę i taksówkarza.

– Mam dla ciebie paczkę papierosów – powiedział. – Chodźmy do mnie.

Petro mieszka na dziewiątym piętrze, ale winda nie działa. Musieliśmy pędzić pod górę, zatrzymując się, żeby złapać oddech. Chłopcy są już starzy, a i konsekwencje palenia stają się coraz bardziej widoczne.

– Tu mieszkam – znajomy pokazał przestronne trzypokojowe mieszkanie. – Spójrz na widok z okna! Stąd w linii prostej jest dwanaście kilometrów do Kijowa. Spójrz, miasto i wieża telewizyjna, jak w dłoni.

Tymczasem Petro pakuje mi torbę – nie tylko papierosy, ale i „kilka ziemniaków” („kilka” to pięć kilogramów), „proszę, daj Tamarze trochę kapusty i pomidorów”, trochę płatków, „bo ja ich nie jem” oraz „a może być bez kawy i słodyczy?”

Kiedy znosiłem to wszystko do piwnicy domem wstrząsnęły dwie potężne eksplozje. Po chwili oczekiwania ostrożnie udałem się na górę. Podwórze zasłane było fragmentami okaleczonych okien, pogiętymi dachami ganków i inną ślusarką. Kiedy podniosłem głowę, prawie zemdlał – pocisk uderzył w loggię Petra. Kolejny poleciał na trzecie piętro od wejścia nr 2.

Na szczęście, jak się okazało, mojemu przyjacielowi nic się nie stało. Był tylko lekko potłuczony…

Godz. 11.30, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego nr N, lokal nr NN. Z pamiętnika Serhija Kulidy

Postanowiłem udać się do Rady Miejskiej. Może kogoś zobaczę, usłyszę lokalne wiadomości, bo krążą plotki, że Rosjanie weszli już do Lisowej Buczy i Worzeli. Przeszukują mieszkania i domy w poszukiwaniu aktywistów, lokalnych polityków i dziennikarzy. Mówi się, że kacapskie hordy mają nawet listy z nazwiskami.

Drzwi do Urzędu Miejskiego były zamknięte, a przy bramie stali nieznani goście z karabinami szturmowymi. Wyjaśniłem kim jestem, że przez 14 lat byłem redaktorem naczelnym „Buczańskich Nowin”. Na próżno. Wojownicy, jak skała, byli nieruchomi. Odszedłem trochę zdenerwowany i zirytowany…

Po drugiej stronie ul. Energetyków znajduje się szpital. Od czasu do czasu podjeżdżają tam karetki i samochody, z których wynoszeni są ranni. Czuję się jak epizodyczna postać w jakimś filmie katastroficznym. Głównym bohaterem nie jestem ja, ale lekarze, którzy dzień i noc nie odchodzą od stołów operacyjnych.

Nawiasem, jak mówimy o lekarzach. Źle się czuję. W przededniu wojny dwóch profesorów, znanych „luminarzy” w świecie medycyny, doszło do wniosku, że mam guza, ale nie ma potrzeby go usuwać. Stwierdzili, że muszę brać pigułki i wszystko będzie dobrze. Mam pewne wątpliwości, czy tabletki działają. Nie ma żadnych zmian w samopoczuciu. Zapewniam sam siebie, że potrzeba trochę czasu, aby zaczęły działać.

Godz. 18.51, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego nr N, lokal nr NN. Z pamiętnika Serhija Kulidy

Właśnie przeczytałem w Internecie, że kacapi uderzyli w wieżę telewizyjną w Kijowie. Jeszcze dziś rano podziwiałam jej sylwetkę – i patrz… Boże, cóż to za suki! Niszczą mój Kijów!… Chcą wymazać naszą przeszłość z powierzchni ziemi.

Kanonada, zatrzymana na krótką chwilę, trwa ponownie. O dziwo (choć z przerwami) nadal jest gaz, woda, prąd i Internet.

Moje dziewczynki, czekając na zimne noce w piwnicy, pakują dodatkowe ciepłe rzeczy. Na zewnątrz jest mróz, a w pomieszczeniu magazynowym nie ma ogrzewania. Tyle, że wniesiono tam grzejnik, a nad drzwiami zawieszono koc. Chłopcy biegają z mieszkania do piwnicy i odwrotnie – z magazynu do mieszkania. Wszystko zależy od intensywności ostrzału. Z mojego punktu widzenia moja żona i córka są fatalistkami. Prawie nie reagują na wybuchy za oknem.

Myślałam, że jakaś książka oderwie mnie od ponurych myśli, ale czy taka istnieje… To, co jest napisane, nie jest postrzegane. Nerwy, trywialnie, jak napięta struna. Nie mogę pojąć, że mój świat zmienił się radykalnie. To całkiem prawdopodobne, że nie spotkam już części rodziny i znajomych. Że w każdej chwili mogę stracić mieszkanie, bibliotekę, kolekcję płyt, z której jestem bardzo dumny. A co najważniejsze, błagam Pana, aby ocalił życie mojej rodziny i oczywiście Yashy, który teraz patrzy na mnie przerażonymi oczami. Pogłaskałem zdezorientowanego psa po głowie i powiedziałem uspokajająco: „Wszystko będzie dobrze, Yasho. Wszystko będzie dobrze…” Podekscytowany pies, liżąc mnie po dłoni, wybiegł na korytarz i zrobił tam wielką kałużę. To jego wyraz emocji…

Godz. 21.33, Bucha, Bulwar Bohdana Chmielnickiego nr N, piwnica. Z pamiętnika Serhija Kulidy

Dziewczyny o czymś szepczą, a potem – niespodziewanie – wybuchają wesołym, beztroskim śmiechem.

– O czym mówicie? – Jestem zaskoczony.

– O kobiecych sprawach – odpowiada Tamara, spoglądając na mnie wesoło. – Na przykład o tym, jak się do mnie zalecałeś…

Rzeczywiście, w Tomoczce zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Kiedyś myślałem, że to jakiś rodzaj przenośni, ale właśnie tak mi się przydarzyło. To było ponad dwadzieścia lat temu. Mieszkałem wtedy w Stanach Zjednoczonych i pewnego razu w przeddzień Nowego Roku po raz kolejny poleciałem na Ukrainę. Zatrzymałem się w Kławdiewie, w domu rodziców, gdzie mieszkał i brat Saszko. Przez całą noc on i mój stary przyjaciel Wołodia świętowali powrót „syna marnotrawnego” do ojczyzny. Rano postanowiliśmy kontynuować „bankiet” w lokalnej kawiarni, która nosiła tradycyjną, często spotykaną, nazwę – „Brzoza”. Tutaj, na progu spotkałem niezwykle piękną, delikatną młodą kobietę.

– Chłopaki, coś knujecie – powiedziała z uśmiechem. – Otwieramy za dwie godziny. Więc…

– Tamaro – brat, który, jak się okazuje, znał właściciela kawiarni, wystąpił naprzód – to jest mój brat Serhij. Właśnie przyjechałem z Ameryki. Chcemy… Pozwól…

– Przepraszam – syknąłem nieudolnie – za najście. Jestem Serhii Kulida, poznajmy się.

– A ja jestem Tamara Kulida – zaśmiała się piękność.

– Czy ty naprawdę… Kulida? – zastanawiałem się, jąkając się.

– A ty?

– Ja, ja… Okazuje się, że też…

Następnie wziąłem w swoją dłoń jej zmarzniętą, delikatną dłoń i weszliśmy do środka… W tej chwili, ulegając jakimś niekontrolowanym uczuciom, spojrzałem ponownie na towarzyszy, którzy weszli za mną, i machnąłem ręką. „Proszę, chłopaki, zostawcie nas w spokoju”.

Wszystko zrozumieli i poszli pić gdzie indziej. Zostałem. Tego dnia prawie nie puściłem ręki Tamary, jakby bojąc się ją stracić. Rozmawialiśmy aż do nocy. Nie mogliśmy się sobą nacieszyć. I już wtedy zrozumiałam: nigdy nie opuszczę tej kobiety… I z czasem zostawiłem te obrzydliwe Stany, pobraliśmy się i zamieszkaliśmy w Buczy…

Godz. 22.56, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego nr N, piwnica. Z pamiętnika Serhija Kulidy

Położyliśmy się spać. Prawie zasnąłem, gdy weszła swatka ze swoim „basem”… Powiadam wam, to prawdziwy „Fender”! Nikt nie śpi… Oprócz oczywiście Oksany… Taki koncert rockowy…

2 marca 2022, środa

Godz. 6.05, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego nr N, piwnica. Z pamiętnika Serhija Kulidy

Świt się jeszcze nie obudził. Wszyscy moi śpią. Nawet swatka uspokoił się. Podszedłem do drzwi piwnicy, które na noc były zamknięte, i zapaliłem papierosa.

Na górze panowała cisza, czasami przerywana eksplozjami. Widziałem komendanta naszej „podziemnej twierdzy”.

– Nie możesz spać? – Oleksandr pytał o oczywistość.

Wzruszam tylko niedbale ramionami. Można to zobaczyć na własne oczy, że tak powiem. A potem z kolei zwracam się do sąsiada z nurtującym mnie od dawna pytaniem:

– Sasza, jak myślisz, kiedy – hipotetycznie, ugh, ugh, ugh – dom poważnie nas zakryje, nie daj Boże, zawali się… Czy nie pogrzebie nas żywcem tutaj, w piwnicy?

– Na pewno nie – odpowiada spokojnie nasz senior. – Mówię to jako były wojskowy. Przede wszystkim nasze ściany mają metr długości i są wykonane z cegły. Sam wiesz. Po drugie, piwnica ma betonowe ściany i podłogi, a po trzecie, na końcu korytarza piwnicy znajduje się wyjście do sąsiedniego pomieszczenie, przez które w razie czegoś będzie można wydostać się na powierzchnię. A tak przy okazji, są też okna, przez które można się wydostać. Dostępny jest także odpowiedni sprzęt – łopaty, łomy…

– Dziękuję, uspokoiłem się…

– Nie jesteś pierwszą osobą, która się tym interesuje. Wszystko będzie dobrze – uśmiecha się Oleksandr.

Godz. 9.00, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego nr N, dziedziniec. Z pamiętnika Serhija Kulidy

Zadzwoniłem do Mychajła Sydorżewskiego, który również mieszka w strefie działań wojennych, w Wyszhorodzie. Szef naszego Związku mówi, że nad ich domem cały czas coś przelatuje – zarówno samoloty, jak i rakiety. Martwi się o los NSPU (Narodowy Związek Pisarzy Ukrainy – red). Mówi, że prawdopodobnie zabierze swojego małego wnuka do obwodu żytomierskiego. Po złożeniu sobie nawzajem życzeń „wszystkiego najlepszego” żegnamy się.

Po naszej rozmowie pomyślałem, że przyszłość „Literackiej Ukrainy” także jest niepewna. Jak to teraz robić, pisać, wydrukować? Skąd w końcu zdobyć środki? W czasie pokoju potencjalni dobroczyńcy tylko obiecywali pomoc, a w czasie wojny…

Ciekawa jest jeszcze jedna rzecz. Przed wojną mój telefon nie cichł – dzwonili nasi pisarze, przysięgali szczerą, wieczną przyjaźń,, ale gdy zaczęły się kłopoty, tylko nieliczni pytali, czy jeszcze żyję w tej Buczy. Nie jestem urażony. Rozumiem, że „każdy umiera w samotności”, ale… Ale rozumiem, że w naszym kraju w niektórych przypadkach człowiek jest szanowany nie ze względu na inteligencję czy wszelakie talenty, ale ze względu na zajmowane stanowisko. Jednak, jak mówią Francuzi, c’est la vie.

Godz. 11.16, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego nr N, piwnica. Z pamiętnika Serhija Kulidy

Zięć postanowił wybrać się na ulicę Szewczenki, gdzie ma dom on, Nina i wnuk. Chce nakarmić swojego Alabaina i dwa koty. Mimo, że odradzaliśmy: „Teraz jest bardzo niebezpiecznie, natkniesz się na kacapy”, nie słuchał. – „Pójdę” – powiedział. „Nie jedli od kilku dni”. Wyszedł i wrócił za godzinę. Mówi, że po mieście jeżdżą rosyjskie BMP i transportery opancerzone, które założyły bazę w „piątej” szkole (dawnym internacie).

Przygnębia mnie to, że nie mam wiarygodnych informacji o sytuacji w Buczy. Jedni mówią, że miasto jest okupowane, inni zapewniają, że sytuacja jest pod kontrolą naszych Sił Zbrojnych.

Godz. 13.21, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego nr N, lokal nr NN. Z pamiętnika Serhija Kulidy

Ludzie czasami tracą panowanie nad sobą. Nerwy tego nie wytrzymują, a jakaś niewinna uwaga może wywołać burzę emocji. Zauważyłem, że w słowniku wielu osób pojawiły się niecenzuralne słowa. Nikt się nikogo nie wstydzi. Nawet „wyrafinowani intelektualiści” używają przekleństw. Mówią, że w ten sposób ludzie „odpuszczają”, że przeklinanie łagodzi ból. Jasne, tak właśnie jest. O tempora, o mores…

Od czasu do czasu rośnie także i tutaj napięcie pomiędzy „starymi i młodymi”. Tamara jednak mądrze rozładowuje „konflikty międzypokoleniowe”, nie doprowadzając sytuacji do kłótni.

Godz. 15.40, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego nr N, lokal nr NN. Z pamiętnika Serhija Kulidy

Kiedy dzieci wyszły, Tamara i ja zostaliśmy sami. Widzę, że czuje się źle, ale „zachowuje swój styl”.

– Posłuchajmy „Czerwonych Gitary”. Tych po niemiecku.

Żona nawiązuje do płyty „Rotten Gitarren” wydanej przez Polaków w 1978 roku w NRD. To właśnie te wykonania ich największych hitów stały się ulubionymi Tamary. Przyznam jednak, że ta płyta zespołu „Czerwone Gitary” brzmi po niemiecku, jak mówi mój wnuk, fajnie.

Ostrożnie kładę krążek na odtwarzaczu, wycieram kurz i opuszczam igłę… Przytuleni do siebie, siedzimy w ciszy na kanapie, słuchając „wiecznych” melodii polskiego zespołu. Powiedzieć, że jesteśmy smutni, to nic nie powiedzieć…

– Tomoczko, zobaczysz: wszystko będzie dobrze – próbuję jeszcze raz uspokoić żonę, ale też nie wierzę w prawdziwość moich obietnic. – Wszyscy będziemy żyć.

Nigdy… Przed nami tylko śmierć, bieda, zagłada… Nie wiem dlaczego my, Ukraińcy, rozgniewaliśmy Boga… Dlaczego On wystawił nasz naród na taką próbę?… Co zrobiliśmy?. .. Dlaczego ta dzika, ignorancka, śliniąca się rosyjska horda chce zniszczyć nasz kraj? Kto by pomyślał, że Rosja zdecyduje się na coś takiego?

Te pytania są w większości retoryczne i nie muszę na nie odpowiadać. I tak wszystko jest jasne: Rosjanie zawsze zaciekle nienawidzili Ukrainy, ich plany zawsze obejmowały zniszczenie naszego narodu.

A nasi zachodni „partnerzy” jak zwykle „wyrażają zaniepokojenie”. Jednak teraz już „bardzo głębokie”. Lepiej byłoby „zamknąć niebo”, dać broń…

Godz. 22.55, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego nr N, piwnica. Z pamiętnika Serhija Kulidy

Wieczorem Tamara i ja zostaliśmy zaproszeni na „herbatę” przez Tanyę, sąsiadkę chyba z siódmego piętra. Do 2014 roku mieszkała z rodziną w obwodzie donieckim, ale kiedy przyszli tam Rosjanie, zamieszkała w naszym bloku w Buczu. Kobieta jest bardzo gościnna i przyjemna w komunikacji. Opowiadała o okropnościach współistnienia z konkwistadorami „rosyjskiego świata”.

Siedzieliśmy dwie godziny, po czym wróciliśmy do naszych podziemnych „mieszkań”. Okazało się, że swatka przeniosła się do pobliskich boksów, gdzie nocowali Ninusia, Wołodia i zięć.

Dobranoc!…

Kolejny fragment wkrótce na naszym portalu.