Pisane w świetle latarki – SZÓSTY fragment książki SERHIJA KULIDY „Bucza. Wiosenny strzał. Krótka kronika okupacji”

Średniowiecze przyszło do piwnicy. Oleksandr przytwierdza świece do betonowych ścian. Sąsiedzi używają telefonów zamiast latarek. Od czasu do czasu wpadają na siebie w ciemności… – publikujemy kolejny fragment książki Serhija Kulidy „Bucza. Wiosenny strzał. Krótka kronika okupacji”.

„Bucza. Wiosenny strzał. Krótka kronika okupacji” to książka pisarza i dziennikarza Serhija Kulidy (napisana przy współpracy z Ihorem Bartkivem), poświęcona wydarzeniom na przedmieściach stolicy Ukrainy w pierwszych dniach rosyjskiej agresji. Jest to kronika wydarzeń (dzień po dniu), których świadkami są mieszkańcy Buczy, a także – pamiętnik autora, który trzy tygodnie spędził w piwnicy swojego domu chroniąc się przed ostrzałem. Wstęp i pierwszy fragment można przeczytać TUTAJ, drugi TUTAJ, trzeci TUTAJ, czwarty TUTAJ, piąty TUTAJ.  Tytuły fragmentów od redakcji portalu sdp.pl.

3 marca 2022, czwartek

Godz. 8.00, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego nr N, piwnica. Z pamiętnika Serhija Kulidy

Rano coś już bardzo grzmi. Nauczyliśmy się już odróżniać „wyjazd” od „przyjazd”. Teraz mogę usłyszeć, co słychać z zachodu. To znaczy, oczywiście, są to Rosjanie, którzy zajęli już Borodiankę, Niemiszajewo oraz inne wsie i weszli do Worzela. Stamtąd strzelają.

Chłopcy z sąsiedztwa, którym udało się już przeprowadzić rekonesans, mówią, że w Buczy słychać strzały z broni automatycznej. Barbarzyńcy próbują więc zdobyć miasto…

Godz. 10.13, Bucza, ul. Energetyków 12, Urząd Miasta Bucha. Z pamiętnika Serhija Kulidy

W tajemnicy przed Tamarą postanowiłem dowiedzieć się, jak wygląda sytuacja w Urzędzie Miasta. Udałem się tam ostrożnie, kryjąc się w cieniu okolicznych domów. Ani jednej żywej duszy na ulicy. Jakoś mroźno i wilgotno. Przelatuje mały, mokry płatek śniegu. I niespodziewana cisza… No, prawie…

Zerkam ostrożnie zza rogu Urzędu Miejskiego i widzę przy wejściu pięciu mężczyzn ubranych w ukraińskie mundury. Obserwuję, jak mówią do swojego smartfona, że ​​„nad miastem Bucza wisi ukraińska flaga” i podnoszą ją na maszt.

Z radości pobiegłem, kulejąc, do domu, aby przekazać dobrą nowinę – nasze miasto zostało wyzwolone. Ale nie zdążyłem się podzielić się „dobrymi wiadomościami”, ponieważ rakiety zaczęły gorączkowo latać nad domem.

Nieco później Roma przeczytała na portalach społecznościowych wiadomość, że hordy wkraczają do Buczy z różnych stron. Mam pytanie: co to było z tym podniesieniem flagi? Czyżby Bucza została „wyzwolona” tylko na dziesięć, piętnaście minut, a potem dostała się ręce kacapów? Co to jest? Głupi pijar? Próbowali podnieść morale? Jak mawiała Ninusia, gdy była nastolatką: „Jesteś dziwny!”

Godz. 19.32, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego nr N, piwnica. Z pamiętnika Serhija Kulidy

Nastrój wszystkich jest, delikatnie mówiąc, zły. Sąsiedzi, podobnie jak my, weszli do swoich podziemnych „kabin” i niemal szeptem omawiają sytuację. Jasne, że można się spodziewać nieproszonych gości…

Doświadczona Tatiana, o której już wspomniałam, spaceruje wśród ludzi i radzi, aby w miarę możliwości chować zagraniczne paszporty i kosztowności w jakiejś kryjówce. Może ona ma rację.

Nagle to przerażające oczekiwanie zostało przerwane przez zięcia.

– Chodźcie, mama Toma i tata Seryoza, napijmy się! – Denis pocieszał się. – Zabrałem kolekcję z baru. Tak, na wszelki wypadek… Proszę… Kto ma ochotę na whisky, a może koniak, wino… Nie wstydzić się…

Co zaskakujące, propozycja zięcia zadziałała. Ludzie wyraźnie się ożywili. Tamara zaczęła szukać słodyczy, a ja „szczerze zazdrosny” (od dziesięciu lat nie piję alkoholu) zaczęłam parzyć kawę. Jak to mówią, na bezrybiu i rak ryba…

I tak dzień minął aż do wieczora. Nie bez powodu średniowieczni Europejczycy nazywali wódkę aqua vitae – „wodą życia”. A Maksym Rylski, który lubił „używać”, napisał kiedyś wiersz o następującej treści:

Nasz Kijów jest sławny

Najdroższe nam:

Jest też aqua vita,

Znajduje się tu także świątynia nauki.

4 marca 2022, piątek

Godz. 9.20, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego nr N, lokal nr NN. Z pamiętnika Serhija Kulidy

Wszystko więc wskazuje na to, że Bucza jest okupowana. Nie mogę uwierzyć, że to napisałem. Jakie skur…

Dawno, dawno temu moja babcia Hanna, jeśli pojawiały się jakieś kłopoty życiowe, powtarzała: „Aby tylko wojny nie było”. Ja, nastolatek, nie zwracałam zbytniej uwagi na jej wypowiedzi. I teraz zrozumiałem, co moja babcia miała na myśli. To upokarzający stan, kiedy zostaje się pozbawionym możliwości wpływania na otaczające nas wydarzenia, kiedy życie nasze i bliskich zależy od okoliczności, nastroju czy „dobrej woli” jakiegoś rosyjskiego kretyna, który potrafi zastrzelić człowieka dla zabawy lub tortury…

Z krążących po mieście informacji o barbarzyńskim charakterze Rosjan już wiadomo, że ich jednostki przypominają Sonderkommando, a Ukraińcy w ich rozumieniu (Putin wielokrotnie to podkreślał w zawoalowany sposób)  to podludzie. Gorsza rasa. A teraz Rosja przystąpiła do „ostatecznego rozwiązania kwestii ukraińskiej”. Podobnie jak naziści eksterminowali Żydów podczas II wojny światowej.

Mam przeczucie, że może nas czekać coś na wzór Holokaustu. Przypomnijcie sobie choćby Baturyn z listopada 1708 roku, gdzie Rosjanie na rozkaz Piotra I bezlitośnie wymordowali ponad 10 tysięcy Kozaków i mieszczan.

Pogrzebałem w swoich notatkach i znalazłem wymowny cytat Mykoły Markewicza o „Rzezi Baturyna”. Historyk napisał, że osobista straż kozacka hetmana, serdiukowie, zostali częściowo wycięci, częściowo związani linami w jeden tłum… Mieńszykow polecił katom rozstrzelać; wojsko, wszędzie i zawsze gotowe do grabieży, rozproszyło się po domach zwykłych ludzi i nie odróżniając niewinnych od winnych, eksterminowało spokojnych obywateli, nie oszczędzając ani kobiet, ani dzieci. Zwykła śmierć sama w sobie polegała na ćwiartowaniu żywych, obracaniu ich i przebijaniu, a następnie wymyślono nowe rodzaje męki, których wyobrażenie budzi przerażenie.

I czy tylko w Baturynie „wielcy Rosjanie” dopuścili się nieludzkich zbrodni?…

Jestem pewien, że nietrudno zdać sobie sprawę, że kacapy pokażą na Ukrainie swoją prawdziwą naturę i w pełni zamanifestują bestialską istotę „ruskiego miru”.

I wtedy przypomniały mi się słowa wiersza, w którym jego autor Jewhen Jewtuszenko pytał: „Czy Rosjanie chcą wojen?” Dziś odpowiedź brzmi: tak.

Godz.13.00, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego nr N, piwnica. Z pamiętnika Serhija Kulidy

– Na podwórko – ani kroku – rozkazuje mi Tamara. – Ludzie mówią, że Rosjanie szaleją. Potrafią strzelać za nic…

Obiecuję, że będę posłuszny. Ale bądź mądry, mój zawód pozostawia ślad w charakterze. Zawsze muszę być „wtajemniczony”…

W domu zabrakło prądu, ogrzewania i gazu.

Średniowiecze przyszło do piwnicy. Oleksandr przytwierdza świece do betonowych ścian. Sąsiedzi używają telefonów zamiast latarek. Od czasu do czasu wpadają na siebie w ciemności.

Posiadamy również mały zapas świec. Ponadto Tamara zorganizowała kuchenkę na naftę. Siedzimy w półmroku pod stłumionymi eksplozjami, pogrążeni w myślach. Czasem pod wpływem chwili rozmawiamy o błahych rzeczach.

Żona ubolewa, że można było wyjechać. Milczę, bo czuję się winny…

Ledwo widzę, co przed chwilą napisałam w notesie. Jest za ciemno…

Godz.18.30, Bucza, bulwar Leonida Biriukowa nr 2, supermarket „Silpo”. Z pamiętnika Serhija Kulidy

Poszła plotka, że ​​„Silpo” zostało otwarte. To tylko trzysta metrów od naszego domu, postanowiłem więc udać się do supermarketu. Tamara kategorycznie się temu sprzeciwiała, ja jednak uparłem się przy swoim zdaniu – rezerwy nie pozwolą nam długo wytrzymać. Choć w lodówce, która już nie działa, zostało jeszcze trochę mięsa, ryb i kiełbasy przechowywanych na „czarną godzinę”. Żona narzeka, ale zgadza się:

– Tylko bądź ostrożny. Błagam cię…

Wziąłem torbę i wprost wzbiłem się w powietrze. Ostrożnie przeszedłem przez łuk łączący nasze podwórko z bulwarem Chmielnickiego. Rozglądając się, przebiegłem przez ulicę i na skrzyżowaniu z autostradą skręciłem w lewo, w kierunku „Grand Bourget”, gdzie znajduje się „Silpo”. Po drodze dogoniłem grupę ludzi, którzy również wybierali się na zakupy.

W pobliżu „Grand Bourget” leżał niewybuch z „Gradu”, dalej – nasz pojazd bojowy. Jakiś starzec w pobliżu „Silpo” opowiadał, że rosyjscy żołnierze wyważyli drzwi do marketu i na jego oczach weszli do środka…

Wewnątrz „Silpo” był tłum ludzi, którzy w ciemnościach zamiatali z półek wszystko, co wpadło im w ręce. Czułem się jakoś nieswojo, że tak naprawdę muszę rabować… „Teraz nie chodzi o sentymenty” – uspokoiłem swoje nadszarpnięte sumienie. Musisz przetrwać…

Do torby wrzucam kawę, herbatę, kilka opakowań różnego rodzaju płatków… Ktoś krzyknął w ciemności: „Tutaj konserwy!” Ale kiedy poszedłem w stronę skąd dochodził głos, mądrzejszych buczan było już tam pełno. Podniosłem kilka puszek „byczków w pomidorach”, które leżały na podłodze i bardzo mnie to ucieszyło. W pobliżu działu z chlebem znalazłem dwa bochenki. Zostały oczywiście zdeptane, ale były w celofanie, więc zmieniły jedynie kształt, stając się czymś w rodzaju lawaszu. I nagle – cud! Wpadam na stojak z krakersami, ciasteczkami i goframi, który nie został jeszcze splądrowany. To szczęście!

Na zewnątrz jest zimno i pada deszcz. Robi się ciemno.

Starsza kobieta po osiemdziesiątce ledwo wyciąga rower z pobliskiego „Epicentrum”.

– Babciu, po co ci on? – pyta mężczyzna. – Zaraz upadniesz gdzieś razem z nim.

– Dla wnuka – świszczy głośno staruszka, jedną ręką trzymając się za serce, a drugą mocno ściskając kierownicę jednośladu. – Na urodziny będzie…

Ale co tam babcia.. Inni z „Epicentrum” na wózkach ciągną „plazmy”, lodówki, pralki, fotele, pościel, cały asortyment… A także – co mnie po raz kolejny dziwi – zabawki. Wózki są pełne dziecięcych zabawek. Na twarzach rabusiów widać radość, a jednocześnie skupienie: „Musimy jeszcze wykonać kilka ruchów… Taki gratisik, do cholery”…

Zapaliłem i wróciłem do domu. Po drodze coś koło mnie kliknęło. Przyszło mi nawet do głowy, że trochę jakby cykada. Naprawdę to były… rykoszety od kul. Strzelali gdzieś od strony Worzela, ze znacznej odległości, więc nie trafili.

A ja, wyobraziłem sobie ten obrazek, niczym bajkowy Mikołaj z torbą prezentów i papierosem w zębach, rzuciłem się do najbliższego rowu biegnącego wzdłuż toru. Odpocząwszy chwilę, wkradłem się do domu w złowieszczym mroku. Szczęśliwy, że nie było ofiar.

W piwnicy niecierpliwie czekała jego żona.

– Już się o ciebie bałam – Toma mnie przytuliła. – Jesteś naszym żywicielem rodziny!

Pisane w świetle latarki w piwnicy.

Godz. 20.10, Bucza, Bulwar Bohdana Chmielnickiego nr N, piwnica. Z pamiętnika Serhija Kulidy

Wieczorem „bankietowaliśmy”. W oczach moich bliskich byłem bohaterem! Właściwie to czułem się upokorzona faktem, że muszę zdobywać pożywienie w tak niegodny sposób. Ale co tu można zrobić… A la guerre comme a la guerre, jak mówią Francuzi…