ZBIGNIEW BRZEZIŃSKI:  O obiektywizmie (nieco) polemicznie

Dlaczego politycy powinni z całych sił wspierać obiektywne media? „Komuno wróć”, czyli dlaczego wracamy do informacyjnego monopolu? Kiedy stan obecny przestanie się komukolwiek opłacać?

 

Temat obiektywizmu w kontekście jawnego politycznego zaangażowania mediów pojawiał się niejednokrotnie na portalu sdp.pl. Ostatnio ukazało się kilka tekstów, które spokojnie można zebrać w jeden e-book i dostarczyć studentom dziennikarstwa jako przestrogę. Autorzy tych artykułów: Łukasz Warzecha,[1] Wojciech Pokora,[2] Adam Socha,[3] ks. Mariusz Frukacz[4]ks. Artur Stopka[5] stwierdzili, że obecna sytuacja jest bezprecedensowa  i jednoznacznie negatywna. Niestety nadziei z tych tekstów wynika niewiele. Co ciekawe, wszyscy z wyżej wymienionych, w materiałach o braku obiektywizmu przedstawili głównie swój punkt widzenia, a temat wręcz zaprasza do skorzystania z opinii świata zewnętrznego. Niniejszy artykuł poprzednie (ważne!) wypowiedzi uzupełnia i rozszerza o stanowisko uczonych, wyrażone specjalnie dla portalu sdp.pl.

 

Ab ovo

 

Od czego zacząć analizę tak złożonego zagadnienia? Można od przywołania definicji obiektywizmu, którą w Słowniku języka polskiego PWN zredagowano w następujący sposób: przedstawianie i ocenianie czegoś w sposób zgodny ze stanem faktycznym, niezależnie od własnych opinii, uczuć i interesów[6]. Można zacząć od poszukiwania początków tego ponurego procesu, przy którym długoletnie dyskusje o upolitycznieniu mediów publicznych bledną. Można też zauważyć, że nasze (odbiorców mediów) oczekiwanie obiektywizmu jest zaskakująco wybiórcze. Dlaczego więc spodziewamy się go w prognozie pogody, doniesieniach ze świata sportu, a nawet gospodarki, gdzie prezentowane są punkty widzenia różnych środowisk (przedstawicieli władzy, przedsiębiorców, ekonomistów, konsumentów), a nie wykazujemy takiej postawy wobec informacji ze świata polityki? Pytamy o to socjolog dr hab. Janinę Kowalik.

 

Chyba przyzwyczailiśmy się, że tak po prostu musi być. Warto przy tym zauważyć, że media przestały być dochodowe w rozumieniu płatnego dostępu do treści, a utrzymują się głównie z reklamy. W tym wypadku w rywalizacji na przykład o zlecenia spółek skarbu państwa, silnie powiązanych z obozem władzy, okazuje, że są równi i równiejsi. Zadowoleni z takiego rozwiązania będą więc chętniej wspierać rządzących, a nieusatysfakcjonowani wyrażać sprzeciw wobec ich polityki w ogóle – zauważa dr hab. Kowalik.

 

Czy odbiorcy mediów, któregoś dnia zareagują przeciwko brakowi obiektywizmu i dlaczego nie reagują na to już dziś?

 

Nie protestujemy, bo jeszcze nam się najwidoczniej „nie przelało”. W spolaryzowanym pod względem politycznym społeczeństwie zgodność poglądów z przekazem jest kluczowym czynnikiem akceptacji informacji. Jeśli jej nie dostrzegany w przekazach medialnych, to stwierdzamy po prostu, że ich nadawcy „nie są nasi”. Można powiedzieć, że budujemy psychologiczną barierę przed przyjmowaniem informacji, które nie są zgodne z naszą opinią na jakiś temat. Wydaje się wręcz, że czy to w kwestii faktów czy ich oceny, ciągle jesteśmy na froncie politycznej wojny o wciąż rosnącej sile. Paradoks polega na tym, że przed 1989 rokiem jednostronny przekaz mediów był narzucony, a Polacy wówczas świetnie wiedzieli, że to propaganda. Dziś sami wybieramy, a co gorsza akceptujemy nieobiektywny przekaz i to jest niepokojące – konstatuje ze smutkiem Janina Kowalik.

 

W tej wypowiedzi pojawia się kilka wątków, na które warto zwrócić szczególną uwagę – kwestie wpływów z reklamy i nowe spojrzenie na tzw. „bańki informacyjne”. Wystarczy przypomnieć sobie „Trybunę Ludu”, czy „Żołnierza Wolności” – główne tuby propagandowe czasów PRL. To mają być wzorce dla dziennikarstwa w wolnej Polsce? Niech to pytanie na razie po prostu tu zostanie.

 

Politycy rżną gałąź na której siedzą

 

Przywołani autorzy publikacji na sdp.pl podkreślali niespotykane w III RP jawne, polityczne zaangażowanie mediów. Czy politykom w Polsce ten stan odpowiada? Pytamy o to politolog dr Agnieszkę Zarembę:

 

Odpowiada tym, którzy są w tej samej opcji politycznej, którą popiera dane medium. Wówczas nie muszą się specjalnie przygotowywać, bo wiedzą, że i tak zostaną pokazani w dobrym świetle. Gorzej jest jednak, gdy muszą porozmawiać z redakcją mniej przychylną. Wówczas staje się to wręcz aktem odwagi. Ten stan jednak nie jest dobry. Brakuje bardzo telewizji niezaangażowanej jednostronnie, jak BBC, czy ZDF, w której każdy polityk zostanie potraktowany tak samo. To może mieć korzystny wpływ nie tylko na jakość debaty publicznej w naszym kraju, ale na poziom polityki w ogóle. Mając świadomość konieczności obrony swojego stanowiska, czy jego klarownego przedstawienia gronu odbiorców, którzy nie należą w stu procentach do naszego twardego elektoratu, wymaga lepszego przygotowania ale też głębszej refleksji nad działaniami własnymi, czy ugrupowania, które reprezentujemy – stwierdza dr Zaremba.

 

Czy jeśli obecny podział utrzyma się dłużej, to będą tego jakieś negatywne konsekwencje dla klasy politycznej?

 

Należy spodziewać się konsekwencji i to znaczących – odpowiada dr Zaremba. – Politycy staną się wiarygodni tylko dla „swoich” i na tym koniec. Nie będą mieli możliwości wyjścia poza grono odbiorców wspierającego ich medium. Już dziś widać po przykładzie Szymona Hołowni, że social media mogą odgrywać istotną rolę i w budowaniu pozycji politycznej. Pokazuje to ponadto, że ludzie szukają czegoś innego niż jednostronny przekaz – właśnie obiektywizmu.

 

Jest więc jakieś światełku w tym tunelu stronniczości? A może obiektywizmu należy wymagać tylko od mediów publicznych, a prywatnym pozostawić jednostronność i realizowanie linii politycznej właściciela?

 

Bez względu na to kto jest właścicielem, ludzie wrócą do obiektywnych mediów. Jeśli komuś będzie zależało na jakości widowni, która będzie się przekładała na reklamy dla ludzi ciekawych świata, zainteresowanych poszukiwaniem prawdy i różnych punktów widzenia, będzie starał się taką zbudować. Stan pandemii udowadnia już teraz, że szukamy wiarygodnych informacji w świecie straszenia, fake newsów i dezinformacji. Politycy powinni być grupą żywotnie zainteresowaną istnieniem obiektywnych mediów, bo tylko wówczas ich ocena dla nieprzekonanego wyborcy będzie wiarygodna. Sądzę, że będą się też buntować obiektywni dziennikarze, pokazujący, że etos dziennikarski jeszcze istnieje – dodaje dr Zaremba.Dzięki temu media wyjdą z zaklętego koła nieistotnych newsów, nierzetelnych prognoz i nieodpowiedzialnych komunikatów.

 

Jeśli redakcje faktycznie chcą lepszej polityki i lepszych polityków to kluczem, który mają do tych drzwi cały czas przy sobie, jest właśnie obiektywizm. A jeśli media interesuje tylko zadyma i polityczne kibolstwo, to mogą zająć się rzucaniem rac i malowaniem wulgarnych transparentów, a dziennikarstwo zostawiam komuś innemu.

 

W skali europejskiej

 

Komisja Europejska już w poprzedniej dekadzie wyrażała opinię, odnosząc się głównie do social mediów, że istnieje ryzyko, iż zamkniemy się w „bańkach” komunikacyjnych. Będziemy więc przyswajać jednostronny punkt widzenia, zgodny z naszymi przekonaniami na jakiś temat. Czy jednak obiektywizm można „wymusić” na drodze regulacji prawnych? Dr Bartłomiej Zapała dziennikarz i ekspert w kwestiach europejskich odpowiada:

 

Mam duże wątpliwości, czy regulacje prawne byłyby skuteczne. Nie sądzę też, by mogły w ogóle powstać. Mamy wolny rynek i swobodę wyrażania poglądów. Prawa człowieka gwarantują nam nieskrępowane artykułowanie swoich przemyśleń – nawet tych, które są nacechowane krytycznie albo dezinformują. W przestrzeni publicznej mówienie, że Ziemia jest płaska, jest bezkarne. Prawem osobistym każdego jest też to, skąd czerpie wiedzę o świecie. Dla jednych źródłem informacji jest spotkanie kółka różańcowego, dla innych wybrane media, dla nielicznych kilkugodzinne analizy doniesień z różnych redakcji, żeby poznać niejednorodne punkty widzenia i interpretacje faktów. Warto też zauważyć, że sami politycy często świadomie dezinformują. Trudno więc przypuszczać, że poprą powstanie regulacji prawnej, która tego zakaże.

 

Czy są jakieś inne rozwiązania?

 

Standardy, dobre praktyki, wskazywanie wiarygodnych źródeł. Historia prasy pokazuje, że dziennikarze miewają problem z obiektywizmem. Media o długiej tradycji funkcjonowania potrafią jednak reagować, gdy ktoś z grona ich autorów okaże się nierzetelny: prostować opublikowane już treści lub nawet rezygnować z dalszej współpracy. Przy czym dotyczy to mediów zinstytucjonalizowanych. W Internecie powstaje mnóstwo serwisów, które nie podlegały żadnej rejestracji. To rodzi szereg nowych wyzwań. Na przykład czy mamy w nich prawo do sprostowania? Prawo nie nadąża za zmianami nie tylko w tym wypadku. Radio Nowy Świat, czy powstające Radio 357 nie występują przecież o koncesję do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Wracając do pytania: możemy pokazywać dobre wzorce, tylko, że trudno nam we współczesnej Polsce ustalić, które źródło jest naprawdę wiarygodne i obiektywne. Tu raczej nie będzie konsensusu nawet między medioznawcami – ocenia dr Zapała.

 

Utyskujemy na polityczne zaangażowanie mediów, ale czym się to właściwie przejawia?

 

Złamana została zasada podziału przekazu na dwie sfery: informacji i redakcyjnego komentarza. Odbiorca dowolnego medium mógł się spodziewać, że fakty zostały przedstawione w sposób rzetelny, natomiast komentarz miał już charakter światopoglądowy. Dziś zaangażowane politycznie redakcje nie funkcjonują w tym standardzie. Radykalizacja nastrojów społecznych też temu nie sprzyja. Na przykład zwolennicy brexitu uważali, że materiały BBC są zmanipulowane, mimo, że ta telewizja dla zachowania standardów oddawała antenę też przedstawicielom frakcji propagującej wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Spotykało się to z kolei z krytyką zwolenników pozostania we wspólnocie – dopowiada dr Zapała.

 

Czy oczekiwania odbiorców mediów, że otrzymywać będą tylko przekaz zgodny z ich przekonaniami politycznymi, mają szansę się zmienić?

 

To jest kwestia samoopamiętania, autorefleksji. Znam ludzi, którzy korzystając stale z tego samego medium, zaczynają zwracać uwagę na sposób, w jaki są im dostarczane informacje. Każdy może w tym wypadku spróbować takiego mechanizmu: czy równie ochoczo zgadzalibyśmy się z podaną krytycznie argumentacją, gdyby dotyczyła drugiej strony, tej, z którą się identyfikujemy? A może uznalibyśmy to za karygodne? To wymaga wyjścia ze swojej strefy komfortu. Raczej nie lubimy, gdy ktoś podważa nasz punkt widzenia. Taka zmiana, krok w stronę oczekiwania obiektywizmu, musi jednak nastąpić w nas samych. Nie wyobrażam sobie, że wiarygodność materiałów w Internecie zaczniemy oceniać gwiazdkami – bo kto to niby miałby robić, żeby nie być przy tym stronniczym? Algorytm? Prywatna firma? – zastanawia się dr Zapała.

 

Jaka jest szansa na zmianę sytuacji?

 

Brałem udział w spotkaniu z Aidanem Whitem, założycielem sieci Ethical Journalism Network i byłym sekretarzem generalnym International Federation of Journalists. Zwracał uwagę na to, że media za mocno zaangażowały się w rolę świadka. Redakcje spieszą się z przekazaniem informacji, nie zwracając uwagi, że ucieka przy tym a przy tym ucieka przy tym mnóstwo z tego, co naprawdę ważne. We współczesnym świecie dziennikarz już nigdy nie będzie pierwszy, chyba, że przez przypadek. Szybsi będą użytkownicy mediów społecznościowych, w tym politycy. Tempo podawania komunikatów, które jest dziś jeszcze motorem napędowym, musi ustąpić wiarygodności. To ona decyduje o nadaniu rangi wydarzeniu czy problemowi. Ta wiarygodność nie musi dotyczyć całych redakcji czy tym bardziej grup medialnych. Każda może mieć kłopoty z zachowaniem obiektywizmu we wszystkich swoich materiałach. Dla mnie ważniejsze od winiety jest imię i nazwisko dziennikarza, jego wiarygodność i to czy w swojej pracy spełnia standardy rzetelności i obiektywności – stwierdza dr Zapała.

 

Krótkie spojrzenie w przyszłość

 

Jak się okazuje to politycy są tą grupą, która powinna być żywo zainteresowana restauracją obiektywnego dziennikarstwa. To nie wróci na mocy żadnej regulacji prawnej, ale będzie efektem autorefleksji odbiorców lub (i to jest naprawdę dobry wariant) samych redakcji. Bo jeśli dziennikarze chcą lepszej polityki i lepszych polityków to drogą do tego jest obiektywizm, a nie klepanie po plecach. To samo dotyczy ewentualnego nacisku reklamodawców, którzy, jak ostatni bastion, starają się w Polsce nie angażować w spory. Medialna „komuna”, w którą tak ochoczą włączyło się wielu Polaków, kultywując monopol i jednostronność informacji, w końcu upadnie. Być może rozsadzona od środka, przez dziennikarzy, którzy powiedzą: dość!

 

Największa na świecie organizacja dziennikarzy International Federation of Journalists w prognozach dotyczących przyszłości dziennikarstwa i ponurej ocenie rzeczywistości, w której na treściach zarabiają najlepiej ci, którzy ich nie wytwarzają (Facebook i Google), stwierdziła, że „media są dobrem publicznym i powinny służyć interesowi publicznemu, a nie programom politycznym lub chciwym korporacjom”[7]. Czas wziąć sobie te słowa do serca, bo tylko takie dziennikarstwo, w opinii IFJ jest warte obrony.

 

[1] https://sdp.pl/jako-dziennikarze-zaorzemy-sie-sami-uwaza-lukasz-warzecha/ – dostęp 13.11.2020 r.

[2] https://sdp.pl/wojciech-pokora-daleko-zaszlo-ze-do-tego-doszlo/ – dostęp 13.11.2020 r.

[3] https://sdp.pl/adam-socha-albo-jestes-z-nami-albo-przeciw-nam/ – dostęp 13.11.2020 r.

[4] https://sdp.pl/potrzeba-jezyka-ktory-leczy-ks-mariusz-frukacz-o-mediach-w-czasie-protestow/ – dostęp 13.11.2020 r.

[5] https://sdp.pl/schylek-bezstronnosci-pyta-ks-artur-stopka/ – dostęp 13.11.2020 r.

[6] https://sjp.pwn.pl/sjp/obiektywizm;2569460.html – dostęp 13.11.2020 r.

[7]https://www.ifj.org/what/future-of-journalism.html – dostęp 11.11.2020 r.