Wywiad Gorana Andrijanića z Jolantą Hajdasz dla chorwackiego portalu „Poljska u mome srcu” (tłum. „Polska w moim sercu”)

„Tusk chce usunąć z mediów głos prawicowej opozycji”  to tytuł rozmowy  Gorana Andrijanića, chorwackiego dziennikarza, współpracownika tygodnika „Sieci” i  portalu wPolityce.pl z Jolantą Hajdasz , wiceprezesem SDP , jak napisano – najstarszego i najaktywniejszego stowarzyszenia dziennikarskiego w Polsce. 

Rozmowa ukazała się na początku tego miesiąca.  Publikujemy poniżej jej treść .

„Poljska u mome srcu” to istniejący od 8 miesięcy portal internetowy w języku chorwackim, na którym publikowane są artykuły dotyczące szeroko rozumianej problematyki polskiej. Dostępny jest powszechnie  w formie subskrypcji.  Nazwa portalu pochodzi od tytułu chorwackiej piosenki  z 1981 r. „Polska w moim sercu” autorstwa Johnny’ego  Štulića, gitarzysty i wokalisty  zespołu rockowego Azra z Zagrzebia, bardzo popularnego  w latach 80-tych XX wieku w Jugosławii. Utwór pochodzi z drugiego albumu zespołu  pt. „Słoneczna strona ulicy”, wydanym niespełna w rok po strajku w Gdańsku. Piosenka „Polska w moim sercu”  została zadedykowana NSZZ Solidarność,  Polsce i Papieżowi Janowi Pawłowi II.

Publikacja wywiadu TUTAJ.

Treść wywiadu:

Goran Andrijanić: Jak Wasze stowarzyszenie komentuje to, co dzieje się w TVP po objęciu władzy przez Donalda Tuska? Czy jest to zwykłe przejęcie władzy w mediach publicznych, czy może coś zupełnie innego?

Jolanta Hajdasz: Wg mnie to jest zaplanowany  demontaż systemu medialnego, to zabijanie demokracji. Polityk obecnego rządu czyli nowy minister kultury stawia media publiczne w stan likwidacji, bo zgodnie z opisanymi w prawie procedurami nie może  z dnia na dzień  odwołać prezesów  Telewizji Polskiej, Polskiego Radia i Polskiej Agencji Prasowej, woli więc łamać i naginać prawo, by tylko usunąć niewygodnych dla siebie szefów mediów publicznych.  Wyciągnięcie rąk po media publiczne, twierdzenie, że w ten sposób naprawia się sytuację, jest odwracaniem uwagi społeczeństwa od nadrzędnego celu, który prześwieca Donaldowi Tuskowi: przekaz informacyjny w Polsce ma być jak przed laty – taki jaki sobie życzy obecny rząd. Do społeczeństwa nie może dotrzeć żaden pogląd, żadna informacja, które byłyby sprzeczne z ich wizją świata, z krytyką np. niektórych pomysłów Unii Europejskiej.

Proces siłowego przejmowania mediów poprzedzony był długimi przygotowaniami.  Do tego służyło dehumanizowanie pracowników mediów publicznych,  uderzanie w ich godność, odbieranie im prawa do nazywania się dziennikarzami. Robili to politycy ówczesnej opozycji, a nagłaśniały sprzyjające im media.   Już po przejęciu władzy uniemożliwiano mediom publicznym realizowanie swoich zadań. 20 grudnia ub. roku wynajęci przez ludzi związanych z nowym rządem ochroniarze zablokowali sygnał TVP INFO, wyłączyli sygnał TVP World, czy sygnały programów regionalnych.  Środowisko premiera Tuska przez te kilka dni, gdy już był nowy rząd , a jeszcze poprzednie kierownictwo TVP, to odmawiało dziennikarzom TVP przyznawania akredytacji. Nie mogli oni brać udziału w konferencjach prasowych szefa rządu czy  ministrów.Grudniowy szczyt Rady Europejskiej odbywał się bez udziału dziennikarzy mediów publicznych z Polski, choć zawsze z poprzednim premierem na takie wydarzenia jeździli dziennikarze wszystkich najważniejszych mediów bez względu na polityczne preferencje. Dziś ministrowie  rządu  Donalda Tuska  nie wpuszczają na swoje konferencje prasowe jedynej małej  telewizji prywatnej – TV Republika,  która stara się na żywo relacjonować bieżące wydarzenia. Wszystko to po to, by w otoczeniu premiera nie pojawiali się dziennikarze, którzy mogą zadać mu niewygodne pytania.

 Zwolennicy posunięć Tuska twierdzą, że TVP była za czasów PiS całkowicie upolityczniona i miała jednostronną narrację. Jak to Pani skomentuje?

To nie jest taka prosta sytuacja. Przez to,  że w Polsce praktycznie wszystkie największe komercyjne stacje telewizyjne i radiowe mają charakter lewicowy, liberalny i od wielu lat sprzyjają partii obecnie rządzącej , to zmiana w mediach publicznych po dojściu do władzy Prawa i Sprawiedliwości w 2015 roku było koniecznością, by w ogóle realnie stanowisko Prezydenta, rządu czy Sejmu było przedstawione opinii publicznej. Bez tego było wszędzie takie samo wyśmiewanie prawicy, szyderstwa i pomijanie każdego sensownego rozwiązania proponowanego przez PiS.  Dopiero tamte zmiany , które zaszły w mediach publicznych sprawiły, że w medialnym przekazie mieliśmy pluralizm. Teraz znowu wracamy do punktu wyjścia i mamy zamknięcie systemu medialnego na głos prawicy. To, co zrobił rząd Donalda Tuska z mediami publicznymi oznacza, że praktycznie znowu nie ma  mediów, które przedstawiają  poglądy obecnej opozycji czyli ponad 7,5 miliona osób, bo tyle głosowało w ostatnich wyborach na Prawo i Sprawiedliwość. Symbolem tego obecnego braku pluralizmu w Polsce jest pierwszy i jak na razie jedyny wywiad, jakiego udzielił Donald Tusk po objęciu rządu 13 grudnia. Przeprowadziły go zgodnie w tym samy miejscu i czasie (12 stycznia 2024 r.)  trzy teoretycznie rywalizujące ze sobą stacje telewizyjne – komercyjne Polsat (własność polska) i TVN (własność USA)  oraz publiczna przejęta przez obecny rząd TVP. Żaden z tych dziennikarzy niby tak różnych mediów nie zadał premierowi Tuskowi trudnego pytania, nikt nie polemizował z nim, ani nie próbował choć przez chwilę być głosem opozycji.  Te stacje to w Polsce nr 1 , nr 2 i nr 3 na rynku mediów, w sumie na wszystkich kanałach ogląda je regularnie ponad  połowa wszystkich Polaków. Wcześniej te główne stacje komercyjne sprzyjały opozycyjnej wtedy partii Donalda Tuska, a media publiczne przedstawiały punkt widzenia rządzących , bo na pewno nie robiły tego media komercyjne. Ale na pewno w przestrzeni publicznej były obecne główne poglądy polityczne . Teraz ma tego nie być.

Jak Pani ocenia polską scenę medialną w ostatnich latach? Moje wrażenie jest, że charakteryzuje się ona ideologicznym i światopoglądowym pluralizmem oraz wolnością, jakiej nie ma żaden inny kraj, który wyszedł z komunizmu. Z drugiej strony organizacje takie jak Reporterzy bez Granic twierdzą, że wolność mediów w Polsce została ostatnio zagrożona?

Przez ostatnie 8 lat czyli do  czasu powołania rządu Donalda Tuska Polska cieszyła się prawdziwą wolnością słowa , choć oczywiście nigdy nie jest tak, żeby nie mogło być lepiej. Ale w przestrzeni publicznej na równych prawach pojawiały się nawet skrajnie przeciwne poglądy . W mediach nie było tematów tabu, takich o których już nie chcą publikować media komercyjne np. na Zachodzie, o czym mówią nam na konferencjach, ale w rozmowach kuluarowych, prywatnych,  koledzy z Niemiec, Wielkiej Brytanii czy Francji.  Aborcja , eutanazja, katastrofa smoleńska, ideologia LGBT, globalne ocieplenie, czy inne aktualne problemy współczesnego świata były sprawami  o których można było dyskutować w polskich mediach, przedstawiając różne punkty widzenia. Niestety organizacje takie jak Reporterzy bez Granic czerpią wiedzę o Polsce jedynie z kontaktów z mediami lewicowymi, liberalnymi, a nawet jak rozmawiają z takimi organizacjami jak Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich , to potem w ich Raportach nie ma nawet śladu po tych rozmowach , czy przekazanych opiniach.  Wielokrotnie mówiliśmy o tym publicznie, zawsze protestujemy przeciwko takiej ocenie sytuacji mediów w Polsce, jaką prezentują „Reporterzy bez Granic”.  Przekonałam się, że dopóki w Polsce rządziła prawica nie było szans na to, by ocena tej organizacji była rzetelna i oparta na faktach. To bardzo przykre, ale zauważyłam, że w Polsce dziennikarze przestali się  przejmować takim traktowaniem

W jakim stopniu istnieje współpraca pomiędzy dziennikarzami z krajów Europy Środkowej? Mając na uwadze, że kraje te mają podobne doświadczenia historyczne i podobny kontekst kulturowy, czy ta współpraca nie powinna być zacieśniona?

Absolutnie tak. My mamy naprawdę bardzo podobne doświadczenia i sytuację, a niewiele o sobie nawzajem wiemy.  Zamiana ustroju komunistycznego na demokrację czyli ta tzw. transformacja ustrojowa przebiegała różnie w naszych krajach, ale wszyscy wiemy że wpływ na ten proces mieli i  funkcjonariusze komunistycznego państwa, i różne podmioty zagraniczne i służby specjalne. W rezultacie mamy skomplikowaną sytuację na rynku mediów, mamy problemy polityczne i zagrożenia trochę inne niż w tzw. krajach starej Unii Europejskiej. Oni często chcą nadal nas traktować jak kraje drugiej kategorii,  tanią siłę roboczą dla nich. Nie ma na to naszej zgody. Dlatego bliższa współpraca między nami jest bardzo potrzebna. W globalnym świecie skorzystają na tym i nasze kraje, i sama Unia Europejska.

 

WALTER ALTERMANN: Stare kłopoty z lekturami i nowy Grunwald

Rozpętała się ostatnio dyskusja nad zmianami w zestawie lektur szkolnych. Nowa władza chce bowiem nowych lektur bo – zdaniem rządzących – stara władza narzucała szkole nazbyt wiele obowiązków patriotycznych, tak w wyborze lektur, jak w organizowaniu uroczystości ku czci i pamięci. Niestety nowa władza też przesadza. Ostatnio poseł lewicy, Maciej Konieczny, lat 43, z Gliwic, wykształcony kulturoznawca, był uprzejmy oznajmić w telewizji Polsat, że ciągłe przywoływanie pamięci zwycięstwa pod Grunwaldem to może przesada. I dodał, że może w lekturach i nauczaniu należałoby sięgać do rzeczy nowych.

Być może dla posła Koniecznego Grunwald jest jedynie dużą bitwą, makabryczną nawalanką, być może zmęczyło go (jako kulturoznawcę) zbyt częste oglądanie Bitwy pod Grunwaldem Matejki, bo w istocie bardzo dużo się na tym płótnie dzieje.

 Poseł, ale czyj?

I z tego zmęczenia nie pojął poseł Konieczny, że bitwa pod Grunwaldem była punktem zwrotnym w historii, który pozwolił na odrodzenie się Polski po okresie dzielnicowego rozbicia. Bez tego zwycięstwa Krzyżacy nie pozwoliliby na zaistnienie wielkiej Polski. Bo odbijanie z ich rąk Gdańska, Bydgoszczy i innych ziem trochę trwało.

Ale może za dużo wymagam od posła kulturoznawcy? Może jest on przedstawicielem ludzi zmęczonych polskością? Może tak myśleć, ma do tego prawo, ale też do obowiązków dziennikarza telewizyjnego jest wyjaśnić mu, mniej więcej to, co napisałem powyżej. Chyba, że dziennikarz też nie wie…

Polityczne grzebanie w lekturach

Nie wiadomo dlaczego, ale każda kolejna władza w wolnej Polsce, czyli po roku 1989, zaczyna grzebać w szkolnych lekturach. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że cała ta sprawa jest z gruntu śmieszna. A śmieszna tym bardziej, że żadne władze tej własnej śmieszności nie chcą widzieć.

Śmieszny jest fakt, że co by władza nie nakazało dzieciom i młodzieży czytać, to szanse na wielodniowe zagłębianie się przyszłości narodu w starych księgach są marne, bo przez dziesięciolecia te wszystkie lektury już nakręcono i pokazano w kinie! To po co męczyć młode oczy czytaniem Pana Tadeusza, Potopu, Krzyżaków czy Lalki, gdy w ciągu 3 godzin można poznać treść wiekopomnych dzieł na domowym komputerze? Nie doceniamy młodych, a oni nie są głupi.

Oczywiście czym innym jest poczucie ducha literatury, wspaniałych fraz polskiego języka, piękna metafor Mickiewicza i Słowackiego, zachłyśnięcie się opisami przyrody Żeromskiego, a czym innym obejrzenie jedynie części dialogów, bo opisów przyrody i tak w żadnym filmie nijak nie ma. Są jedynie gotowe obrazki, które narzucają widzowi jak wygląda droga przez las, jak wyglądają rzeki i pola, a jak wyglądają góry i chaszcze. Czyli otrzymujemy „gotowiznę”, która nie pozwala na rozwój wyobraźni czytelnika.

Czy szkoła kształtuje?

Oczywiście wszystkie te różne politycznie władze się mylą, bo szkoła, wraz ze swymi lekturami kształtuje nas w jakichś 15 procentach, a rodzina w 85. Nikt tego oczywiście nie liczył, ale tak wynika z moich wieloletnich obserwacji. Bo zawsze syn tępaków będzie tępakiem, syn malwersantów, zawszeć będzie kombinował, a syn obiboków będzie obijał swe bok aż do krwi ostatniej. Ta wiara polityków w zbawienne kształtowanie przez szkołę ludzkiego ducha i społecznych postaw przy pomocy wzniosłych książek też jest śmieszna. Choć w efekcie przykra.

Czy da się wychować na lekturach nowego Polaka?

Grzebanie w lekturach ma oczywiście głęboki sens polityczny, bo u nas każda nowa władza święcie wierzy, że to ona, i tylko ona jest powołana do wychowania „nowego Polaka”. Prawicowe władze chcąc wychowywać nowego, czyli starego patriotę, wprowadziły do zbioru lektur szkolnych obowiązkowych i nadobowiązkowych kilka takich pozycji, które miały umocnić w narodzie miłość do ojczyzny, szacunek do przeszłości i jasne, ufne spojrzenie w przyszłość. Wierzyły bowiem głęboko, że każdy z nas musi głęboko przeżywać polskie historyczne sukcesy i klęski , z naciskiem oczywiście na sukcesy.

Natomiast władze liberalne i lewicowe żyją w przekonaniu, że „nowy Polak” musi być wolny od zaczadzenia historią, ma być otwarty na świat i wyzbyty dziedzicznych, czyli historycznych ułomności. Nie wiadomo dlaczego owi „światowcy” żyją w przekonaniu, że Europie i światu potrzebny jest akurat Polak, który będzie udawał Greka, podszywał się pod Francuza, czy rżnął Anglika? Polska ma do wniesienia do życia globu swój sposób bycia, swoją mentalność i swoje rozumienie wolności.

Jeżeli mamy być nadal narodem, to każdy z nas ma wiedzieć kim był i co napisali m.in. Jan Kochanowski, biskup Ignacy Krasicki, Juliusz Słowacki i Bolesław Prus. Ta wiedza i ewentualne przeżycie z lektur ich dzieł są naszym wspólnym kodem kulturowym. To nas łączy i spaja. Zmieniały się nasze granice, zmieniały się systemy polityczne, wiele set lat żyliśmy pod obcym panowaniem, ale zawsze spajał nas w jedno język i kultura. Więc nie są to błahe aspekty naszego polskiego, wspólnego życia. A może nawet są to sprawy główne?

Owszem i oczywiście należy czytać, także pisarzy współczesnych, ale ile oni są naprawdę warci okaże się dopiero po jakichś stu latach.

Jesteśmy potrzebni światu razem z naszym złotym pasem litym, z lirą Wernyhory, zapijaczonym Zagłobą i szalonym Kmicicem. Wnosimy do światowego zasobu nasze umiłowanie wolności, czasem wiodące do anarchii. W wielości kultur jest siła naszego globu i cywilizacji. Zatem niech nie przesadzają ani „nowocześni”, ani „wstecznicy”. Zalecałbym umiar i jeszcze raz umiar we wszystkim.

Obowiązki patrioty

Nawołuję do spokoju i rozwagi w sprawie rzeczonych lektur. Z tą skromną uwagą, że miłość do ojczyzny jest wyborem, a nie obowiązkiem Polaka. Nauczanie miłości do ojczyzny nie jest nikomu nie jest potrzebne. Natomiast obowiązkiem każdego z nas jest rzetelnie pracować, płacić podatki, nie śmiecić, nie kraść, a w razie czego służyć w wojsku. Z tym ostatnim nie jest wcale tak pięknie, bo według badań jedynie 40 procent Polaków deklaruje, że włoży mundur i – w razie czego – pójdzie na wojnę. I to zupełnie nie jest śmieszne.

 

 

 

 

 

Fot. Wikipedia

TADEUSZ PŁUŻAŃSKI: Ich wielki wróg – „Ogień”

Zmarł tuż po północy 22 lutego 1947 r. w szpitalu w Nowym Targu. Józef Kuraś, ps. Ogień. W walce z jego zgrupowaniem w latach 1945–1947 zginęło ok. 60 funkcjonariuszy komunistycznego UB, 27 NKWD, 40 milicjantów. Do dziś (post)komuna tej porażki majorowi Kurasiowi nie może zapomnieć.

Bo Józef Kuraś, ps. „Ogień”, „Orzeł” to wybitny polski żołnierz i dowódca partyzancki, walczący o wolność i niepodległość Polski. W latach 1939-1945 walczył z okupantem niemieckim, w latach 1945-1947 z okupantem sowieckim i podległymi mu komunistami.

W czerwcu 1943 r. w odwecie za egzekucję agentów Gestapo Niemcy zamordowali jego żonę, dwuipółletniego syna i ojca. Ciała zamordowanych i rodzinny dom Kurasia spalono. To tylko utwardziło go w dalszej walce z wrogami Ojczyzny.

Po zajęciu Polski przez Związek Sowiecki Józef Kuraś cieszył się wielkim poparciem wśród miejscowej ludności, którą ochraniał przed narzucaną siłą przez sowietów komunistyczną władzą.

Eugeniusz Wojnar, propagandysta komunistycznej Polskiej Partii Robotniczej w Nowym Targu, pisał po latach, że „»Ogień« wówczas panował w terenie, stanowił siłę, miał swoje oddziały w każdym niemal zakątku. Jego wpływy sięgały tak daleko, że nawet organa władz bezpieczeństwa i milicji nie były od nich wolne”. Inny PPR-owiec, Bronisław Pawlik, alarmował: „Chłopi znów po wsiach pomagają mu, przechowując go i jego ludzi. Są takie wsie, gdzie formalnie żadna władza wcale nie ma dostępu, dlatego organizacja w terenie się wcale nie rozwija, a cały Komitet Powiatowy pracuje pod strachem”.

Wybitny polski działacz niepodległościowy Stefan Korboński, delegat rządu RP na kraj, określał „Ognia” mianem „króla Podhala” i „tatrzańskiego Janosika dwudziestego wieku”.

A tak (14 listopada 1946 r. w liście do Bieruta) Józef Kuraś wypunktował cele swojej walki: „Oddział Partyzancki »Błyskawica« walczy o wolną, niepodległą i prawdziwie demokratyczną Polskę. Walczyć będziemy tak o granice wschodnie, jak i zachodnie. Nie uznajemy ingerencji ZSRR w sprawy wewnętrzne polityki państwa polskiego. Komunizm, który pragnie opanować Polskę, musi zostać zniszczony”.

Z tych samych powodów – walki o wolną, niepodległą Polskę, ochrony ludności, wśród której cieszył się autorytetem i szacunkiem – był wrogiem komunistów, których Polacy uważali za okupantów. Przez dwa lata okupacji Polski (1945-1947) komuniści byli zbyt słabi, aby pokonać „Ognia”. Dlatego wymyślali i szerzyli kłamstwa na temat polskiego dowódcy. Komunistyczna propaganda przedstawiała go jako „psychopatę”, „odznaczającego się szczególnym sadyzmem wobec eksploatowanej ludności góralskiej”, „znanego już przed wojną koniokrada”, którego „najgorliwszymi współpracownikami” byli „członkowie SS i gestapo”, pomocnika „wilkołaków i pokrewnych ruchów faszystowskich” chcącego zamienić Podhale w „krainę obłędnych »ogników« niosących pożogę i mord”.

Kłamliwe oskarżenia i szalejący terror komunistyczny osłabiały siły „Ogniowców”, i ostatecznie doprowadziły do śmierci dowódcy. Józef Kuraś zmarł po walce z funkcjonariuszami komunistycznego UB i KBW 22 lutego 1947 r. w Nowym Targu. Do dziś nie udało się odnaleźć jego szczątków, ukrytych przez oprawców.

O historii Józefa Kurasia wielokrotnie wypowiadali się naukowcy, prawnicy, historycy, pełniący często wysokie funkcje państwowe. W 2006 r. prezydent RP Lech Kaczyński razem z synem „Ognia” Zbigniewem Kurasiem odsłonił w Zakopanem pomnik upamiętniający Józefa Kurasia i jego kilkudziesięciu podkomendnych, poległych w walce z niemieckim i komunistycznym zniewoleniem w latach 1943-1950.

Prezydent Lech Kaczyński powiedział wówczas: „W ramach przywracania pamięci, postanowiłem, żeby tutaj dzisiaj być. Postać „Ognia” jest postacią godną upamiętnienia, chociaż wiemy o tym, że do dzisiaj budzi ona różnego rodzaju spory”.

Sekretarz Rady Pamięci Walk i Męczeństwa historyk Andrzej Przewoźnik podczas uroczystości stwierdził, że Józef Kuraś „Ogień” należy do polskich bohaterów, których należy naśladować, a Polska spłaca wobec niego dług. Podkreślił, że jeśli ktoś nie zrozumie historii Kurasia, nie zrozumie historii powojennych czasów.
Andrzej Przewoźnik dodał, że komuniści dwukrotnie zabijali Kurasia: najpierw fizycznie, a potem niszczyli i zakłamywali pamięć o nim.

W 2005 r. prezydent Lech Kaczyński odznaczył żonę „Ognia” – Czesławę Bochyńską Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski za „działalność na rzecz niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej”.

Fot. Maria Giedz

Proces przeciwko dziennikarzom TVP3 Gdańsk z powództwa prezydenta Sopotu. Kolejna rozprawa

Mimo zawartej ugody nadal trwa proces z powództwa prezydenta Sopotu o ochronę dóbr osobistych przeciwko dziennikarzom TVP3 Gdańsk.  W Sądzie Okręgowym w Gdańsku 13 lutego odbyła się kolejna rozprawa przeciwko red. Joannie Strzemiecznej-Rozen, byłej już dyrektor TVP3 Gdańsk oraz red. Jakubowi Świderskiemu, byłemu dziennikarzowi TVP3 Gdańsk. Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP monitoruje ten proces od 2019 r. Obserwatorem jest red. Maria Giedz.

Proces toczy się od 2018 r. . Gmina Miasta Sopot w osobie Jacka Karnowskiego, który od 1998 r. pełnił funkcję prezydenta Sopotu, a od 15 października 2023 r. jest posłem na Sejm reprezentującym KO, zarzuca im naruszenie dóbr osobistych Gminy. Zdaniem powódki materiały wyemitowane przez TVP3 Gdańsk od października 2017 r. do maja 2018 r. są nieprawdziwe, przedstawione w sposób selektywny, bez zastosowania rzetelności dziennikarskiej. 19 grudnia 2023 r. doszło do podpisania ugody pozasądowej pomiędzy Gminą a dziennikarzami. Chodziło o polubowne zakończenie sporu. W wyniku owej ugody zostało złożone oświadczenie, które dziennikarze mieli opublikować na stronie TVP3 Gdańsk do 21 stycznia 2024 r. Z przyczyn od nich niezależnych 20 grudnia 2023 r. strona została zablokowana. Odblokowano ją dokładnie dzień po obowiązującym terminie.  Ponieważ dziennikarze nie mieli możliwości publikacji uzgodnionego w ugodzie oświadczenia, na ich prośbę zostało ono opublikowane jedynie na stronie CMWP SDP. Mimo to proces jest kontynuowany.

Na rozprawie 13 lutego 2024 r. nie pojawił się powód, czyli Jacek Karnowski, gdyż przestał pełnić funkcję prezydenta Sopotu. Gminę reprezentowała mec. Monika Nowińska-Retkowska. Nie pojawiła się też red. Joanna Strzemieczna-Rozen, reprezentował ją mec. Wenanty Plichta. Natomiast stawił się pozwany Jakub Świderski, który w latach 2002-2006 był członkiem Rady Miasta Sopot, kandydował także na prezydenta miasta Sopot. Mimo kolejnego już wezwania nie zgłosił się świadek Jarosław Sulewski, który co prawda wcześniej złożył pisemne zeznanie, ale bardzo lakoniczne i niepełne. Sprawę prowadził Sędzia Sądu Okręgowego Piotr Kowalski.

Pełnomocnik Gminy Sopot mec. Nowińska-Retkowska wniosła o rezygnację z przesłuchania świadka Sulewskiego, bowiem zdaniem Gminy jego pisemne zeznania są wystarczające. Odmiennego zdania jest pozwany Świderski i podtrzymywał żądanie przesłuchanie owego świadka. Mec. Plichta, reprezentujący pozwaną Strzemieczną-Rozen stwierdził, że wykluczając ustne zeznania świadka Sulewskiego ogranicza się pozwanym prawo do obrony. Jednakże sędzia Kowalski przychylił się do wniosku mec. Nowińskiej-Retkowskiej o odrzucenie dalszych prób przesłuchania świadka Sulewskiego – był wzywany kilkakrotnie na rozprawy – dodając, że można będzie przesłuchać owego świadka w Sądzie Apelacyjnym. Mec. Nowińska-Retkowska złożyła pisemne uzupełnienie do wypowiedzi strony powodowej dokonanej w formie ustnej na posiedzeniu sądowym w dniu 19 września 2023 r. Sąd zgodził się, aby strona pozwana ustosunkowała się do owego uzupełnienia i przedstawiła je na kolejnej rozprawie.

Mec. Plichta poinformował Sąd o zawartej 19 grudnia 2023 r. ugodzie pozasądowej. Oboje pozwani, a także Lucjan Brudzyński wyznaczony przez Prezesa Rady Ministrów do pełnienia funkcji Prezydenta Miasta Sopotu, podpisali  się pod tą ugodą. Jednak nie doszło do jej wykonania, gdyż wydarzenia związane z mediami publicznymi po utworzeniu rządu 13 grudnia uniemożliwiły publikację oświadczenia, które miało być  warunkiem wykonania ugody. Wniosek o opublikowanie oświadczenia wpłynął do TVP3 Gdańsk 21 grudnia 2023 r. Pozwani otrzymali na nie odpowiedź wystawioną 28 grudnia 2023 r., w której Bogdan Szczepański, kierownik Sekcji Reklamy Marketingu i Promocji Telewizji Polskiej S.A. Oddziału w Gdańsku informuje, że: „z przyczyn od nas niezależnych w dniu 20.12.2023 r. strona internetowa www.gdansk.tvp.pl została zawieszona i do dnia wysłania tego pisma działanie jej nie zostało przywrócone. W chwili przywrócenia sprawności działania strony internetowej TVP3 Gdańsk zostaną Państwo poinformowani o sposobie załatwienia wniosku dotyczącego możliwości umieszczenia przez Państwa płatnego ogłoszenia.” Przywrócenie działania strony nastąpiło po terminie wyznaczonym w ugodzie. Sędzia Kowalski zaproponował, aby Powód, czyli Gmina Sopot przedstawiła swoje stanowisko na temat przedłużenia terminu wykonania owej ugody. Jeśli odpowiedź władz Sopotu będzie pozytywna, pozwani będą mogli ponownie złożyć wniosek dotyczący publikacji płatnego oświadczenia, o ile nowy dyrektor TVP3 Gdańsk zgodzi się na jego publikację. Wówczas ciągnący się od sześciu lat proces zostanie zakończony. Sędzia Kowalskim wyznaczył 60 dni na złożenie informacji dotyczącej wykonania ugody. Następstwem będzie wycofanie pozwu. Jeśli do tego nie dojdzie, to proces będzie kontynuowany, a termin kolejnej rozprawy został wyznaczony na 16 kwietnia 2024 r.

 

 

Fot. YT

WOŁODYMYR SYDORENKO: Jak Putin mówi: nie będę atakował, to znaczy, że szykuje się do ataku

Prezydent Rosji Władimir Putin w wywiadzie dla byłego prezentera amerykańskiej telewizji Fox News Tuckera Carlsona powiedział, że Moskwa nie jest zainteresowana inwazją na Polskę czy Łotwę. Jednak światowa opinia publiczna odebrały te słowa jako chęć uśpienia czujności krajów NATO.

Jak zauważają obserwatorzy, słowa Putina stoją w sprzeczności z jego działaniami. Każdy, kto zna styl rosyjskiego prezydenta, odebrał jego wypowiedź jak groźbę – jeśli powiedział, że nie będzie atakował, oznacza to, że jest już przygotowany do ataku. Wcześniej Putin twierdził na przykład, że granice Rosji nigdzie się nie kończą i są one tam, gdzie jest język rosyjski. Rosyjskie czołgi z reguły podążały za językiem rosyjskim, a Moskwa deklarowała, że ​​wszędzie ma takie czy inne interesy. Dziś Putin mówi, że „nie interesuje nas Polska, Łotwa ani gdziekolwiek indziej. Czemu to robić? Po prostu nie jesteśmy zainteresowani… To jest całkowicie wykluczone.” Ważne jest jednak to, że „przed inwazją Rosji na Ukrainę na pełną skalę Putin i inni rosyjscy urzędnicy wielokrotnie stwierdzali, że Kreml nie przygotowuje wojny na dużą skalę” – zauważa RFE/RL.

Ważna jest też wypowiedź Putina o ewentualnym scenariuszu wysłania wojsk do Polski: „Tylko w jednym przypadku, jeśli Polska zaatakuje Rosję”. Przecież rosyjska propaganda wciąż wmawia na całym świecie, że to nie Rosja zaatakowała Ukrainę, a wręcz przeciwnie, „ukraińscy naziści zaatakowali Rosję”. Inny scenariusz rosyjskiej propagandy szerzy zaś fałszywy pogląd, że „zbiorowa akcja zmusiła Rosję, aby zaatakować Ukrainę”. Dlatego Putin tymi słowami daje do zrozumienia, że ​​jeśli się zdarzy atak na Polskę, to rosyjska propaganda będzie przedstawiać to jako atak Polski na Rosję. Takie scenariusze stosowali także Ribbentrop i Mołotow, którzy pod koniec lat 30. XX w. mówili, że to Polska zaatakowała Niemcy. Albo jeszcze prościej – czy Rosji trudno jest zorganizować nowy „incydent gliwicki”?

Jak zauważyli analitycy amerykańskiego Instytutu Studiów nad Wojną (ISW) „prezydent Rosji Władimir Putin wykorzystał wywiad z amerykańskim dziennikarzem Tuckerem Carlsonem jako kremlowską operację informacyjną skierowaną do zachodnich odbiorców, która usprawiedliwia rosyjską agresję na Ukrainę i twierdzi, że Rosja jest zainteresowana zakończeniem wojny na Ukrainie w drodze negocjacji”.

Analitycy instytutu twierdzą, że Putin udaje zainteresowanie negocjacjami, aby wykorzystać rozejm do przyszłej ofensywy: „ISW w dalszym ciągu uważa, że ​​stanowisko negocjacyjne Putina nie uległo zmianie: nadal dąży do zniszczenia Ukrainy i próbuje wykorzystać rozejm do stworzenia sprzyjających warunków dla rosyjskiego wojska do rozpoczęcia kolejnej, bardziej skutecznej wojny z Ukrainą”. ISW uważa, że ​​Putin zademonstrował ogólną wrogość wobec Zachodu i fałszywie oskarżył Zachód o zmuszenie Rosji do ataku na Ukrainę. Jednocześnie w wywiadzie prezydent Rosji próbował postawić tezę, że Rosja atakując Ukrainę chciała zakończyć wojnę. Fałszywie twierdził, że zamiast wypełniać porozumienia mińskie, Ukraina „rozpoczęła przygotowania do operacji wojskowych… Naszym celem jest zakończenie tej wojny. I nie rozpoczęliśmy tego w 2022 roku, to jest próba zatrzymania tego” – powiedział Putin w rozmowie z Carlsonem.

Analitycy instytutu zauważają, że rosyjski prezydent chciał w ten sposób „wykorzystać wywiad do absurdalnej reinterpretacji Rosji jako ofiary, a nie inicjatora niesprowokowanej rosyjskiej wojny agresywnej przeciwko Ukrainie” i w ten sposób zmylić publiczność co do tego, co faktycznie się wydarzyło.

Odnosząc się do oskarżeń Putina o wykorzystywanie przez NATO Ukrainy do budowy baz wojskowych, ISW zauważył, że ​​„na Ukrainie nie było i nie ma baz wojskowych NATO”. Analitycy twierdzą, że „te narracje mają na celu wsparcie wieloletnich wezwań Putina do ‘demilitaryzacji’ Ukrainy, która prawdopodobnie ma na celu pozbawienie Ukrainy środków na samoobronę i umożliwienie Rosji narzucenia siłą Ukrainy swojej woli, gdy Kreml tak pragnie.”

Ponadto ta operacja informacyjna miała na celu zaprzeczenie ukraińskiej państwowości, można to uznać za „pisanie wielowiekowej historii na nowo”, co nie usprawiedliwia rosyjskiej inwazji na Ukrainę – czytamy w raporcie. „Federacja Rosyjska dwukrotnie jednoznacznie uznała suwerenność Ukrainy w jej obecnych granicach – w 1991 i 1994 r. Akceptacja argumentacji Putina o prawie Rosji do przymusowego przerysowania granic Ukrainy według własnego uznania jest zaproszeniem dla wszystkich potężnych państw, które mają historyczne roszczenia do atakowania i zajmowania ziem swoich sąsiadów” – przypominają analitycy instytutu.

O ile wiadomo, podejrzana jest także postać samego dziennikarza, który rozmawiał z Putinem. Carlson, znany ze swojej podżegającej retoryki i teorii spiskowych, powiedział, że informowanie ludzi należy do jego „obowiązku”. Został on jednak zwolniony z Fox News w zeszłym roku w wyniku skandalu i procesów sądowych w związku z zarzutami o oszustwo wyborcze. Carlson później założył własny program w serwisie X, dawniej Twitterze. Europejscy politycy wezwali do rozważenia możliwości wprowadzenia zakazu wjazdu na terytorium UE dla Carlsona.

Jednocześnie można stwierdzić, że tym razem Putinowi nie udało się oszukać świata. Przewodniczący Komitetu Wojskowego NATO, holenderski admirał Rob Bauer, powiedział, że Sojusz potrzebuje „transformacji podejścia do prowadzenia działań wojennych”. Później dodał, że Zachód powinien przygotować się na „wojnę totalną” z Rosją.

Prezydent Rosji Władimir Putin nie ma zamiaru wyrzekać się agresji, bo od niej zależy jego „polityczne przetrwanie” – stwierdził w opublikowanym 8 lutego wywiadzie dla EuroEFE wysoki przedstawiciel Unii Europejskiej ds. polityki zagranicznej Josep Borrell.

„Czy sądzi pan, że jeśli Rosja zainstaluje na Ukrainie marionetkowy reżim podobny do tego, jaki ma na Białorusi, a wojska rosyjskie znajdą się na granicy z Polską, to czy wyjdziemy z kłopotów, czy będziemy mieć duże kłopoty?” – zapytał dyplomata. Według niego Kreml nadal jest „sąsiadem, który nie wie, gdzie się kończy, a gdzie zaczyna”, a porażka Ukrainy będzie oznaczać obecność armii rosyjskiej na granicy Europy.

„Oznacza to, że Putin może myśleć: skoro wygrał raz, dlaczego nie może wygrać drugi raz? Oznaczałoby to na przykład, że Rosja kontrolowałaby 35% wszystkich światowych rynków pszenicy. Istnieją perspektywy, które ludzie muszą poznać, jeśli chcemy być świadomi” – powiedział.

Jednocześnie dowódca armii rumuńskiej Giorgitsa Vlad podkreślił, że ludność Rumunii, podobnie jak całej Unii Europejskiej, „powinna się martwić”, ponieważ „Federacja Rosyjska nie zatrzyma się na Ukrainie…”

W styczniu estońska premier Kaja Kallas ostrzegła, że ​​Europa ma od trzech do pięciu lat na „przygotowanie się na możliwe zagrożenie militarne ze strony Rosji na wschodniej flance Sojuszu Północnoatlantyckiego”. W rozmowie z „The Times” odniosła się do szacunków estońskiego wywiadu, według których „Rosja w przypadku hipotetycznego zawieszenia broni na Ukrainie potrzebowałaby od trzech do pięciu lat, aby przywrócić zagrożenie militarne na granicy wschodnich członków NATO.”

 

Zdj.: arch.

WALTER ALTERMANN: Finansowe błędy językowe – kwestarz czy kwestor?

Bardzo często można usłyszeć, że jakiś człowiek zbierający datki na zbożny cel to kwestor. Ostatnio taki lapsus zaprezentowano na antenie Canal+, w programie „Pokochaj swój ogród”, 8 II 2024 roku. Chodziło o szlachetnego człowieka, który w Anglii odwiedzał nałogowo bary i puby. Jednak nie w celu upijania się, ale po to, żeby uzyskać wsparcie od bywalców tych lokali na leczenie chorych dzieci.

Niestety w programie pada informacja, że jest on kwestorem. Otóż to błąd. Ten, który zbiera datki to kwestarz, a kwestor, to pracownik wyższych uczelni, który zajmuje się ich finansami. Prawdopodobnie „kwestor” został ukuty od „kwestarza”, ale z pewnością ten szlachetny Anglik był kwestarzem.

Przy okazji – polecam „Pamiętniki kwestarza” niedużą opowiastkę Ignacego Chodźki, wydaną po raz pierwszy drukiem w roku 1844. Jest to opowieść narratora, zakonnego kwestarza, który dla swych braci zbierał datki na utrzymanie i działalność religijną. Forma pamiętnikarska pozwoliła Chodźce na ukazanie prywatnych scen z życia zaścianka, a także wielkich wydarzeń historycznych widzianych z tej perspektywy. Powieść zawiera malownicze opisy obyczajów szlachty litewskiej tuż przed zaborami i w okresie napoleońskim, a przede wszystkim barwne portrety postaci charakterystycznych: fikcyjnych i historycznych (Radziwiłłowie, Napoleon). Dzieło Chodźki pełne jest barwnych opisów życia codziennego litewskich zaścianków, ale też ustawianych wyborów, warcholstwa, zapiekłości w sporach i pospolitych bijatyk między bracia szlachecką. Polecam.

Dowcipy ludyczne czy ludowe?

W TVP Kultura widziałem ostatnio rozmowę z popularnym aktorem, który grał w serialu „Ranczo”. Nazwisko aktora pominę, bo to aktor dobry i facet sympatyczny, ale nie odpuszczę mu błędu językowego. W pewnym momencie powiedział bowiem: „Ja wiem, że niektóre dowcipy w serialu były takie… bardziej ludyczne.”

Więc informuje od razu, że nie ma dowcipów ludycznych. Bo ludyczny, to tyle co zabawowy, a nie ma dowcipów które służyłyby zasmucaniu widza, czytelnika, słuchacza. Każdy dowcip ma nieść z sobą zabawę! Ludyzm to cecha ludzka, bo człowiek bez zabawy zmarniałby i sczezł od zgryzot, i smutków.

Kogo bardziej interesuje temat ludyczności, tego odsyłam do wielkiego dzieła Johana Huizingi „Homo ludens”, wydanej w roku 1938. Tamże dowiemy się, że homo ludens (z łaciny w dosłownym tłumaczeniu „człowiek bawiący się”) to koncepcja człowieka, przedstawiona przez autora we wzmiankowanym dziele, zakładająca, że u podstaw ludzkiego działania znajduje się zabawa, gra i współzawodnictwo.

Tedy inkryminowany aktor (z serialu „Ranczo”) powinien powiedzieć, że w serialu pojawiały się też dowcipy przaśne, proste, ludowe a nawet siermiężne. Naprawdę język polski jest bogaty, tyle, że trzeba to bogactwo znać.

 Pasa nie zapinać

WP Wiadomości, 30 stycznia 2024 roku, pisząc o nagrodach w Kancelarii Prezydenta RP, w tytule notki informuje: „Pora na zapinanie pasa”.

Z tekstu notatki wynika, że nadeszła pora na oszczędności w najwyższych urzędach. Jednak „zapinanie pasa” nic, w tym przypadku, nie znaczy. Owszem jest w języku polskim zwrot „zaciskanie pasa”, który jest synonimem oszczędności, ale „zapinanie”?

W dawnych wiekach, gdy na kraj nadchodziły ciężkie czasy, mówiło się, że przyjdzie pora zacisnąć pasa, bo brzuchy szlachty mocno się zmniejszą. Z kolei o czasach tłustych, saskich mawiano: „Za króla Sasa, jedz, pij i popuszczaj pasa”.

Komu zatem przyszło do głowy zastąpić „popuszczanie” „zapinaniem”? Może w redakcji WP zatrudniono jeden z wczesnych modeli sztucznej inteligencji? A może zatrudniono – w ramach oszczędności – imigrantów, którzy tłumaczą przy pomocy słowników internetowych?

Procedura to nie dyskusja

W czasie pierwszego spotkania komisji śledczej, wizowej, 6 II 2024 roku, dało się usłyszeć, jak zawsze w takich razach, niemało uniesień i odwołań do „wielkiej misji”, jaką wzięli na siebie posłowie, będący tej komisji uczestnikami. Co zresztą uważam za przykrą normę.

Zadziwił mnie tylko jeden z posłów PiS, który powiedział: „Będziemy tu procedować nad sprawami…” Otóż, poseł się myli, bo procedowanie oznacza tyle, co postępowanie zgodne z procedurami. Zatem nie można „procedować nad sprawami”. Można natomiast „procedować sprawy, tematy”. A już najlepiej byłoby stwierdzić, że: „Będziemy rozważać sprawy…”.

Niestety to częsty błąd przedstawicieli elity politycznej kraju. Parlamentarzyści uważają bowiem, że procedowanie równa się dyskusji. A tak nie jest.

 

 

W haniebnym, pokazowym procesie księży kurii krakowskiej zapadły wyroki śmierci i długoletniego więzienia. Fot. Wikipedia

TADEUSZ PŁUŻAŃSKI: Szpiegostwo według Szymborskiej i Mrożka

8 lutego 1953 r. opublikowano rezolucję członków krakowskiego oddziału Związku Literatów Polskich, która potępiała księży krakowskiej kurii oskarżonych przez władze komunistyczne o szpiegostwo. Pod kłamliwymi, zbrodniczymi tezami podpisało się 53 sygnatariuszy, wśród nich Jan Błoński, Sławomir Mrożek i Wisława Szymborska.

„Działali wrogo wobec narodu i państwa ludowego, uprawiali – za amerykańskie pieniądze – szpiegostwo i dywersję” – brzmiała haniebna rezolucja. A haniebny, pokazowy proces księży kurii krakowskiej zakończył się 27 stycznia 1953 r. przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Krakowie. Zapadły wyroki śmierci i długoletniego więzienia.

„Agentów Watykanu i USA” oskarżał naczelny prokurator wojskowy, kat Polaków Stanisław Zarako-Zarakowski. „Sądzili” kolejni mordercy: Mieczysław Widaj, Roman Waląg i Bazyli Mielnik. Oskarżonych – Edwarda Chachlicę, Michała Kowalika i księdza Józefa Lelitę, skazali na śmierć. Ks. Franciszka Szymonka na dożywocie, ks. Wita Brzyckiego na 15 lat, ks. Jana Pochopienia na 8 lat, Stefanię Rospond na 6 lat więzienia.

Rada Państwa złagodziła wyroki. Ten bezprawny spektakl poprzedziły brutalne przesłuchania. W III RP jednemu z funkcjonariuszy – Janowi Łukaszewskiemu IPN zarzucił tortury fizyczne i psychiczne: „znieważanie wulgarnymi słowami, wielogodzinne nocne przesłuchania w pozycji stojącej oraz grożenie pozbawieniem życia i długotrwałym pozbawieniem wolności”. Nieosądzony Łukaszewski do końca życia pobierał wysoką emeryturę.

Jedną z ofiar bolszewickich metod był ks. Józef Fudali. Ostatecznie staliniści nie włączyli go do procesu kurii krakowskiej i był sądzony osobno. Krakowski WSR 20 maja 1953 r. skazał go na 13 lat więzienia. Podczas rozprawy ksiądz odwoływał swoje zeznania ze śledztwa, podkreślając, że jest niewinny. Stefania Rospond, doprowadzona na rozprawę jako świadek, wspominała, iż „zeznawał, trzęsąc się, ledwie stojąc na nogach. Mówił niewyraźnie, bo wybili mu zęby. Nagle zaczął odwoływać swoje zeznania. Sędzia zwrócił mu uwagę, że przecież podczas śledztwa przyznał się do winy. Wtedy on zaczął tak strasznie krzyczeć, że go w śledztwie bili żelaznym drągiem, że miażdżyli mu przyrodzenie. Obronę oskarżonego uznał Sąd za wykrętną i kłamliwą”.

O co chodziło w śledztwie i procesie kurii krakowskiej? Po krwawej rozprawie z polskim podziemiem politycznym i zbrojnym komuniści przystąpili do „ostatecznego rozwiązania kwestii Kościoła katolickiego” – jedynej siły, która realnie przeciwstawiała się jeszcze sowietyzacji kraju. Na przełomie lat 1952/1953 aresztowano około tysiąca kapłanów, razem z prymasem Stefanem Wyszyńskim. Czystki dotknęły m.in. Katowice, skąd wygnani zostali biskupi: Stanisław Adamski, Herbert Bednorz i Juliusz Bieniek. We wrześniu 1953 r., po ciężkim śledztwie i pokazowym procesie, czerwoni faszyści skazali na 12 lat więzienia ordynariusza kieleckiego Czesława Kaczmarka. Główną twierdzę oporu – kurię krakowską – rozbiła centrala bezpieki, przy gorliwym (patrz na wstępie) wsparciu literatów.

 

Zdj. ilustracyjne - archiwum HB/ re/ r

O apelu Solorza pisze WALTER ALTERMANN: Całe pół prawdy

Założyciel i główny udziałowiec Grupy Polsat Plus Zygmunt Solorz zaapelował do wszystkich nadawców o „obniżenie poziomu emocji debaty publicznej”. Zwrócił się z tym zarówno do kierownictwa swojej stacji, jak i wszystkich pozostałych nadawców.

W naszym życiu publicznym i medialnym taki apel to rzadkość, i dlatego wszystkie nasze media z uwagą takie coś odnotowały. Poniżej zamieszczam tekst tego apelu, ale jego analizą zajmę się jeszcze niżej. Bo zawsze warto czytać między wierszami.

Apel

„W obecnym czasie, w którym tuż za naszą wschodnią granicą od dwóch lat trwa wojna wywołana agresją Rosji na Ukrainę, nadawcy telewizyjni ponoszą szczególną odpowiedzialność w związku ze służebną rolą informacyjną, jaką pełnią w stosunku do całego społeczeństwa i informowaniem go w sposób obiektywny i rzetelny.

Wyzwania wynikające z sytuacji międzynarodowej wymagają od nas – nadawców kanałów informacyjnych – prawdziwego przedstawiania rzeczywistości.

Wyzwania te – o czym mówi się coraz bardziej otwarcie – mogą nieść ze sobą zagrożenia dla Polski jako państwa i naszego społeczeństwa. Przeciwdziałanie tym zagrożeniom jest obecnie najważniejszą kwestią, która powinna być przedmiotem zgody narodowej. W związku z powyższym, dla Polski najważniejsze jest zachowanie spokoju społecznego, ograniczanie wewnętrznych podziałów oraz nietworzenie kolejnych.

Pluralizm mediów jest wielką wartością demokratycznego społeczeństwa, w którym ścierają się odmienne preferencje polityczne i poglądy. W pełni szanuję wolność słowa i dziennikarską niezależność. Wartości te jednak nie mogą stanowić pretekstu do posługiwania się mową nienawiści, podsycania wrogości względem siebie, szerzenia poglądów o charakterze ksenofobicznym, rasistowskim, naruszających godność innego człowieka i prowadzącymi do aktów agresji. Społeczeństwo nie powinno być konfrontowane z treściami tego typu i ma prawo wymagać dziennikarstwa, którego istotą są informacje rzetelne i obiektywne, prezentowane w sposób wyważony i niewywołujący negatywnych emocji.

W interesie wszystkich jest obniżenie poziomu emocji debaty publicznej. Dlatego apeluję zarówno do wszystkich nadawców, tak samo jak i do kierownictwa stacji informacyjnych Telewizji Polsat, aby dla dobra naszych odbiorców i całego społeczeństwa, w audycjach i kanałach informacyjnych dominowały rzetelność, obiektywizm, poszanowanie drugiego człowieka, merytoryczna debata i poszukiwania tego co może nas jako społeczeństwo łączyć, a nie wyłącznie dzielić. Różne poglądy są esencją demokracji i wolności, musimy jednak o nie dbać, tak aby nie były one wykorzystywane w celach antypaństwowych i wywołujących społeczne niepokoje.

Zygmunt Solorz – Założyciel i właściciel Telewizji Polsat

Do kogo?

Najpierw zwróćmy uwagę, że adresatami są: „…wszyscy nadawcy, tak samo jak i kierownictwa stacji informacyjnych Telewizji Polsat”. Czyli, zgodnie z naszym narodowym duchem pan Solorz pisze do wszystkich, czyli do nikogo. Nie wymienia ani jednej ze stacji, poza swoją. W sumie dyskrecja i elegancja. Bo pan Solorz wie, że biznesmen nie powinien z nikim zadzierać, albowiem nigdy nie wiadomo kto może mu się jeszcze przydać.

W czyje piersi bije się pan Solorz?

Jedyną stacją wymienioną z nazwy jest jego własna telewizja. Ale pan Solorz, gdyby ktoś mu coś zarzucał, sugeruje, że jakieś przykre przypadki na jego własnym gruncie mogły wystąpić dlatego, że on „W pełni szanuje wolność słowa i dziennikarską niezależność”. Czyli – on dał swoim ludziom wolność, a ciż tę wolność wykorzystali (ewentualnie) bardzo nieładnie, czyli niecnie.

Oczywiście, gdybym nie oglądał Polsatu, uwierzyłbym pany Solorzowi. Ale oglądam i widzę, że główne programy polityczne tej stacji obsadzane są równoważnie, na przemian, dziennikarzami kochającymi prawicę i kochającymi Platformę Obywatelską lub/i lewicę.

Nie wierzę też, znając ponad pół wieku media, w dziennikarską niezależność. Uwierzę, gdy zobaczę, że TVN potępia Donalda Tuska, a Polsat pana Solorza. Kto płaci, ten jednocześnie kupuje sobie przychylność własnych dziennikarzy. Nie ma w tym nic gorszącego, bo tak było zawsze. Zatem albo pan Solorz nic nie wie o mediach, albo bawi się naszym kosztem. Stawiam na dobrą zabawę miliardera.

Dlaczego dopiero teraz?

Zastanawia też, dlaczego pan Solorz publikuje swój apel dopiero teraz? Przecież najgorętsze, najokrutniejsze momenty walki politycznej w telewizjach były w czasie kampanii wyborczej. Może pan Solorz wolał czekać, jak ci zaciężni czescy rycerze pod Grunwaldem, mający walczyć po naszej stronie? Według Kroniki Czeskiej było tak: „A dzielny nasz rycerz Jan Żiżka czekał pobok pola walki i bacznie patrzył ku komu też przechyli się szala zwycięstwa”.

Apel pana Solorza jest tworem wybitnym, choć abstrakcyjnym na miarę Wasilija Kandinskiego, Pieta Mondriana, Kazimierza Malewicza czy Jacksona Pollocka. Apel bowiem wzbudza zachwyt formalny, bez konieczności rozumienia treści, bo ich tam – z artystycznego założenia – nie ma.

Wystąpienie pana Solorza odbieram jako element jego strategii biznesowej.

Na jakie wypowiedzi pana Solorza czekam?

Ale, skoro jest on już tak wylewny, to może opowiedziałby rodakom coś prawdziwego i bardzo interesującego. Na przykład – jak się dochodzi do bycia miliarderem? Myślę, że byłby to hit hitów, książka rozeszłaby się jak szynka za PRL-u, Polsat też zarobiłby sporo, szczególnie na odcinkowym serialu.

Bo każdy by chciał być bogaty, oczywiście nie tak jak pan Solorz, ale choć w małej części. A Ojczyzna wzrosłaby w siłę, gdybyśmy mieli co najmniej 100 miliarderów. Prosiłbym tylko, żeby opowieść o drodze do miliardów była szczera, bez takich oklepanych formułek jak: talent, upór, pracowitość, elokwencja i tradycja. W skrócie TUPET.

 

Fot.: HB/ Michał Solarz "Każdy chaos przeradza się kiedyś w porzadek..."

Hubert Bekrycht: ZAMACH STANU LIVE – MEDIA, POSŁOWIE I PREZYDENT RP, ale… las Birnam blisko

Zastanawiałem się kiedyś, ilu jest w Polsce dziennikarzy, którzy w imieniu premiera Donalda Tuska odczytaliby komunikat o wprowadzeniu w Polsce drugiego stanu wojennego? Wskazałem nawet kilkadziesiąt nazwisk, ale kartka mi się skończyła… Teraz, piszę to z całą odpowiedzialnością, takich figur dziennikarskich znalazłoby się setki, może tysiące. Z tym, że nie wszystkim tym panom pasowałby mundur – no może uniform w stylu latynoamerykańskich czy afrykańskich kacyków – i nie wszystkie panie dobrze wyglądałyby w ciemnych okularach.

Próbuję ironii, aby trochę uspokoić sytuację, ale rzeczywistość wrzeszczy jak posłanki lewicy. Mamy oto w Polsce do czynienia – jak zapewne nazwą to eksperci – pełnoskalowym zamachem stanu!

Już nie z permanentnym łamaniem prawa, nie z chaosem wywołanym polityczną interpretacją przepisów przez prawników (sędziów i prokuratorów) będących akolitami ekipy Tuska, tylko właśnie z zamachem stanu. Ów zamach na Polaków i na Polskę pełzał. Najpierw doprowadzono do dezinformacji, która spowodowała, że nabrano sporą część społeczeństwa głosującego 15 października ub. r. na KO, TD i NL. Nie wiem, czy szkoda mi tych ludzi z różnych grup statystycznych, bo to nieprawda, że to tylko pokolenie Tik-Toka. Chyba sami sobie wymierzyli karę, ale na jakąkolwiek refleksję jest dla nich jednak za późno, toteż brną w pochwałach dla ekipy Tuska demontującej kraj. Albo milczą. Liczba tych drugich wzrasta.

Stan wojenny 2.0

13 grudnia, w 42. rocznicę wprowadzenia przez komunistów i juntę Jaruzelskiego, rząd Tuska rozpoczął pracę, a kilka dni później bezprawnie zaczęto przejmować media publiczne (TVP, PR, PAP) praktycznie paraliżując TVP poprzez wyłączenie sygnału kilku programów mających, oprócz informacyjnej, rolę strategicznych na wypadek wojny.

Na przełomie roku rozpoczęto też bezprecedensową nagonkę na dwóch posłów PiS: Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, których, wbrew prawu i prawomocnym ułaskawieniu prezydenckim, wtrącono do więzienia pod sfabrykowanymi zarzutami, bo ośmielili się, w naszym przecież, Polaków imieniu, walczyć z korupcją, jako szefowie CBA.

Polowanie

Teraz Tusk zdecydował, że pora na jednego z największych jego wrogów. Oto szef rządu, – bo nie wierzmy, że to ktokolwiek inny wydał rozkaz, żeby zatrzymać posłów PiS zdobyłby się na takie bezprawie – wysłał policję do Pałacu Prezydenckiego (!), Siedziby głowy państwa polskiego, prezydenta RP Andrzeja Dudy. Dowiedziawszy się o zagrożeniu i napadzie, prezydent i jego kolumna aut – wyjeżdżając z Belwederu – zostali zablokowani przez autobus miejski, …aby nie zdążyć do pałacu z interwencją. Kto tam rządzi w tej Warszawie komunikacją miejską? Nie prezydent Trzaskowski przypadkiem? Zastawić rezydencję prezydencką autobusem, aby kolumna aut głowy państwa nie mogła wyjechać, to już numer niesamowity! Afrykańscy dyktatorzy duzo się muszą uczyć od ich polskich kolegów.

Napad na Prezydenta RP długo nie będzie schodził z czołówek światowych mediów a ludziska na całym globie dziwować się będą, że to nie relacja z jakiejś bananowej republiki a z państwa należącego do UE i NATO.

Upadek

Bezprawie najwyższego stopnia, jeśli pogardę dla obowiązujących przepisów i Konstytucji można w ogóle stopniować, będzie miało bardzo poważne konsekwencje dla wszystkich obywateli Polski. I tych z lewa i z prawa, zwolenników konserwatywnej drogi i obecnej ekipy rządzącej, która coraz bardziej zaczyna przypominać cyrk. Także z zakazanymi pokazami tresury dzikich zwierząt. Bo tak rząd Tuska traktuje Polaków, w tym swoich bezwolnych zwolenników. Premier złamie każde prawo, aby poprzez strach, niepewności jutra i w konsekwencji chaos gospodarczy wprowadzić tyranię. Oczywiście nowoczesną, oświeconą potwierdzoną certyfikatami Brukseli i Berlina. A w Moskwie zabrakło ponoć szampana. I popcornu, bo to chyba nie koniec… Niestety.

Nocniki

Donald Tusk przypomina takiego szefa państwa, który – jak w starym dowcipie – kupił sobie trzy nocniki: złoty, srebrny i brązowy. A i tak… nie zdążył… Bo usłyszał wybuch tłumika samochodowego przed swoją reprezentacyjną siedzibą w stolicy europejskiego kraju.

 

Z ostatniej chwili (aktualizacja 10 stycznia 2024r. po godz. 11.49)

Z komunikatu Polskiej Agencji Prasowej:

„Wiceminister sprawiedliwości Maria Ejchart pytana o strajk głodowy zadeklarowany przez przebywającego w areszcie byłego ministra Mariusza Kamińskiego powiedziała, że każdy ma prawo nie jeść i nie pić, na tym polega prawo do wolności osobistej”.

Przypomnijmy, że pani wiceminister Ejchart nosiła jeszcze nia tak dawno temu inne nazwisko, a mianowicie urzędniczka owa nazywała się Maria Ejchart-Dubois. Tak, to była żona mecenasa Jacka Dubois – adwokata wielu polityków Platformy Obywatelskiej. Pani minister znana jest także jako aktywistka Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka a Wikipedia wpomina jeszcze jedno zajęcie pani wicemienister: „Od 2003 r. koordynuje program 'Niewinność’ zajmujący się pomyłkami sądowymi i osobami niesłusznie skazanymi.”

I chciałem tutaj coś napisać, bom wzburzony, ale myślę sobie, że wypowiedzi niektórych urzędników, akolitów rządu Donalda Tuska, nie są warte komentarza!

 

 Las Birnam zbliża się do Al. Ujazdowskich i Krakowskiego Przedmieścia…

Prezydent Andrzej Duda 10 stycznia 2024 r. wrócił do sprawy odmmowy sądowej wpisania do KRS nowych, bezprawnie wybranych przez szefa MKiDN Bartłomieja Sienkiewicza 19 grudnia ub.r. władz Telewizji Polskiej – władz zaangażowanych politycznie po stronie rządu premiera Tuska. Tym samym jak powiedział w środowym wystąpieniu prezydent RPAndrzej Duda: „Bezprawność działania ministra Bartłomieja Sienkiewicza została dzisiaj potwierdzona”.

Las Birnam zbliża się do siedzib KRPM i MKiDN…

Imperium kontratakuje

„Postanowienie Referendarza Sądowego Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy w Warszawie z dnia 9 stycznia 2024 roku w sprawie oddalenia wniosku o wpis zmian w spółce w zakresie zmiany składu osobowego Rady Nadzorczej TVP S.A. (obecnie w likwidacji) nie jest prawomocne” – wskano w komunikacie MKiDN.

Wojska Imperium w gotowości… Lord Vader dusi ministra Sienkiewicza, ale tylko żartuje…

Czarna dziura, która wciąga b. wicepremiera Gowina

Były wicepremier w rządach PiS, lider kanapowego Porozumienia Jarosław Gowin – drobiazgowo relacjonujący spotkania ze „złymi”politykami PiS i „szantaże” wobec siebie przed komisją ws. wyborów kopertowych – traci pamięć. Próbuje to bagatelizować czołowy śledczy RP, szef komisji, Dariusz Joński, który oprócz wszystkiego zna się jeszcze na polityce i oczywiście historii.

Niestety posłowie PiS bezlitośnie pytają, dręczą Gowina, interesuje ich wszystko ws tzw. wyborów kopertowych. Podsumowali oni, że były wicepremier po awarii telefonu komórkowego, istotnego dla sprawy ewentualnych „nacisków” ze strony PiS, do tej pory nie wie, co się z tym aparatem stało. Gowin nie wie też na jakim komuterze – laptopie pisał równie wazną dla sprawy korespodndencję.

Wiadmo tylko, że po głośniej dymisji, Gowin wrócił do rządu, który – zdaniem b. wicepremiera – wywierał na polityka Porozumienia naciski nawet o znamionach szantażu – uff…

Joński, Dariusz Joński

Nieustannie jestem fanem śledczego posła Dariusza Jońskiego, szefa komisji kopertowej, o przepraszam – bo to może jeden z senatotów źle zrozumieć – komisji ds. tzw. wyborów kopertowych (domniemane 70 mln zł strat wobec kilku milardów zł strat, które może kosztować skarb państwa bezprawna próba przejęcia mediów publicznych i ich fikcyjna likwidacja).

Ów skromny poseł Joński, znawca historii najnowszej i wirtuoz mediów, prosił w środę 10 stycznia br. posłów ze swojej komisji, aby „ostrożnie cytowali media”, gdzie moga się pojawić niesprawdzone informacje ujawniające na przykład tożsamość osób, których nazwiska padają podczas, uwaga, uwaga, publicznych i transmitowanych na całą galaktykę posiedzień komisji Jońskiego, Dariusza Jońskiego.

Ostrożnie cytować media

Złośliwcy mówią, że kwalifikacje Jońskiego do wyjaśniania zawiłości tzw. wyborów kopertowych, to przede wszystkim znakomita znajomość dziejów ojczystych i sile argumentów swoich znajomych i współpracowników politycznych, którzy widywani byli jako doradcy posła Jońskiego w kampanii wyborczej.

Milicjant legendą polskiej policji

Chodzi, m.in. b. rzecznika łódzkiej policji a potem radnego wybieranego z list SDP a potem samorządowca SLD, śledczego w stopniu podinspektora Jarosława Bergera. Ta „legenda polskiej policji” – jak mówił o nim Donal Tusk podczas wiecu wyborczego, na którym Berger przepraszał za polską policję kobiety „bite” przez funkcjonariuszy podczas protestów spod znaku błyskawicy. I tylko złośliwi wypominają Jońskiemu, że jego kolega i (niedawny?)współpracowniuk Berger karierę policjanta zaczynał w Milicji Obywatelskiej. No, ale przecież uciśnieni milicjanci i pracownicy komunistycznej bezpieki mają być teraz pupilami rządu Tuska.

Aktualizacja z 11.01.2024 r.

W marszu Wolnych Polaków, ktory przeszedł ulicamy Waszawy po południu i wieczorem 11 stycznia br., w czwartek, wzięło udział – i tutaj proszę o uwagę – wg. optymistycznych szacunków – 500 tys. osób, wg. zbliżonych – jak mówią uczestnicy – do rzeczywistości od 250 tys. do 300 tys. Nawet wg. bardzo nieprzychylnych środowiskom konserwatywnym mediów, na marszu było 100 tys. osób. Wiosna w styczniu? Jeszcze nie, ale przesilenie jest blisko.

(Koniec akualizacji)

„Manifest PKWN” z 1944 roku był odpowiednikiem „Manifestu do polskiego ludu roboczego miast i wsi” z 1920 r., który mówił wprost o likwidacji II Rzeczypospolitej i powstaniu Polskiej Socjalistycznej Republiki Rad. Fot. Wikipedia

TADEUSZ PŁUŻANSKI: Od Lenina do Putina

2 stycznia 1907 r. w Warszawie urodził się Tadeusz Żenczykowski, prawnik, polityk i publicysta. Kapitan Wojska Polskiego. Kawaler Orderu Orła Białego. Dla mnie przede wszystkim autor genialnej książki „Dwa komitety 1920, 1944. Polska w planach Lenina i Stalina”, która pokazuje niezmienność celów i metod Rosji wobec Polski.

Pierwszy to Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski, zwany Polrewkomem. Bolszewicy utworzyli go 23 lipca 1920 r. w Smoleńsku (faktycznie w Moskwie), jako zalążek przyszłej komunistycznej władzy. Towarzysze – m.in. Feliks Dzierżyński, Julian Marchlewski, Feliks Kon, Józef Unszlicht – przemieszczali się pociągiem pancernym za frontem wkraczającej Armii Czerwonej.

„Manifest do polskiego ludu roboczego miast i wsi”, autorstwa Dzierżyńskiego, mówił wprost o likwidacji II Rzeczypospolitej i powstaniu Polskiej Socjalistycznej Republiki Rad. „Doradzał” sowiecki komisarz Iwan Skworcow-Stiepanow.

Na zdobytych terenach Podlasia i części Mazowsza bolszewicy bez powodzenia tworzyli Polską Armię Czerwoną, wydawali w języku polskim „Gońca Czerwonego”, a przede wszystkim, w ramach terroru rewolucyjnego, represjonowali, grabili i mordowali Polaków – np. w Białymstoku rozstrzelali przedstawicieli miejscowej elity, w tym prezydenta miasta. Wobec klęski Armii Czerwonej Polrewkom musiał uciekać z Polski i ostatecznie został rozwiązany.

W 1944 r. wkraczającej Armii Czerwonej towarzyszył odpowiednik Polrewkomu – Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego. Bolszewicy utworzyli go 22 lipca 1944 r. w Chełmie (faktycznie w Moskwie – tu odbyły się pierwsze trzy posiedzenia), w składzie, m.in.: Edward Osóbka-Morawski, Wanda Wasilewska, Andrzej Witos, Michał Rola-Żymierski, Wincenty Rzymowski. Odpowiednikiem Feliksa Dzierżyńskiego był Stanisław Radkiewicz. „Doradzał” sowiecki gen. Nikołaj Bułganin, który według Nikity Chruszczowa „miał uprawnienia specjalne, włączając w to władzę nad [polskim] wojskiem”.

Bolszewicy pisali do Stalina, że wkroczenie Armii Czerwonej Polacy uznają za „początek rosyjskiej okupacji”. Wiedzieli, że nie mają poparcia, dlatego władzę przejmowali bezprawnie, kłamiąc, że rząd w Londynie działa również na podstawie „nielegalnej” konstytucji kwietniowej z 1935 r. Kłamiąc także, że walczą z polskimi „faszystami”.

Odpowiednikiem „Manifestu do polskiego ludu roboczego miast i wsi” był „Manifest PKWN”. Odpowiednikiem Polskiej Armii Czerwonej było ludowe Wojsko Polskie, a „Gońca Czerwonego” „Trybuna Ludu”. PKWN istniał pod różnymi nazwami, głównie PZPR, aż do 1989 r.

Czy powstał/powstanie „Trzeci Komitet”, czyli Polska w planach Putina? – odpowiedź pozostawiam Państwu.

 

Kontynuując przeglądanie strony zgadzasz się na instalację plików cookies na swoim urządzeniu więcej

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close