To nie jest korpo – ks. MARIUSZ FRUKACZ o błędach dziennikarzy piszących o Kościele

Pisać o Kościele nie jest łatwo. Podobnie jak trudno jest pokazać w sposób zrozumiały i atrakcyjny jakiekolwiek dobro, które dzieje się wokół nas.

 

W sierpniu 1976 r. kard. Karol Wojtyła, odwiedzając Stany Zjednoczone, wypowiedział ważkie słowa: „Stoimy dziś w obliczu największej konfrontacji, jaką kiedykolwiek przeżyła ludzkość. Nie przypuszczam, by szerokie kręgi społeczeństwa amerykańskiego ani najszersze kręgi wspólnot chrześcijańskich zdawały sobie z tego w pełni sprawę. Stoimy w obliczu ostatecznej konfrontacji między Kościołem a anty-Kościołem, Ewangelią a jej zaprzeczeniem. Ta konfrontacja została wpisana w plany Boskiej Opatrzności. To czas próby, w który musi wejść cały Kościół, a polski w szczególności. Jest to próba nie tylko naszego narodu i Kościoła. Jest to w pewnym sensie test na dwutysiącletnią kulturę i cywilizację chrześcijańską ze wszystkimi jej konsekwencjami: ludzką godnością, prawami osoby, prawami społeczeństw i narodów”. Wydaje się, że ta diagnoza znajduje swoje odzwierciedlenie także w przekazie medialnym na temat Kościoła.

 

Zrozumienie i szacunek

 

Pisać o Kościele nie jest łatwo. Podobnie jak trudno jest pokazać w sposób zrozumiały i atrakcyjny jakiekolwiek dobro, które dzieje się wokół nas. Oczywiście dobra komunikacja pomaga nam być bliżej siebie oraz lepiej poznawać siebie nawzajem. Niestety w przestrzeni życia społecznego w Polsce zauważamy dzielące nas mury, brak wzajemnego zaufania. Takie mury można pokonać tylko wtedy, gdy jesteśmy gotowi, by słuchać siebie nawzajem i uczyć się jedni od drugich. Myślę, że w opisie Kościoła potrzebne są jakieś formy dialogu pozwalające na zrozumienie i szacunek. Wydaje się, że trzeba rozwijać kulturę spotkania, o której tak dużo mówi papież Franciszek. Potrzebne zawsze jest spotkanie, dialog ludzi mediów i Kościoła. Oczywiście, jak zauważył papież Franciszek w jednym ze swoich Orędzi na Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu, „różnorodność wyrażanych opinii może być postrzegana jako bogactwo, ale możliwe jest także zamknięcie się w pewnej sferze informacji, które odpowiadają jedynie naszym oczekiwaniom i naszym ideom, albo określonym interesom politycznym i gospodarczym. Środowisko komunikacyjne może nam pomóc w rozwoju, lub przeciwnie prowadzić do dezorientacji”.

 

Uczyć się Kościoła

 

Wiemy dobrze, że podstawowym prawem wszelkiego rodzaju przekazu jest szczerość, prawość i prawda. Można zatem pytać, czy właśnie te trzy wymiary przekazu są respektowane w informowaniu i pisaniu o Kościele. Warto przypomnieć również za dokumentem Kościoła zatytułowanym „Communio et progressio”, gdzie znajdujemy takie słowa: „Zasługa i wartość moralna jakiegoś przekazu nie zależy od samego tylko tematu czy od doktryny, jaką temat ten zakłada, ale także od rodzaju przekazu, od sposobu przedstawienia, mówienia i przekazywania, dalej, od okoliczności towarzyszących i wreszcie, od odbiorców, do których dany rodzaj przekazu jest skierowany”.

 

Kościół pokazywany jako instytucja usługowa

 

Tymczasem w przekazie o Kościele pojawia się jakieś dziwne przekonanie, że Kościół powinien być instytucją usługową, jakimś rodzajem supermarketu. Moim zdaniem zasadniczy błąd w przekazie o Kościele pojawia się wtedy, kiedy patrzymy na jego  rzeczywistość jako jedynie na instytucję czy korporację. Wówczas w przekazie medialnym bardzo często prowadzi to do myślenia  o relacji człowieka z Bogiem w kategoriach szef i podwładny, a nie więzi osobowej Ojciec i dziecko, Ojciec, syn i córka, usynowionych i zbawionych w Ciele i Krwi Jezusa Chrystusa.

 

Nieprzychylna atmosfera

 

Jednym z poważnych problemów z jakim dzisiaj mamy do czynienia jest nieprzychylna atmosfera wokół Kościoła, prezentowana w ostatnich latach przez część mediów. To, co bardzo boli mnie jako kapłana–dziennikarza to patrzenie na Kościół „poprzez okulary sensacji”. Ostatnio mamy do czynienia z formą ośmieszania osób życia konsekrowanego, ośmieszania konsekracji osób ślubujących czystość, ubóstwo i posłuszeństwo. Budowanie nieprzychylnej atmosfery wokół Kościoła w mediach nie służy rzetelnej informacji.

 

W opisie Kościoła w mediach świeckich bardzo często jest on pokazywany jako tylko i wyłącznie instytucja. Wydaje się, że przekaz medialny tworzy obraz, że Kościół dla tego świata byłby wygodny jako relikt przeszłości, także w Polsce, a  Ewangelia spychana jest na bok w imię demokracji. W opisie Kościoła pojawiają się bardzo często jednostronne interpretacje, które rodzą emocje i utrudniają dialog. Również smutne jest to, że w mediach prasowych, radiowych, telewizyjnych czy internetowych prawda zaczęła odgrywać wtórną rolę, a liczy się sensacja, duch oszczerstwa i niszczenia sakramentu kapłaństwa, a przez to i Kościoła.

 

W prasie pojawia się coraz więcej tekstów, które mają na celu stworzyć wrażenie, jakoby Kościół i sam Watykan nie działał w sposób uporządkowany, zgodny z obowiązującymi wszystkich normami, ale w sposób gorszący, wskazujący na tzw. drugi obieg, a może i korupcję czy przekręty. Tak było na przykład w pokazywaniu tzw. afery Vatileaks. Moim zdaniem ukazywanie Kościoła wyłącznie od strony negatywnej jest po pierwsze nieobiektywne, a po drugie nie służy społeczeństwu.

 

Stygmatyzowanie ludzi Kościoła

 

Moim zdaniem bardzo niepokojące, niebezpieczne i będące efektem manipulacji  jest obserwowane w mediach dzielenie społeczeństwa i stygmatyzowanie ludzi, także ludzi Kościoła wedle określonych kategorii, tych rzekomo nowoczesnych i rozumiejących świat oraz tych „zacofanych”, nic nie rozumiejących. Jest też próba pokazania Kościoła jako instytucji wrogiej demokracji, a tym samej wrogiej ludziom chcących zmian. Wydaje się, że jednym z poważnych grzechów ludzi mediów jest próba rozdzielenia społeczeństwa, narodu od Kościoła.

 

Wciąż obecny jest też w mediach przekaz pokazujący jakby dwa oblicza Kościoła: zamknięty i otwarty. Słyszy się nawet głosy o śmierci Kościoła otwartego. Tymczasem Kościół jest jeden. „Kościół jest zawsze sobą. Był, jest i będzie instytucją, której głową jest Chrystus i która ma swoje Boskie ustanowienie. Jest ono zanurzone w Objawieniu, w Piśmie Świętym, w nauczaniu soborów, w nauczaniu powszechnym. Kościół żyje i wśród ludzi spełnia swoją misję” – napisał w jednym z felietonów ks. inf. Ireneusz Skubiś.

 

Błędem jest więc patrzenie na rzeczywistość Kościoła jedynie poprzez „okulary socjologii”, czy też politologii, albo przez „okulary bieżącej polityki określonego wydawcy”.

 

Ks. Mariusz Frukacz, dziennikarz „Niedzieli”

 

„Grzechy” dziennikarzy – subiektywny przegląd ks. MARIUSZA FRUKACZA

Ludzka wiedza o życiu i sposób myślenia o nim są w znacznym stopniu zdeterminowane przez środki przekazu; ludzkie doświadczenie jako takie stało się w dużej mierze doświadczeniem zdobytym za pośrednictwem mediów. Kiedy obserwujemy dobrze świat współczesny, łatwo w nim zauważyć, że one odgrywają ogromną rolę, stają się w pewien sposób częścią naszego życia. Właśnie w tym kontekście warto zwrócić uwagę na „grzechy”, które popełniają dziennikarze. Oczywiście jest to mój subiektywny wybór owych „grzechów”.

 

Pierwszy: Patrzenie z góry

 

Wydaje się, że bardzo poważnym „grzechem”, który zagraża nam, dziennikarzom, jest patrzenie na czytelnika, widza, czy też radiosłuchacza „z góry”. Trochę takie patrzenie z pozycji celebryty i guru. Wydaje się, że nam, dziennikarzom, dzisiaj bardzo brakuje podejścia z pokorą do drugiego człowieka, naszego czytelnika. Zawsze uważałem, że ważne jest wsłuchiwanie się w ludzi, ich problemy. Myślę, że pracę dziennikarza powinna określać pokora. To znaczy muszę zdawać sobie sprawę z tego, że jestem i mam być rzecznikiem czytelnika. Muszę też wiedzieć, że ktoś, z kim przeprowadzam wywiad, wie więcej ode mnie i muszę pozwolić mu się wypowiedzieć. Oczywiście pokora zakłada również u dziennikarza solidne przygotowanie się np. do przeprowadzenia wywiadu. Pokora tutaj oznacza także mój szacunek dla osoby, z którą rozmawiam.

 

Drugi: Logika dezinformacji

 

Właśnie logika dezinformacji to, moim zdaniem, źródło kolejnych „grzechów” dziennikarzy, a mianowicie manipulacji, albo po prostu kłamstwa. Dzisiaj jednym z najbardziej dyskutowanych zjawisk we współczesnym dziennikarstwie są tzw. fake newsy – fałszywe informacje. Mają one na celu dezinformację, informację bezpodstawną, opartą na nieistniejących lub zniekształconych danych i zmierzającą do oszukania czytelnika, a nawet do manipulowania nim. „Zamiast zdrowej konfrontacji z innymi źródłami informacji, co mogłoby pozytywnie podać w wątpliwość uprzedzenia i otworzyć na konstruktywny dialog, grozi nam stanie się mimowolnymi sprawcami rozpowszechniania opinii stronniczych i nieuzasadnionych. Dramat dezinformacji polega na dyskredytowaniu drugiego, przedstawianiu go jako wroga, aż po demonizację, która może podżegać do konfliktów” –  przypomniał nam, dziennikarzom, papież Franciszek w orędziu na 52. Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu.

 

Trzeci: Komercja zamiast jakości

 

Jedną z ważnych cech dobrego dziennikarza jest pasja. Kiedy ma się pasję tego, co się robi, to człowiek widzi sens swojej pracy. Niestety, dzisiaj bardzo mocno w świat mediów wkroczyła komercja i to ona zrodziła kolejny „grzech” dziennikarski, a mianowicie obniżenie jakości tekstów i materiałów dziennikarskich.

 

Niestety w tej dziedzinie pokutuje dzisiaj zasada, że „dobra wiadomość to zła wiadomość”. Informacja stała się dzisiaj również „towarem”, który trzeba dobrze sprzedać, w ciekawym i atrakcyjnym opakowaniu. Stąd pogoń za tym, co może ludzi pociągać, a zatem pogoń za jakąś sensacją, czymś mocnym, co przykuje uwagę czytelnika, widza, w ogóle odbiorcę informacji. Stąd także w mediach coraz częściej mniej miejsca na dobre wiadomości. Gdy dzisiaj oglądamy przekazy telewizyjne, to możemy odnieść wrażenie, że nic dobrego w świecie się nie dzieje. Po prostu w świat mediów wkroczyła komercja, wolny rynek, sensacja.

 

W podawaniu informacji istnieje skłonność do mierzenia sukcesu według kryterium zysku, nie zaś służby wobec społeczeństwa. Dążenie do zysku i reklamy wywiera nadmierny wpływ na treść społecznego przekazu: popularność góruje nad jakością, która spada do poziomu najniższego wspólnego mianownika, tzw. tabloidyzacja. Artykuły są tylko odwzorowaniem opisu pędu i szaleństwa ludzi. A powinni czegoś ważnego uczyć.

 

Czwarty: Wyśmiewanie tradycji i religii

 

To bardzo poważny „grzech” pewnej części mediów w Polsce. Istnieje nurt wyśmiewania, ośmieszania głębi tradycji religijnych, które mamy w Polsce i w Europie. To jest „grzech”, który zrodził się w imię nowoczesności. Tylko, że bez tradycji i wartości religijnych na końcu tej nowoczesności i tak będzie rozczarowanie. Tymczasem dziennikarz powinien mieć świadomość dziedzictwa, które tworzy naród, społeczeństwo. Dziennikarstwo nie powinno burzyć, a budować.

 

Ks. Mariusz Frukacz, dziennikarz tygodnika katolickiego „Niedziela”

Pasja i pokora – ks. MARIUSZ FRUKACZ o pracy w mediach katolickich

Czym różni się zawód dziennikarza w mediach katolickich i mediach świeckich? Myślę osobiście, że łączy nas bardzo dużo.

 

Mógłbym zatytułować te moje przemyślenia w taki oto sposób: Czy łatwo być dziennikarzem w sutannie? Dziennikarz i kapłan to dopiero ciekawe połączenie. Mam również przekonanie, że dziennikarstwo to jest bardzo ciekawy zawód, ale też powołanie. Przede wszystkim to profesja właściwie bez czasu tylko i wyłącznie dla siebie. Dziennikarzem jest się 24 godziny na dobę. Trzeba śledzić, słuchać, obserwować, co dzieje się wokół. Ten zawód wymaga samozaparcia, wytrzymałości, ale jest niezwykle ubogacający i potrzebny.

 

Zawód dziennikarza w mediach katolickich i mediach świeckich ma wspólny fundament, to służba słowu i słowem. To otwartość na drugiego człowieka, a nade wszystko pasja.

 

Dziennikarstwo dobre albo złe

 

Dziennikarstwo jest albo dobre, albo złe, albo profesjonalne, albo nieprofesjonalne. Moim zdaniem to jest oczywiste, że każdy dziennikarz powinien podchodzić do swojej pracy profesjonalnie, z dobrym warsztatem. Osobiście przede wszystkim jestem księdzem, ale także dziennikarzem. Moim wzorem i przykładem jest dwóch świętych: św. Maksymilian Kolbe, który łączył w sobie posługę kapłańską i dziennikarską, a drugi to bł. ks. Jakub Alberione, który m.in. w 1923 roku założył pismo pod tytułem „Domenica” (Niedziela). Po za tym, jedną rzeczą, która łączy księdza i dziennikarza to służba słowu i słowem. I tak oto ja widzę moją pracę dziennikarską.

 

Pasja, pokora, prawda

 

Kiedy piszę o dziennikarzach zarówno tych z mediów katolickich, jak i tych z mediów świeckich, to wydaje mi się, że trzeba zwrócić uwagę na trzy aspekty pracy dziennikarskiej. Pierwsza rzecz to pasja. Jeżeli dziennikarstwo ma być dobre, to dziennikarz musi mieć pasję do tego, co robi. Myślę, że nigdy nie można pisać tekstu z takim poczuciem, że znowu muszę to zrobić. Dziennikarstwo jest dobre, jeżeli czynię z niego pasję.

 

Po drugie pokora. Właśnie ona jest bardzo ważna w dziennikarstwie, gdyż pisząc tekst,  pokornie zakładam niewiedzę czytelnika. Dobre dziennikarstwo polega też na tym, że nie piszę dla wydawcy. Piszę przede wszystkim dla czytelnika. To jest bardzo trudne, bo czasem wydawca domaga się takiej treści, takiego ułożenia tekstu, które nie do końca jest zgodne z moim sumieniem. Na szczęście w „Niedzieli” nie muszę zmagać się z takimi dylematami.  Pokora polega właśnie  na tym, że piszę dla czytelnika. Znaczy to, że muszę pisać z pełnym szacunkiem. Podam przykład. Byłem na terenach popowodziowych i po trąbie powietrznej z aparatem na szyi. Były momenty, w których wiedziałem, że powinienem robić zdjęcia, bo będą mi potrzebne do tekstu, ale pokora polega na tym, że nie wszędzie włazi się z aparatem czy notatnikiem. Oczywiście dziennikarz za wszelką cenę powinien próbować zdobyć materiał, ale to nie znaczy, że z brakiem pokory wobec drugiego. Dziennikarstwo jest dobre wtedy, gdy  mam szacunek dla odbiorcy, dla tego z kim rozmawiam.

 

Po trzecie tym, czym powinien kierować się każdy dziennikarz to prawda. Jest ona podstawą wszystkiego.  Często jednak zdarza się tak, że dziennikarz ma konflikt sumienia, bo chce napisać prawdę, ale wydawca wyraża sprzeciw. Wtedy rzeczywiście pojawia się problem. Szacunek do prawdy moim zdaniem, zarówno w mediach katolickich, jak i świeckich, polega na tym, że dobry dziennikarz powinien także najpierw przygotować się do materiału. Upewnić się co, do źródła informacji i mieć w sobie poczucie, że pewnej granicy nie powinno się przekraczać.

 

Otwartość na drugiego człowieka

 

Kiedy zastanawiam się nad pracą dziennikarską, niezależnie od tego, czy chodzi tu o media katolickie i świeckie, to uważam, że dziennikarz musi być także otwarty na drugiego człowieka. Kontakt z ludźmi jest niesamowity. Kiedyś jeden ze starszych dziennikarzy powiedział mi, że dobry dziennikarz to także ktoś, kto widzi tematy leżące na ulicy i się po nie schyla. I dodał, że dziennikarz nie może być tylko dziennikarzem. Przede wszystkim musi być człowiekiem, bo to człowieczeństwo jest wszędzie podstawą. Również najważniejsze jest to, aby kochać to, co się robi.

 

Kiedy jako ksiądz myślę o pracy dziennikarskiej, to dla mnie najtrudniejsze jest pisać o dramatach ludzkich. Tego doświadczyłem, gdy opisywałem kiedyś sytuację po trąbie powietrznej. Pamiętam jak z abp. Stanisławem Nowakiem, ówczesnym metropolitą częstochowskim, odwiedzaliśmy rodziny dotknięte kataklizmem trąby powietrznej. Miałem zrobić z tego jakiś materiał. Wiedziałem, że nie mogę uniknąć rozmowy z zapłakanymi rodzicami i ich dziećmi. Nieustannie odzywał się we mnie także duch kapłański i wiedziałem, że muszę przede wszystkim rozmawiać z doświadczonymi tragedią. To było głębokie przeżycie, także odczuwałem pewien wewnętrzny dylemat. Wiedziałem, że mój artykuł może tym ludziom pomóc. Miałem też jakieś wewnętrzne przekonanie, że artykuł nie może być jedynie „towarem na sprzedaż”. Paradoksalnie ci biedni ludzie jak zobaczyli koloratkę, to nie myśleli o mnie jak o dziennikarzu, ale chcieli pomocy duchowej, szczerej rozmowy. Może nawet czasem łatwiej jest w takich sytuacjach dziennikarzom z mediów świeckich zrobić materiał.

 

Czasem też uczestniczę w wydarzeniach nie mających nic wspólnego z wiarą i nieraz doświadczam nieprzyjemności związanych z tym, że jestem księdzem. Kogoś dziwi moja obecność, albo nawet przeszkadza. Nigdy nie zdejmuję koloratki kiedy pracuję jako dziennikarz. Wiele osób uważa za niemożliwe połączenie kapłaństwa z dziennikarstwem. Trudne jest też dla mnie to, czy w swoim artykule kogoś nie urażę, nie skrzywdzę i czy poradzę sobie z pokazaniem wydarzenia w sposób właściwy. Oczywiście też kieruję się zasadą: dbałość o język, przekaz i rzetelność, ale także dobre „opakowanie” artykułu, czyli szatę graficzną.

 

Jeśli mówić o jakiejkolwiek różnicy w pracy w mediach świeckich i katolickich, to z perspektywy czasu widzę, że dziennikarze katoliccy nie podejmują tematów typowo sensacyjnych, tak tylko, żeby sprzedać artykuł. Może w mediach katolickich jest mniejszy wyścig o własną pozycję we wnętrzu macierzystej redakcji. Przynajmniej mnie taki wyścig nigdy nie interesował.

 

Odpowiadając na pytanie czym różni się zawód dziennikarza w mediach katolickich i mediach świeckich, to odpowiem, że nie wyobrażam sobie życia społecznego bez dziennikarzy, zarówno tych z mediów świeckich, jak i katolickich.

 

Ks. Mariusz Frukacz, dziennikarz „Niedzieli”

„Europa Christi” – powrót do Chrystusa w Europie. Zadanie dla mediów

Pokazać chrześcijańską tożsamość i kulturę Europy, obronić rodzinę, odczytać na nowo wielkie przesłanie św. Jana Pawła II oraz przypomnieć, że Europa ma dwa płuca: Wschodnie i Zachodnie. To jedno z głównych zadań jakie postawił przed sobą Ruch „Europa Christi” założony przez ks. inf. Ireneusza Skubisia, honorowego redaktora naczelnego „Niedzieli”. Zdaniem ks. Skubisia to jest także ważne zadanie dla ludzi mediów. „To chrześcijaństwo przyniosło Ewangelię, w której zapisane są wartości takie jak: prawda, wolność, godność osoby ludzkiej. To przecież te wartości powinny stanowić fundament dla przekazu medialnego w dzisiejszej Europie” – podkreśla ks. Skubiś.

 

 Dlaczego Ruch „Europa Christi”, a nie „Europa Christiana”?

 

Moderator i założyciel Ruchu „Europa Christi” ks. inf. Ireneusz Skubiś wyjaśnia, że „wielka myśl stworzyła kulturę europejską opartą na Ewangelii i nauczaniu Jezusa Chrystusa zmartwychwstałego. W kulturę europejską został wpisany krzyż Chrystusa”. Zdaniem ks. Skubisia trzeba zwrócić uwagę na Osobę Chrystusa, stąd „Europa Christi” (Europa Chrystusa), a nie tylko Europa chrześcijańska (christiana), „zwłaszcza, że partie chadeckie odeszły bardzo mocno od przesłania chrześcijańskiego”.

 

Dzisiaj do głosu dochodzi straszny ateizm, ateizacja kultury, wyrzucenie Boga ze świadomości Europejczyków. Dzisiejsze niektóre media narzucają ideologię genderowską, zupełnie sprzeczną z Objawieniem chrześcijańskim. Ta ideologia jest naznaczona wrogością wobec prawa naturalnego, wprowadza nowy system wartości i obala w sposób rewolucyjny dotychczasowy sposób myślenia w Europie” – dodaje ks. Skubiś.

 

 Św. Jan Paweł II patronem Europy

 

Ta idea od samego początku obecna jest w działaniach Ruchu „Europa Christi”. Również tegoroczna sesja na Kongresie Ruchu „Europa Christi”, która odbyła się 22 października na Uniwersytecie Kard. Stefana Wyszyńskiego w Warszawie była przypomnieniem znaczenia pontyfikatu św. Jana Pawła II dla Europy.

 

Św. Jan Paweł II dowodzi swoim życiem, że bycie Europejczykiem i uczniem Chrystusa nie wyklucza się, ale uzupełnia. Chrześcijaństwo jest wpisane w europejskie fundamenty, jest nieusuwalnym kodem genetycznym europejskości. W tym względzie papież Wojtyła i jego dziedzictwo mogą być uznane za wielką apologię chrześcijaństwa i europejskości oraz ich wzajemnego związku” – mówił kard. Stanisław Dziwisz podczas III Międzynarodowego Kongresu „Europa Christi”.

 

Karol Wojtyła zostawił nam ogromny materiał do przemyślenia, a centralną rolę wypełnia w nim umiejętne pogodzenie tradycji i nowości. – Dziedzictwo Jana Pawła II to bogata, twórcza i wielostronna synteza wielu ludzkich ścieżek myślenia. Nie ulega wątpliwości, że na długo pozostanie ona istotnym projektem odnowy kulturowej na skalę globalną” – mówił wieloletni sekretarz papieża Polaka.

 

To właśnie podczas tegorocznego Kongresu „Europa Christi” została ogłoszona informacja, że abp Stanisław Gądecki, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, poprosił papieża Franciszka o ustanowienie św. Jana Pawła II doktorem Kościoła i patronem Europy.  „Pontyfikat papieża z Polski wypełniony był przełomowymi decyzjami i doniosłymi wydarzeniami, które zmieniły oblicze papiestwa i wpłynęły na bieg historii Europy i świata” – napisał w liście do papieża Franciszka abp Gądecki.

 

 „Karta Praw Rodziny” – dokumentem dla Europy

 

W działaniach Ruchu „Europa Christi” bardzo ważne miejsce zajmuje temat małżeństwa i rodziny. Również podczas Kongresu w Warszawie  ks. prof. Tadeusz Guz (KUL) nawiązał w swoim wystąpieniu do historycznego dokumentu, powstałego za pontyfikatu Jana Pawła II – „Karty Praw Rodziny”.  Zaznaczył, że w dokumencie tym reprezentowana jest idea ładu nierozerwalności małżeństwa jednego mężczyzny i jednej kobiety, o której mówi chrześcijaństwo, ale i wcześniej mówiła o tym starożytna filozofia grecka.

 

Również ks. dr Zenon Hanas, który wygłosił referat pt. „Rodzina w nauczaniu Sługi Bożego Kardynała Stefana Wyszyńskiego” podkreślił, że nie można prowadzić sporu o rodzinę bez refleksji nt. antropologicznej wizji osoby ludzkiej, wychowania, pielęgnowaniem wartości.

 

Polityka jako troska o dobro wspólne

 

Od samego początku w działalności Ruchu „Europa Christi” ważne miejsce zajmuje dobrze rozumiana polityka, jako troska o dobro wspólne. M.in. mec. Domenico Airoma ze stowarzyszenia Alleanza Cattolica w Neapolu mówił o Karcie Praw Rodziny w perspektywie przypadającej w tym roku 30. rocznicy zburzenia Muru Berlińskiego. Zdaniem prelegenta, istnieje jednak ów mur, tym razem symbolicznie, nie fizycznie, w Europie Zachodniej, reprezentowany właśnie przez upadłą antropologię, która miałaby pozwalać człowiekowi zastępować Boga np. w uchwalaniu prawa.  „Jest w Europie ciągle taki mur, który nie runął. To jest mur relatywizmu, który dziś staje się dyktaturą” – wskazywał na Kongresie w Warszawie dr Airoma.

 

O „dyktaturze politycznej poprawności” mówił prof. Eugenio Capozzi z Uniwersytetu w Neapolu.  Zauważył, że w dzisiejszych czasach ciągle słyszy się o politycznej poprawności w kontekście walki z dyskryminacją i dochodzenia praw mniejszości. „Za tym pojęciem stoi wizja świata mówiąca o tym, że cywilizacja zachodnia jest zła i winna, ponieważ doprowadziła do ciemiężenia i przemocy” – powiedział prof. Capozzi i dodał, że „polityczna poprawność to świecka religia bez Boga”.

 

Zdaniem prof. Capozziego bardzo niebezpieczny dla Europy jest relatywizm kulturalny, głoszący, że wszystkie społeczności są równe i powinny się ze sobą stapiać. Po drugie, antyhumanistyczny ekologizm, mówiący o tym, że człowiek nie jest istotą stworzenia, lecz tylko „jednym z elementów”, natomiast „ludzkość jest czymś, co zaburza równowagę na świecie”. Po trzecie, przekonanie, że każda jednostka może decydować o tym, jaki styl życia wybrać i kontrolować swoje życie od początku do końca.

 

Kolejne sesje III Kongresu Ruchu „Europa Christi” zaplanowano we Wrocławiu (11 listopada) oraz Lwowie (18-20 listopada).

 

Inspiracją do powołania Ruchu „Europa Christi” (Europa Chrystusa) była konferencja na temat stanu i współczesnych wyzwań dotyczących Starego Kontynentu, która odbyła się w 2016 r. w redakcji tygodnika katolickiego „Niedziela” w Częstochowie. Założycielem i moderatorem Ruchu jest ks. inf. Ireneusz Skubiś. Ruch zorganizował już trzy Międzynarodowe Kongresy „Europa Christi” oraz spotkania m. in. w Ołomuńcu, Velehradzie, Brukseli, Wilnie.

 

 Ks. Mariusz Frukacz, dziennikarz tyg. kat. „Niedziela”

Sieć osób, nie kabli – KS. MARIUSZ FRUKACZ analizuje nauczanie papieża Franciszka o mediach

Kultura spotkania, dziennikarstwo pokoju i miłosierna komunikacja to najważniejsze elementy edukacji medialnej w nauczaniu papieża Franciszka.

 

Media we współczesnym świecie mają kluczowe znacznie. Zdaje sobie z tego bardzo dobrze sprawę papież Franciszek, który każdego roku kieruje do ludzi mediów i całego Kościoła swoje orędzie na Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu. Papież kontynuuje w ten sposób, to co wcześniej czynili św. Paweł VI, św. Jan Paweł II i Benedykt XVI. Edukacja medialna papieża Franciszka bardzo mocno koncentruje się na pojęciach:  bliskości, spotkania i dialogu.

 

Media i kultura spotkania

 

Papież Franciszek zwraca uwagę ludziom odpowiedzialnym za przekaz i komunikację, że w dzisiejszym świecie media mają do odegrania ogromną rolę w tym, aby pomóc ludziom, by poczuli się bliżej siebie nawzajem. Równocześnie powinny budować jedność rodziny ludzkiej, pobudzać do solidarności i lepszego poważnego zaangażowania na rzecz bardziej godnego życia. „Dobra komunikacja pomaga nam być bliżej siebie oraz lepiej poznawać siebie nawzajem, w byciu bardziej zjednoczonymi. Dzielące nas mury można pokonać tylko wtedy, gdy jesteśmy gotowi, by słuchać siebie nawzajem i uczyć się jedni od drugich. Musimy godzić różnice poprzez formy dialogu pozwalające nam wzrastać w zrozumieniu i szacunku” – napisał papież Franciszek w swoim orędziu w 2014 r.

 

Bardzo często papież przypomina, że trzeba poprzez środki społecznego przekazu budować kulturę spotkania. „Kultura spotkania wymaga, abyśmy byli skłonni nie tylko dawać, ale także otrzymywać od innych. Media mogą nam w tym pomóc, zwłaszcza dzisiaj, kiedy sieci ludzkiej komunikacji osiągnęły bezprecedensowy rozwój. Zwłaszcza internet może zaoferować większe możliwości spotkania i solidarności między wszystkimi, a jest to rzecz dobra, jest to Boży dar” – podkreślił Franciszek w swoim orędziu w 2014 r.

 

Ojciec Święty ciągle przypomina, że media mają być w służbie godności osoby ludzkiej, zwłaszcza że „komunikacja jest ostatecznie zdobyczą bardziej ludzką niż technologiczną” i równocześnie „sieć digitalna może być miejscem bogatym w człowieczeństwo, nie siecią przewodów, ale osób”.

 

 

Miłosierne komunikowanie się

 

Papież Franciszek w swoich orędziach zwraca uwagę na nowe sposoby komunikacji. Wskazuje przy tym m.in. na dialog, komunikację bliskości, wysłuchanie i język miłosierdzia. Właśnie zwrócenie jeszcze większej uwagi na miłosierne komunikowanie się jest czymś ważnym dla współczesnych mediów. W swoim orędziu w 2016 r. Franciszek przypomniał, że „komunikacja ma moc budowania mostów, sprzyjania spotkaniu i integracji, ubogacając w ten sposób społeczeństwo”. „Jak to dobrze, gdy widzimy osoby zaangażowane w staranne dobieranie słów i gestów, ażeby przezwyciężyć nieporozumienia, uleczyć zranioną pamięć i budować pokój oraz zgodę. Słowa mogą przerzucać mosty między ludźmi, rodzinami, grupami społecznymi,  narodami. Jest to możliwe zarówno w przestrzeni fizycznej jak i cyfrowej. Dlatego słowa i działania powinny nam pomóc wyjść z zaklętego kręgu potępień i zemsty, które stale wpędzają w matnię osoby i narody, prowadzące do wyrażania się przesłaniami nienawiści. Natomiast słowo chrześcijanina stawia sobie za cel spowodowanie rozwoju komunii i nawet jeśli musi zdecydowanie potępić zło, stara się nie zrywać relacji i komunikacji” – napisał papież.

 

Ojciec Święty w tym samym orędziu wskazał na wysłuchanie jako istotny element miłosiernej komunikacji. „Komunikowanie oznacza dzielenie się, a dzielenie się wymaga wysłuchania, akceptacji. Wysłuchanie to znacznie więcej niż słuchanie. Słuchanie dotyczy dziedziny informacji; natomiast wysłuchanie odwołuje się komunikacji i wymaga bliskości. Wysłuchanie pozwala nam przyjąć właściwą postawę, opuszczając spokojną kondycję widzów, użytkowników, konsumentów. Wysłuchanie oznacza również zdolność dzielenia się pytaniami i wątpliwościami, przemierzenie jakiejś drogi obok siebie, wyzwolenie się z wszelkiej pyszałkowatości wszechmocy i pokorne oddanie swoich umiejętności i darów na służbę dobra wspólnego” – napisał Ojciec Święty.

 

Papież Franciszek zwrócił uwagę również na to, że „to nie technologia określa, czy komunikacja jest autentyczna, czy też nie, ale serce człowieka i jego zdolność do dobrego wykorzystania środków, jakimi dysponuje”.  Dlatego tak ważne w pracy dziennikarskiej powinno być spotkanie pomiędzy komunikacją

a miłosierdziem.

 

Warto w tym miejscu przywołać słowa, które wypowiedział sługa Boży kard. Stefan Wyszyński na Jasnej Górze w 1958 r. podczas ogólnopolskiej pielgrzymki pisarzy i prosił ich, aby jak psy lizali rany narodu: „Język leczący rany nędzarza! Język liżący rany, gdy nikt już nie chce tego czynić, «psi język». …macie być psami, może jedynymi, którym została jeszcze odrobina miłości do człowieka pokaleczonego i poranionego! Wasz język musi im służyć, gdy ludzie wielcy i wspaniali, ucztujący w pałacach, już nie widzą człowieka poranionego, wyrzuconego na ulicę, wciąż jeszcze bitego i kopanego! Ktoś musi się nad nimi zlitować, bo to przecież twój brat, twój rodak! A chociaż byłby i twoim wrogiem – człowiekiem jest! […] Nazwałem Was «psami» dlatego, że to właściwie Wy musicie użyć swego języka, aby «wylizać rany» pobitych. I nie cofnę tej nazwy! Bądźcie raczej psami, abyście tylko pełnili zadanie, które tak jest potrzebne cierpiącej duszy Narodu” – powiedział kard. Wyszyński.

 

Fake news a dziennikarstwo pokoju

 

Jednym z najbardziej dyskutowanych zjawisk we współczesnym dziennikarstwie są tzw. fake news – fałszywe informacje. Mają one na celu dezinformację, informację bezpodstawną, opartą na nieistniejących lub zniekształconych danych i zmierzającą do oszukania czytelnika, a nawet do manipulowania nim. Papież Franciszek temu tematowi poświęcił swoje orędzie do ludzi mediów w 2018 r.  Papież wskazuje na istnienie swoistej logiki dezinformacji: „Zamiast zdrowej konfrontacji z innymi źródłami informacji, co mogłoby pozytywnie podać w wątpliwość uprzedzenia i otworzyć na konstruktywny dialog, grozi nam stanie się mimowolnymi sprawcami rozpowszechniania opinii stronniczych i nieuzasadnionych. Dramat dezinformacji polega na dyskredytowaniu drugiego, przedstawianiu go jako wroga, aż po demonizację, która może podżegać do konfliktów” – napisał papież Franciszek. W swoim orędziu Ojciec Święty przypomina, że najbardziej radykalnym antidotum na wirus fałszu jest oczyszczenie się przez prawdę i krzewienie dziennikarstwa pokoju. „Nie rozumiem przez to wyrażenie dziennikarstwa «dobrodusznego», zaprzeczającego istnieniu poważnych problemów i przyjmującego ckliwe tony. Mam na myśli, przeciwnie, dziennikarstwo bez udawania, wrogie fałszom, sloganom dla efektu i spektakularnym deklaracjom. Dziennikarstwo uprawiane przez osoby dla osób, pojmujące siebie jako służba wszystkim ludziom, zwłaszcza tym stanowiącym większość na świecie, którzy nie mają głosu; dziennikarstwo, które nie spalałoby wiadomości, ale angażowało by się w poszukiwanie prawdziwych przyczyn konfliktów, aby sprzyjać ich dogłębnemu zrozumieniu i przezwyciężaniu przez rozpoczęcie korzystnych procesów; dziennikarstwo zaangażowane we wskazywanie rozwiązań alternatywnych dla eskalacji wrzasku i przemocy słownej” – wyjaśnił Ojciec Święty.

 

 

Sieć solidarna

 

W edukacji medialnej papieża Franciszka bardzo często pojawia się pojęcie wspólnoty – zwłaszcza w kontekście najnowszych technologii i świata cyfrowego. Papież w 2019 r. przypomniał ludziom mediów, że „wspólnota jest o tyle silniejsza, o ile jest bardziej spójna i solidarna, ożywiana uczuciami zaufania i dążąca do wspólnych celów. Wspólnota jako sieć solidarna wymaga wzajemnego słuchania i dialogu opartego na odpowiedzialnym używaniu języka”. Dla papieża Franciszka sieć jest oczywiście okazją do promowania spotkania z innymi. Jednak, jak zwraca uwagę Ojciec Święty, może ona „również zwiększyć naszą samoizolację, jak sieć pajęcza zdolna do usidlenia”. „To młodzież jest najbardziej narażona na złudzenie, że sieć społecznościowa może ich całkowicie zaspokoić na poziomie relacji, aż po niebezpieczne zjawisko młodych „pustelników społecznościowych”, którym grozi całkowite odcięcie się od społeczeństwa” – czytamy w orędziu papieskim z 2019 r.

 

Papież Franciszek zwracając uwagę na pojęcia: kultura spotkanie, miłosierna komunikacja i dziennikarstwo pokoju, niewątpliwie wnosi coś nowego do współczesnej edukacji medialnej.

 

 

Ks. Mariusz Frukacz, dziennikarz tygodnika katolickiego „Niedziela”

Być tam, gdzie człowiek – ks. MARIUSZ FRUKACZ o mediach katolickich w czasie wyborów

Czy media katolickie powinny pisać o polityce i wyborach? Uważam, że tak. Polityka jest przede wszystkim ważną częścią ludzkiego życia. Oczywiście głównym zadaniem mediów katolickich ma być służba w dziele ewangelizacji, ale przecież mówiąc językiem św. Jana Pawła II: „Ewangelia nie prowadzi do zubożenia czy zgaszenia tego, co każdy człowiek, lud i naród, każda kultura w ciągu historii poznają i realizują jako dobro, prawdę i piękno” (enc. „Slavorum Apostoli” n. 18). Tak naprawdę Ewangelia jest pochyleniem się nad godnością i wielkością człowieka.

 

Kościół – i media katolickie – mają prawo oceniać rzeczywistość polityczną, bo przecież w niej funkcjonuje człowiek. Media katolickie mają też okazję przypomnieć, że polityka, działalność polityczna, ma służyć człowiekowi, dobru wspólnemu, a nie jest to jedynie sposób na zdobycie władzy. Jest to również niewątpliwie szansa na pokazanie innego obrazu polityki.

 

Chrześcijanin to obywatel w społeczeństwie

 

Warto przypomnieć, że pośród świętych czczonych przez Kościół wielu jest mężczyzn i kobiet, którzy służyli Bogu przez ofiarny udział w działalności politycznej i sprawowaniu rządów. Należy do nich św. Tomasz Morus, ogłoszony przez św. Jana Pawła II patronem rządzących i polityków, który potrafił świadczyć o niezbywalnej godności sumienia nawet za cenę męczeństwa. „Nota doktrynalna o niektórych aspektach działalności i postępowania katolików w życiu politycznym”, wydana w 2002 roku przez Watykańską Kongregację Nauki Wiary, przypomina, że „Życie w demokratycznym systemie politycznym nie mogłoby się pomyślnie rozwijać bez aktywnego, odpowiedzialnego i ofiarnego uczestnictwa wszystkich, choć formy tego udziału, płaszczyzny, na jakich on się dokonuje, zadania i odpowiedzialność mogą być bardzo różne i wzajemnie się uzupełniać…Gdy dochodzi do konfrontacji polityki z zasadami moralnymi, które nie mogą być uchylone, nie dopuszczają wyjątków ani żadnych kompromisów, zadanie katolików staje się szczególnie ważne i odpowiedzialne. W obliczu tych fundamentalnych i niezbywalnych nakazów etycznych wierzący muszą zdawać sobie sprawę, że w grę wchodzi sama istota ładu moralnego, od którego zależy integralne dobro ludzkiej osoby….Błędem byłoby utożsamianie słusznej postawy autonomii, jaką katolicy powinni przyjmować w życiu politycznym, z postulatem niezależności od nauczania moralnego i społecznego Kościoła” (zob. dokument https://opoka.org.pl/biblioteka/W/WR/kongregacje/kdwiary/nota_polityka_24112002.html).

 

Widzimy, jak bardzo stan mediów w Polsce jest zróżnicowany ze względu na ich światopogląd. Dlatego media katolickie zobowiązane są do wierności Ewangelii i nauce Kościoła. A generalną misją mediów katolickich jest służenie rozwojowi osoby ludzkiej. Przecież w ciągu minionych dwóch tysięcy lat historii każdy chrześcijanin uczestniczył w życiu tego świata na różne sposoby. Jednym z nich był udział w działalności politycznej. Chrześcijanie, żyjąc w społeczeństwie, podejmują obowiązki jako obywatele. Dotyczy to także kwestii wyborów.

 

Sumienie obywatelsko-polityczne

 

Wielki Prymas Tysiąclecia kard. Stefan Wyszyński ujmował problem życia społecznego w dwóch płaszczyznach: w płaszczyźnie sumienia narodowego i sumienia obywatelskiego. Dla kard. Wyszyńskiego sumienie obywatelsko-polityczne oznaczało prymat człowieka i to, że władza jest służbą. Właśnie w okresie wyborczym media katolickie mają prawo i obowiązek przypominać o prymacie człowieka w polityce i o tym, że ludzie sięgający po władzę mają realizować służbę wobec człowieka i narodu.

 

Jak przypomina Kompendium Nauki Społecznej Kościoła – „Wierni świeccy powinni patrzeć na media jako na potencjalne, potężne narzędzia solidarności: Solidarność jawi się jako konsekwencja prawdziwej i słusznej informacji oraz swobodnej wymiany myśli, które sprzyjają poznaniu i poszanowaniu innych”. „Nie dzieje się tak, jeżeli środki społecznego przekazu wykorzystywane są do budowania i wspierania systemów ekonomicznych, które służą zaspokajaniu chciwości i żądzy zysku. W obliczu poważnych niesprawiedliwości decyzja o całkowitym przemilczaniu przez media niektórych aspektów ludzkiego cierpienia jest przejawem wybiórczości, której nie można niczym usprawiedliwić” (n. 561). Ponadto „Polityczne zaangażowanie katolików często wiązane jest z „laickością”, czyli rozróżnieniem pomiędzy sferą polityczną a religijną. Rozróżnienie to „jest wartością przyswojoną już i uznaną przez Kościół, należącą do dziedzictwa wypracowanego przez cywilizację”. „Katolicka nauka moralna jednakże wyraźnie odrzuca perspektywę laickości rozumianej jako autonomiczna w odniesieniu do prawa moralnego: „«Laickość» bowiem oznacza przede wszystkim postawę kogoś, kto respektuje prawdy wypływające z naturalnej wiedzy o człowieku żyjącym w społeczności, niezależnie od tego, że prawdy te są zarazem częścią nauczania określonej religii, albowiem prawda jest jedna”. „Szczere poszukiwanie prawdy, popieranie i obrona przy pomocy dozwolonych środków, prawd moralnych odnoszących się do życia społecznego – sprawiedliwości, wolności, szacunku dla życia oraz innych praw człowieka – jest prawem i obowiązkiem wszystkich członków wspólnoty społecznej i politycznej” (n.571, zob. cały dokument http://www.vatican.va/roman_curia/pontifical_councils/justpeace/documents/rc_pc_justpeace_doc_20060526_compendio-dott-soc_pl.html)

 

 

   Media katolickie w swojej publicystyce mogą i powinny przypomnieć, że sumienie nie jest własnością jakiejkolwiek partii czy grupy wyborczej. Kościół nie może wskazać, na którą partię mamy głosować, ale równocześnie dokumenty Kościoła w wielu miejscach wskazują, że w demokratycznym i pluralistycznym państwie wybory są partycypacją we władzy na rzecz dobra wspólnego. Dlatego też wszyscy obywatele powinni pamiętać o swoim prawie, a nawet obowiązku brania udziału w wolnych wyborach. Kościół, jak przypomniał to kiedyś św. Paweł VI, mając bardzo wielkie doświadczenie w sprawach ludzkich, ma  uniwersalne spojrzenie zarówno na człowieka, jak i na sprawy ludzkie. A takie spojrzenie realizują media katolickie.

 

Dziennikarz, także ten katolicki, powinien być tam, gdzie jest człowiek. A człowiek jest także w świecie polityki. Chrześcijan to człowiek wierzący i obywatel, który żyje w konkretnej rzeczywistości społecznej

 

Ks. Mariusz Frukacz, dziennikarz Tygodnika Katolickiego „Niedziela”.

 

Roztropność potrzebna na już – ks. MARIUSZ FRUKACZ o obecności kapłanów w mediach

Duchowny wypowiadający się w mediach musi mieć przede wszystkim na uwadze prawdę i dobro, a nie popularność własnej osoby.

 

Obecność kapłana w mediach, w sieci, w Internecie, mediach społecznościowych czy też „ćwierkający” na Twitterze duchowni, to już dzisiaj nie jest rzecz nowa. Coraz więcej duchownych wypowiada się w mediach. W ostatnim jednak czasie powróciło pytanie: na ile duchowny może pozwolić sobie na krytykę swojego współbrata?

 

Odpowiadając na nie należy zwrócić uwagę nie tylko na wolność słowa, ale także na odpowiedzialność za słowo. Nie uważam, aby upomnienie osób duchownych przez przełożonych było jakimś strasznym naruszeniem wolności słowa. W Kościele istnieją upomnienia braterskie i pokuta, które mają na celu naprawienie błędu, a nie potępienie kogokolwiek. Kiedy myślimy o granicach krytyki, to może właśnie warto więcej miejsca poświęcić upomnieniu braterskiemu. Zakłada ono troskę o człowieka i jego sumienie. Zapobiega fałszywie pojętej tolerancji. Oczywiście upomnienie braterskie nie ma nic wspólnego z formą represji czy odwetem. Zakłada zawsze naprawę człowieka.

 

Czy deficyt cnoty roztropności?

 

Mówiąc o granicach krytyki, warto również przypomnieć o cnocie roztropności, którą zawsze trzeba się kierować w ocenie osoby lub faktu. Katechizm Kościoła Katolickiego, promulgowany przez Jana Pawła II w 1992 r., naucza: „Roztropność jest cnotą, która uzdalnia rozum praktyczny do rozeznawania w każdej okoliczności naszego prawdziwego dobra i do wyboru właściwych środków do jego pełnienia. «Człowiek rozumny na kroki swe zważa» (Prz 14, 15). «Bądźcie… roztropni i trzeźwi, abyście się mogli modlić» (1 P 4, 7). Roztropność jest «prawą zasadą działania», jak za Arystotelesem pisze św. Tomasz («Summa theologiae», II-II, 47, 2). Nie należy jej mylić ani z nieśmiałością czy strachem, ani z dwulicowością czy udawaniem. Jest nazywana «auriga virtutum»: kieruje ona innymi cnotami, wskazując im zasadę i miarę. Roztropność kieruje bezpośrednio sądem sumienia. Człowiek roztropny decyduje o swoim postępowaniu i porządkuje je, kierując się tym sądem. Dzięki tej cnocie bezbłędnie stosujemy zasady moralne do poszczególnych przypadków i przezwyciężamy wątpliwości odnośnie do dobra, które należy czynić, i zła, którego należy unikać” (n. 1806). Człowiek jest roztropny, kiedy właściwie przewiduje, dobrze rozumuje i rozważa.

 

Prawda i dobro – kryterium oceny

 

Sam jako kapłan i dziennikarz nie wyobrażam sobie życia w społeczeństwie, gdzie wolność słowa nie jest szanowana. Jednak uważam również – i taką zasadą zawsze się kieruję – że obecność kapłana w środkach społecznego przekazu nie może być wolna od odpowiedzialności. Właśnie wolność i odpowiedzialność wskazują na to, że  krytyka ma i musi mieć swoje granice.

 

Oczywiście bardzo ważne jest stanięcie w prawdzie. To właśnie prawda powinna być istotnym kryterium krytyki czy oceny działania drugiego człowieka. Jednocześnie trzeba zawsze kierować się szacunkiem do drugiego człowieka. Każdy kapłan jest kapłanem zawsze i w każdych okolicznościach. Kapłan wypowiadający się w mediach musi mieć przede wszystkim na uwadze prawdę i dobro, a nie popularność własnej osoby. Również nie chodzi o jak największą liczbę lajków. Media, np. te społecznościowe, nie są sferą prywatną aktywności duchownego. Natomiast obecność w mediach społecznościowych jest okazją do duszpasterstwa, dialogu. Jest miejscem, gdzie mogę realizować swoją misję, a nawet pasje – ale zawsze w sposób przejrzysty, wiarygodny i odpowiedzialny. Kapłan może komentować wydarzenia dziejące się we wspólnocie Kościoła, ale najpierw powinien się zapytać, na ile jego komentarz przysłuży się dobru Kościoła. Wypowiedzi kapłana muszą być zawsze roztropne i nie mogą zagrażać prawdom wiary.

 

Warto przypomnieć, że podczas 328. zebrania plenarnego, które odbyło się w Licheniu w dniach 11 – 12 czerwca 2004 r., biskupi polscy przyjęli zasady regulujące duszpasterską troskę Kościoła w Polsce o uporządkowany przekaz ewangelicznego orędzia poprzez radio i telewizję. Dokument ten można znaleźć na stronie Episkopatu pod adresem https://episkopat.pl/en/normy-konferencji-episkopatu-polski-dotyczace-wystepowania-duchownych-i-osob-zakonnych-oraz-przekazywania-nauki-chrzescijanskiej-w-audycjach-radiowych-i-telewizyjnych/  .

 

Biskupi przypomnieli w nim m.in., że „duchowni i członkowie instytutów zakonnych wypowiadający się w mediach winni cechować się wiernością nauce Ewangelii, rzetelną wiedzą, roztropnością i odpowiedzialnością za wypowiedziane słowo, troską o umiłowanie prawdy i owocny przekaz ewangelicznego orędzia. Jeśli nie są w danej dziedzinie wystarczająco kompetentni, powinni zrezygnować z występowania w mediach, zwłaszcza w kwestiach trudnych i kontrowersyjnych”.

 

Ponadto duchowni głoszący słowo Boże za pośrednictwem mediów powinni kierować się normami Kodeksu Prawa Kanonicznego (kan. 762-772), zarówno w odniesieniu do władzy przepowiadania, jak i przekazywanych treści. Zgodnie z tym kodeksem „duchowni mają szczególny obowiązek okazywania szacunku i posłuszeństwa Papieżowi oraz każdy własnemu ordynariuszowi” (kan. 273), a także pozytywny obowiązek „posługiwania się mediami dla głoszenia zbawczej prawdy Chrystusa” (kan. 822). Warto też wskazać w tym względzie na Instrukcję Kongregacji Nauki Wiary o pewnych aspektach używania społecznych środków przekazu dla szerzenia nauki o wierze z 30 marca 1992 r.

 

W podobnym kierunku idzie również  „Dyrektorium dotyczące zasad funkcjonowania w Internecie kościelnych podmiotów publicznych oraz osób duchownych Diecezji Warszawsko-Praskiej”.

 

Moim zdaniem, obecność kapłana w mediach, jego wypowiedzi w sprawach wiary i moralności oraz prowadzenie sporów ideowych to nie jest kwestia jego osobistej popularności, ale kwestia odpowiedzialności za słowo i dzieło ewangelizacji.

 

Ks. Mariusz Frukacz, dziennikarz Tygodnika Katolickiego „Niedziela”

 

Prawda nie jest mową nienawiści – ks. MARIUSZ FRUKACZ o cenzurze w social mediach

Media społecznościowe stały się w naszych czasach naturalną przestrzenią komunikacji. Takie portale, jak YouTube, Facebook i Twitter cieszą się ogromną popularnością. Niestety, niektóre z nich stały się rajem dla lewicowych cenzorów.

 

 

Rozwój technologii cyfrowych spowodował coraz większą dostępność do treści i demokratyzację. Przez formuły multimedialności media społecznościowe zmieniły sposób myślenia i styl życia współczesnego człowieka. Łączą one w dzisiejszych czasach miliardy ludzi na całym świecie. Jak zauważa w jednym ze swoich felietonów Jan Maria Jackowski „media społecznościowe mają zatem istotny wpływ na rzeczywistość. Mogą w nich być zamieszczone treści pozytywne, dobre, ale mogą być również treści oraz przekazy negatywne, złe, które niekiedy bywają wykorzystywane do propagandy i dezinformacji, szerzenia niechęci czy nienawiści” (zobacz tutaj).

 

Znikające treści

 

Od pewnego jednak czasu portale takie jak: YouTube, Facebook i Twitter  stosują przedziwną politykę, gdzie kluczem jest pojęcie „mowa nienawiści”, które jest rozumiane w szczególny, jak się okazuje, sposób. W ostatnim czasie było kilka głośnych przypadków zablokowania treści konserwatywnych przez serwis YouTube. Przeciwko takim działaniom stanowczo protestowało Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. I tak m.in. portal YouTube usunął dwa odcinki programu „Wierzę” Pawła LisickiegoPiotra Miśki, emitowanego w telewizji internetowej wSensie.tv . W nagraniach wyjaśniano nauczanie Kościoła katolickiego na temat ideologii ruchu LGBT. Według pracowników serwisu miały one rzekomo szerzyć „mowę nienawiści”. Kanał został zablokowany na trzy miesiące. Z informacji podanych przez serwis wynika, że platforma YouTube przywróciła administratorowi kanału możliwość publikacji filmów, mimo że ostrzeżenia dotyczące „szerzenia mowy nienawiści” wobec katolickiego programu „Wierzę” nie zniknęły.

 

 

Blokada wSensie.tv nie jest jedyna w ostatnim czasie. Doszło m.in. do zawieszenia, a następnie zamknięcia przez YouTube kanału telewizji wRealu24.pl oraz usunięcia i zawieszenia stron Kai Godek na portalach Facebook i Twitter. Usunięte również zostało z kanału YouTube kazanie abp. Marka Jędraszewskiego. 5 sierpnia profil Radia Maryja na YouTube otrzymał tzw. pierwsze ostrzeżenie za zamieszczenie na nim homilii abp. Marka Jędraszewskiego, którą wygłosił w kościele Mariackim w Krakowie z okazji 75. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Po protestach m.in. Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich kazanie zostało przywrócone, a YouTube przyznał, że usunięcie z profilu Radia Maryja kazania abp. Marka Jędraszewskiego nastąpiło wskutek błędu. Serwis przywrócił też zablokowany wcześniej kanał Telewizji wRealu24.

 

 

Wolność słowa dla wybranych

 

„Mowa nienawiści” stała się wygodnym kryterium do usuwania niewygodnych treści. Takie można odnieść wrażenie, gdy obserwuje się to, co się dzieje w mediach społecznościowych. W mediach tych mamy bowiem do czynienia z jawnym naruszeniem wolności i siłową próbą wprowadzenia cenzury wśród obywateli. Z podobną próbą cenzury użytkownicy mediów społecznościowych zetknęli się już kilka lat temu na Facebooku. Publicysta „Niedzieli” Artur Stelmasiak komentował już w 2016 r., że w tym samym czasie, gdy kasowane były plakaty nawiązujące do polskiej historii i religii, na których zapraszano na legalną manifestację w święto niepodległości, strony facebookowe propagujące zakazany w Polsce zbrodniczy system komunistyczny miały się bardzo dobrze. Administratorom Facebooka nie przeszkadzało propagowanie faszystowskiego lub komunistycznego ustroju państwa. Warto przypomnieć, że w  art. 256 ust. 1 Kodeksu karnego czytamy: „Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”.

 

Ograniczanie wolności słowa według facebookowego czy youtubowego widzimisię, może być poważnym zagrożeniem dla demokracji. „Stosowanie represji wobec wolności słowa ma jednak stałą tendencję. Z jednej strony katolickie i konserwatywne poglądy na Facebooku są rugowane, a z drugiej wartości chrześcijańskie i uczucia religijne mogą być bezustannie obrażane. Przykładem tego są profile w ohydny sposób zniesławiające św. Jana Pawła II, na które było już setki doniesień, a administratorzy Facebooka twierdzą, że jest on zgodny z ich standardami. A przecież wystarczy użyć słowa homolobby, aby znaleźć się na celowniku” – pisał Artur Stelmasiak, publicysta i komentator „Niedzieli” (zobacz tutaj).

 

 

Wydaje się, że media społecznościowe stały się rajem dla cenzorów o poglądach lewicowych. Stały się one tak naprawdę narzędziem walki o kształt polskiej wolności i demokracji. I gdybym ten mój artykuł zamieścił na którymś z portali społecznościowych, może zostałby on oceniony jako „mowa nienawiści”. Czy fakty i prawda to naprawdę „mowa nienawiści”?

 

Ks. Mariusz Frukacz, dziennikarz Tygodnika Katolickiego „Niedziela”

 

Co z tą tolerancją? – pyta ksiądz redaktor MARIUSZ FRUKACZ

Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich ze zdziwieniem i zaniepokojeniem przyjęło decyzję firmy Empik o nie przyjęciu do sprzedaży wydania Gazety Polskiej z naklejką „strefa wolna od LGBT”.  Natomiast rzeczniczka Empiku poinformowała na Twitterze, iż nie ma u nich miejsca na jawną dyskryminację i na treści łamiące prawo.  I mamy znowu dyskusję na temat tolerancji, demokracji, dyskryminacji, wolności słowa itd.

 

Tolerancja w przestrzeni publicznej jako reguła bezwzględna

 

   Jest sprawą oczywistą, że każdy człowiek ma prawo do szacunku, obrony własnej godności, poszanowania własnych przekonań. Nikogo nie wolno znieważać i prześladować ze względu na takie czy inne przekonania. Jednak, jak pokazuje nam to historia III RP, w przestrzeni publicznej niejednokrotnie pod pozorem przeciwdziałania dyskryminacji w rzeczywistości promowało się i promuje określone postawy i poglądy, co z kolei prowadzi do dyskryminacji tych, którzy się z nimi nie zgadzają. Czyli z tolerancją tak naprawdę mamy kłopot i jest ona traktowana wybiórczo.

 

   Warto przypomnieć, co na temat tolerancji napisał o. Józef Maria Bocheński w jednaj z najsłynniejszych swoich książek pt. „Sto zabobonów. Krótki filozoficzny słownik zabobonów”. Ten znany filozof, światowej sławy logik napisał: „Tolerancja. Tyle co znoszenie. Nazywamy “tolerancyjnym” człowieka, który toleruje, to jest znosi innych, ich poglądy, ich sposób życia itp. Tolerancja jest wypróbowanym sposobem współżycia w łonie tego samego społeczeństwa różnych grup ludzi, różniących się pod względem światopoglądu, względnie zasadniczych tez politycznych. W tej dziedzinie tolerancja jest pożyteczną dyrektywą ustrojową. Ale z tą tolerancją związanych jest kilka zabobonów. Jeden z nich polega na pojmowaniu tolerancji jako reguły bezwzględnej, od której nie ma wyjątków. Wtedy rozumie się przez tolerancję także znoszenie kogoś, kto obraża innych, ich uczucia itp. Skądinąd niektórzy pojmują tolerancję tak szeroko, że żądają znoszenia nawet tych, którzy chcą siłą obalić tolerancyjny ustrój. Mamy wtedy do czynienia z dwoma zabobonami: żadna tolerancja nie uprawnia nikogo do obrażania innych, a tolerancja, która toleruje swoich własnych wrogów, nie może się ostać”.

 

   Wydaje się, że właśnie w całej dyskusji między Gazeta Polską i Empikiem, a także BP definicja tolerancji w ujęciu o. Bocheńskiego jest zapomnianym głosem rozsądku.

 

Tolerancja – narzędzie wojny z chrześcijaństwem

 

   Myślę, że każdy, kto dobrze obserwuje życie społeczne zauważa, że bardzo często podejmowanie dyskusji na temat środowiska LGBT, albo sprzeciw wobec działań tego środowiska kończy się oskarżeniem o brak tolerancji i złamaniem standardów demokracji. Często również tolerancja jest narzędziem do wojny z kulturą chrześcijańską.

 

   Na tzw. marszach równości środowiska LGBT obrażają uczucia religijne osób głęboko wierzących w imię tolerancji. To wszystko, moim zdaniem, jest owocem rewolucji 1968 r., związanej z początkiem marksizmu kulturowego, który już bardzo mocno wszedł w przestrzeń naszego życia społecznego. Pojawiło się nowe słownictwo, jak np. wyrażenie „zadowolenie z płci”. To nowe słownictwo jest projektem kulturowym obowiązującym już w instytucjach publicznych i instytucjach kultury, takich jak m.in.: księgarnie, teatry, kina. Dlatego równie mocno, jak wobec Gazety Polskiej,  Empik nie reaguje kiedy okładki innych gazet, książek uderzają w chrześcijaństwo. To taka wybiórcza tolerancja.

 

   Ciekawe jest to, że już od wielu lat międzynarodowe organizacje, jak ONZ czy UE, wydają się tworzyć z praw człowieka jakby nową ideologię, dążąc wręcz do ich sakralizacji. W konsekwencji można również zaobserwować tendencję do deprecjonowania tradycyjnych nośników szeroko rozumianej kultury, w skład której wchodzą religie. Zwróciły na to uwagę Lucetta ScaraffiaEugenia Roccella, autorki książki pt. „Wojna z chrześcijaństwem. ONZ i Unia Europejska jako nowa ideologia”, która ukazała się w  serii Biblioteki „Niedzieli” już w 2006 r. Książka wówczas nie została zauważona w przestrzeni debaty publicznej.

 

   W Polsce już mieliśmy i mamy do czynienia z obrażaniem uczuć religijnych chrześcijan. W latach 90-ych „Wprost” opublikowało okładkę z Matką Bożą w masce przeciwgazowej. Całkiem niedawno okładka  „Wysokich Obcasów” miała wizerunek Matki Bożej puszczającej oko, a środowiska LGBT prowokują wizerunkiem „Tęczochowskiej Matki Boskiej”.

 

   Kiedy „Wprost” wydrukowało swoją okładkę głos zabrał m. in. Jan Nowak-Jeziorański, który wówczas napisał: „W moim przekonaniu tolerancja łączy się z szacunkiem dla odmiennych przekonań, zwłaszcza religijnych. Symbole religijne, które są świętością dla ludzi wierzących, nie powinny być wyśmiewane ani karykaturowane przez ludzi o odmiennych przekonaniach religijnych. Nie byłoby większego nieszczęścia dla Polski niż rozpętywanie wojny religijnej”.

 

   Warto dodać, że m. in. z orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka wynika, że członkowie wspólnot religijnych muszą tolerować i akceptować negowanie przez innych ich przekonań i praktyk religijnych. W uzasadnieniu na temat okładki „Wprost”  podkreślono wówczas, że okładka wpisywała się w debatę publiczną i odnosiła się do ważnego, z punktu widzenia społecznego, zagadnienia. Dzisiaj podobne uzasadnienie słyszymy ws. prowokacji środowisk LGBT. To ma być jedynie element debaty publicznej.

 

   Myślę, że potrzebujemy normalności i spokoju, przede wszystkim prawdy i szacunku, ale też odrzućmy dyktaturę i relatywizm poprawności politycznej.

 

Ks. Mariusz Frukacz, dziennikarz tygodnika katolickiego „Niedziela”

Informować i formować –  rozmowa z ks. dr. JAROSŁAWEM GRABOWSKIM, redaktorem naczelnym „Niedzieli”

Nasz tygodnik ma opisywać zwyczajną i pełną pasji pracę duszpasterską księży i świeckich. W czasach nagonki na Kościół i nieżyczliwości wobec wspólnoty wierzących „Niedziela” ma pokazywać ewangeliczne zaangażowanie ludzi Kościoła, którzy niosą Chrystusa wszystkim – mówi ks. dr Jarosław Grabowski w rozmowie z ks. Mariuszem Frukaczem.

 

Od 1 kwietnia 2019 r. „Niedziela” ma nowego redaktora naczelnego. Jakie zmiany zdaniem księdza są konieczne, aby ten katolicki tygodnik jeszcze bardziej był obecny w przestrzeni życia publicznego, a co warto zachować z dotychczasowej „Niedzieli”?

 

Chciałbym, aby 93-letnia „Niedziela”, tak bardzo zasłużona dla Kościoła i naszej ojczyzny, nie pozostała „prasową jubilatką”, lecz przekształciła się w ciekawe i oryginalne czasopismo. Nie chodzi jedynie o jej modyfikację, czy drobny retusz, ale o nowy i przekonywujący styl dostosowany do odbioru przez współczesnego człowieka. „Niedziela” zawsze pozostanie solidną marką, ale nawet najbardziej rozpoznawalne marki wprowadzają nowe wersje. „Niedziela” kojarzona jest jako pismo wartości, przywiązania do tradycji i historii. To bardzo ważny znak rozpoznawczy. Jednak wierność tradycji musi się ciągle dynamicznie ścierać z nowym dniem. „Niedziela” wymaga więc adaptacji i usprawnienia. Innowacja „Niedzieli” może uczynić z niej interesujące i przejrzyste pismo zarówno informacyjne, jak i formacyjne.

 

A jak pogodzić funkcję informacyjną i formacyjną mediów?

 

 W moim przekonaniu tygodnik katolicki musi postawić na formację, na religijny rozwój człowieka. Musi stawiać czoło powierzchowności wiary i wzrastającej ignorancji religijnej, której konsekwencją jest negowanie prawd wiary i zasad moralnych. Ma wyjaśniać i uzasadniać naukę Kościoła, odpowiadając zarówno na proste, jak i wymagające pytania… W tym celu powinien pokazywać wzorce wzięte z życia, by udowodnić, że można żyć zgodnie z zasadami wiary w dzisiejszych czasach.

 

Ważnym narzędziem komunikacji i przekazywania dobrych treści są w „Niedzieli” dodatki diecezjalne. „Niedziela” to wydanie ogólnopolskie i aż 19 wydań lokalnych. Jaką ksiądz widzi możliwość rozszerzenia tej oferty?

 

Uważam lokalne wydania za niezastąpiony i niewystarczająco wykorzystany potencjał „Niedzieli”. Dzięki nim nasz tygodnik staje się bliższy ludziom, może opisywać Kościół „pierwszego frontu”, czyli taki, jaki jest w rzeczywistości: zaangażowany, aktywny. Pokazywać jego prawdziwe oblicze, co pozwala unikać stereotypów… Niewątpliwie będziemy dążyli też do poszerzenia zakresu naszego oddziaływania na kolejne diecezje, licząc na zrozumienie i życzliwość księży biskupów.

 

Jaką rolę według Księdza powinny spełniać współczesne media katolickie?

 

Podstawowym zadaniem katolickich mediów jest umacnianie w wierze konkretnej grupy odbiorców kierujących się w życiu tymi samymi zasadami. Media katolickie powinny „uzupełniać się w wierności tożsamości chrześcijańskiej”, o czym często przypomina abp Wacław Depo. One zobowiązane są do wierności Ewangelii i nauce Kościoła. Media katolickie muszą sięgać głębiej i dalej. Skupiać się na wyjaśnianiu i pogłębieniu zjawisk, zawsze w duchu i prawdzie; podawać do wiadomości to, co inni odrzucają.

 

Rynek mediów jest przestrzenią bardzo wymagającą. Trzeba znaleźć drogę, którą idzie niewielu, wtedy jest szansa, by zaskarbić sobie uwagę czytelnika…

 

W moim przekonaniu tygodnik katolicki, jako narzędzie ewangelizacyjne Kościoła, musi głosić naukę Chrystusa językiem zrozumiałym i przekonywującym. Nie wystarczy mówić słusznie, trzeba jeszcze mówić zrozumiale. Przekaz religijny powinien szukać takiego języka, który nada siłę orędziu Ewangelii. Jeśli dodatkowo połączymy słowo z obrazem, przekazywane treści staną się jeszcze bardziej zrozumiałe. Dlatego moim zdaniem, drogą, której „Niedziela” powinna się trzymać, jest przedstawianie prawdziwego obrazu Kościoła, opisywanie jego życia, które jest dynamiczne, szczególnie na poziomie lokalnym, w parafiach i w licznych wspólnotach. Nasz tygodnik ma opisywać zwyczajną i pełną pasji pracę duszpasterską księży i katolików świeckich. W czasach histerycznej nagonki na Kościół i skrajnej nieżyczliwości wobec wspólnoty wierzących „Niedziela” ma pokazywać ewangeliczne zaangażowanie ludzi Kościoła, którzy niosą Chrystusa wszystkim. Kościół jest po to, żeby ewangelizować. „Niedziela” ma więc promować liczne i różnorodne formy ewangelizacji.

 

Jak ocenia Ksiądz środki, narzędzia medialne, z których Kościół korzysta? Czy może potrzeba jeszcze innych sposobów, aby dotrzeć z Ewangelią do współczesnego człowieka?

 

By dotrzeć do współczesnego czytelnika nie wystarczy sam papier. Główne medialne uderzenie odbywa się dziś w Internecie, w którym „Niedziela” już jest obecna. Mocna i czytelna obecność tygodnika w przestrzeni bez granic, jaką jest Internet, a szczególnie w mediach społecznościowych, które stały się już głównym kanałem wymiany informacji, jest konieczna i bezdyskusyjna. Patrzę więc na „Niedzielę”, jak na zasłużoną i mądrą jubilatkę, która rezolutnie wchodzi ze swoim doświadczeniem w nowe media i jest nie tylko widoczna, ale i aktywna w sieci. Ale tak na marginesie – myślę, że prasa drukowana tak szybko nie zniknie, choć mocno wchodzi w e-przestrzeń. Kościół także coraz mocniej wchodzi w e-przestrzeń i świetnie tam sobie radzi. Moim zdaniem w świecie wielopoziomowej komunikacji Kościół musi z jeszcze większym zaangażowaniem wykorzystywać Internet do głoszenia Ewangelii. Przecież dziś trudno sobie wyobrazić przekaz słowa jedynie w wersji drukowanej.

 

Myślę, że jest pragnieniem nowego redaktora naczelnego, aby „Niedziela” stała się pismem coraz bardziej opiniotwórczym. Jakie są w związku z tym zamierzenia księdza? Jaka zdaniem księdza ma być „Niedziela”?

 

Zależy mi, żeby „Niedziela” była nowa, ciekawa i wierna. Powinna przyjąć nowy styl i nowy język. „Niedziela” ma być ciekawa czyli inspirująca i nieszablonowa. Ma dawać świadectwo naszej chrześcijańskiej sprawności, której osią działania są zawsze ewangeliczne wartości. I wreszcie wierna nauce Chrystusa i Jego Kościoła. Charakter katolickiego pisma, tak jak chrześcijańska tożsamość, wyraża się zawsze w wierności Chrystusowi i Jego Ewangelii. Z pewnością moim podstawowym zamiarem jest umocnienie i zdynamizowanie rozpoznawalnej marki jaką jest „Niedziela”, pisma o charakterze zarówno opiniotwórczym jak i formacyjnym. Do tego potrzebny jest zespół redaktorów rzetelnych, twórczych i otwartych skupionych wokół łączących ich wspólnych celów. Grupa profesjonalistów, którzy nie obawiają się nowości i wyzwań, które niesie współczesność.

 

Rozmawiał: ks. Mariusz Frukacz

 


 

Ks. Jarosław Grabowski

Urodził się 30 września 1969 w Częstochowie. Święcenia kapłańskie przyjął w 1994. Po roku pracy duszpasterskiej w Krzepicach został skierowany na studia specjalistyczne do Rzymu. W 2000 uzyskał stopień doktora teologii (specjalność teologia dogmatyczna) na Papieskim Uniwersytecie św. Tomasza z Akwinu „Angelicum” w Rzymie. Jest wykładowcą dogmatyki i ekumenizmu w Wyższym Seminarium Duchownym Archidiecezji Częstochowskiej i Diecezji Sosnowieckiej. W latach 2003-2009 był diecezjalnym duszpasterzem nauczycieli. Od 2003 jest moderatorem kręgu rodzin Domowego Kościoła. W latach 2004-2014 zaangażował się w pracę naukowo-dydaktyczną w Szkole Wyższej im. B. Jańskiego w Krakowie. Od 2009 jest kierownikiem Referatu Dialogu ekumenicznego, międzyreligijnego, z niewierzącymi Kurii Metropolitalnej w Częstochowie. W latach 2011-2014 publikował na łamach „Niedzieli”. Jest autorem książek: „Przewodnik dla pytających o wiarę” (2015), „O Bogu po ludzku. Przewodnik dla poszukujących” (2016). Jego pasją jest głoszenie wiary językiem zrozumiałym. Ma zamiłowanie do morza i nurkowania.

Wolność słowa bez prawdy nie istnieje – zauważa ks. MARIUSZ FRUKACZ

Sytuacja ze zwolnieniem pracownika sieci IKEA to nie pierwszy i nie jedyny przypadek łamania zasady wolności słowa. Wydaje się, że mamy z tym problem tam, gdzie do głosu dochodzi poprawność polityczna i poglądy skrajnie lewicowe.

 

Zasada wolności słowa, wyrażanie własnych opinii i poglądów, jest jedną z najważniejszych zasad państwa demokratycznego i uznawane jest za standard norm cywilizacyjnych. To przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności, praw człowieka i obywatela. Wolność osoby, a więc także jej wolność wypowiadania się, nie jest nieograniczona. Kończy się ona tam, gdzie zaczyna się wolność drugiej osoby. Nikogo nie wolno pomawiać, fałszywie oskarżać, oceniać i zawsze należy głosić prawdę.

 

Sprawa pracownika sieci IKEA

 

W ostatnim czasie w Polsce podjęta została dyskusja nad wolnością słowa i poglądów w związku ze zwolnieniem pracownika sieci IKEA. W czerwcu 2019 r. pracownik tej sieci został zwolniony za to, że w odpowiedzi na ideologiczną agitację pracodawcy, polegającą na udostępnieniu wszystkim pracownikom artykułu „Włączenie LGBT+ jest obowiązkiem każdego z nas” na firmowym forum internetowym, wyraził swoją krytyczną opinię na temat akcji wspierania ruchu LGBT + . Pracownik sieci IKEA w swojej opinii cytował fragmenty Pisma Świętego. Ta wypowiedź stała się przyczyną wypowiedzenia mu umowy o pracę.

 

Do sytuacji odniosło się również Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, które w swoim stanowisku podkreśliło, że „z  najwyższym niepokojem i oburzeniem przyjmuje informacje  o działaniach sieci IKEA  polegających na  zwolnieniu z pracy pracownika w związku z wyrażoną przez niego opinią w mediach społecznościowych na temat akcji propagującej ideologię LGBT. W ocenie  CMWP SDP działanie to w skandaliczny sposób  narusza konstytucyjne prawa obywatelskie wolności sumienia i wyznania (art. 53 Konstytucji RP) oraz prawo posiadania i głoszenia poglądów (art. 54 Konstytucji RP). CMWP SDP przypomina, że zgodnie z polską konstytucją oraz kodeksem karnym »nikt nie może być zmuszanym do wspierania działań, które uznaje za sprzeczne ze swoim sumieniem czy wyznawaną religią«”.

 

Do sprawy odniósł się także sam poszkodowany – pan Tomasz, który w swoim oświadczeniu napisał m.in.: „Mój wpis był reakcją na indoktrynację, której jako pracownik byłem od lat poddawany w miejscu pracy. Narzucany pracownikom IKEA stosunek do postulatów ruchu LGBT radykalnie różni się od nauczania Kościoła katolickiego wypływającego z Pisma Świętego. Jako katolik nie mogę uczestniczyć w propagowaniu ideologii sprzecznej z moją wiarą ani akceptować sytuacji, w której pracodawca zmusza mnie do zmiany mojego światopoglądu. Zawierając z IKEA umowę o pracę, zobowiązałem się do jak najlepszego wykonywania moich obowiązków pracowniczych jako sprzedawcy mebli kuchennych. Z umowy jednak w żaden sposób nie wynikało, że wśród moich obowiązków, jako pracownika sklepu IKEA, ma leżeć reprezentowanie ideologii jej właściciela. Niestety, z przykrością zauważyłem, że IKEA oraz część dziennikarzy wbrew faktom przedstawiają mnie jako osobę nawołującą do przemocy i nienawiści wobec innych pracowników. Posunięto się wręcz do tez tak absurdalnych jak przypisywanie mi chęci fizycznej agresji wobec osób o skłonnościach homoseksualnych. Jest to oczywista nieprawda, która godzi w moje dobre imię. Szanuję każdego człowieka niezależnie od koloru skóry, narodowości, wyznania czy jego sfery prywatnej (np. seksualnej). W swojej codziennej pracy absolutnie nigdy nie przejawiałem braku szacunku wobec koleżanek i kolegów, którzy nie podzielali ważnych dla mnie wartości oraz prowadzili styl życia niezgodny z zasadami klasycznej etyki i nauczania katolickiego” (zob. https://www.niedziela.pl/artykul/43809)

 

Problem w Europie

 

Sytuacja ze zwolnieniem pracownika sieci IKEA to nie pierwszy i nie jedyny przypadek łamania zasady wolności słowa i głoszenia własnych poglądów. Wydaje się, że mamy z tym problem tam, gdzie do głosu dochodzi poprawność polityczna i poglądy skrajnie lewicowe. Dobitnym tego przykładem jest zwolnienie w 2007 r. chrześcijańskiej stewardessy linii lotniczych British Airways, która nie chciała zrezygnować z noszenia na szyi krzyżyka zawieszonego na łańcuszku. I dopiero po czterech miesiącach sporu pracownicy British Airways uzyskali zgodę na noszenie symboli religijnych – krzyżyków, muzułmańskich chust czy sikhijskich turbanów.

 

Okazuje się, że również we Francji prywatne przedsiębiorstwo może zabronić pracownikom noszenia symboli religijnych. Takie stanowisko wynika z wewnętrznego regulaminu prywatnego przedsiębiorstwa, które zakazuje noszenia w miejscu pracy widocznych symboli politycznych, filozoficznych lub religijnych.

 

W 2012 r. przez polskie media przetoczyła się dyskusja, gdy nowe wewnętrzne rozporządzenie dla personelu pokładowego Polskich Linii Lotniczych LOT – w jednym z dokumentów zatytułowanych „Zasady obsługi pokładowej”, który zawierał rozdział pt. „Umundurowanie”, w podrozdziale „Biżuteria” – zawierało zapis: „Niedozwolone jest noszenie w widocznym miejscu biżuterii obrazującej symbole religijne”. Sprawę opisywał wówczas m.in. „Nasz Dziennik”. Potem jednak Polskie Linie Lotnicze LOT, szanując przywiązanie do tradycji i wrażliwość Polaków, usunęły kontrowersyjne wytyczne zabraniające personelowi pokładowemu noszenia w widocznym miejscu biżuterii obrazującej symbole religijne (zob. https://www.gosc.pl/doc/1076612.LOT-usuwa-kontrowersyjny-zapis-ws-symboli-religijnych)

W Europie trwa wojna kulturowa, wojna z tradycyjnymi wartościami. Dziennikarze i politycy, zwłaszcza lewicowi, zmuszają odbiorców do przyjęcia ich poglądów. Dzieje się to także w przedsiębiorstwach, w miejscach pracy. W kulturze Zachodu toczy się ostra walka o kształt duchowy naszej cywilizacji.

 

Godność człowieka, wolność i wolność słowa

 

Warto przypomnieć, że wolność słowa jest pochodną godności człowieka, a nie odwrotnie. „Człowiek słusznie wysoko ceni sobie wolność i żarliwie o nią zabiega: słusznie pragnie, i powinien, formować i kierować swoją wolną inicjatywą, swoim życiem osobistym i społecznym, biorąc za nie osobistą odpowiedzialność. Rzeczywiście, wolność nie tylko pozwala człowiekowi odpowiednio zmieniać stan rzeczy znajdujących się na zewnątrz niego, ale także za sprawą wyborów, zgodnych z prawdziwym dobrem, wpływa na jego wzrastanie jako osoby: tym sposobem człowiek rodzi samego siebie, jest ojcem swojego istnienia, buduje porządek społeczny”– czytamy w „Kompendium Nauki Społecznej Kościoła” (n. 135)

 

Wśród praw pracowników Kompendium Nauki Społecznej Kościoła  wskazuje na prawo do zachowania i wyrażania własnej osobowości w miejscu pracy, „przy czym w żaden sposób nie może być naruszona wolność sumienia pracownika czy jego godność”. (zobacz cały dokument (http://www.vatican.va/roman_curia/pontifical_councils/justpeace/documents/rc_pc_justpeace_doc_20060526_compendio-dott-soc_pl.html)

 

„Wolność wypełnia się w relacjach międzyludzkich. Każda osoba ludzka, stworzona na obraz Boży, ma prawo naturalne, by była uznana za istotę wolną i odpowiedzialną. Wszyscy są zobowiązani do szacunku wobec każdego. Prawo do korzystania z wolności jest nieodłącznym wymogiem godności osoby ludzkiej, zwłaszcza w dziedzinie moralności i religii (por. Sobór Watykański II, dekl. Dignitatis humanae, 2). Prawo to powinno być uznane przez władze świeckie oraz chronione w granicach dobra wspólnego i porządku publicznego (por. Sobór Watykański II, dekl. Dignitatis humanae, 7)”- podkreśla Katechizm Kościoła Katolickiego (n. 1738)

 

Wolność słowa i sumienie

 

Zasadniczą sprawą w kwestii wolności słowa  jest, moim zdaniem, jednak sprawa dobrze uformowanego sumienia. Kwestia sumienia dotyka niesłychanie ważnych spraw z pogranicza prawa, etyki i światopoglądu. Jest ono w każdym człowieku głosem wołającym o prawdę, głosem wołającym o granice między dobrem a złem. Warto też przypomnieć, że wolność słowa bez prawdy nie istnieje.

 

 

Ks. Mariusz Frukacz, dziennikarz Tygodnika Katolickiego „Niedziela”.

Nie ma wolności mediów bez medialnego ładu – zauważa ks. MARIUSZ FRUKACZ

„Raport o wolności mediów krajów Inicjatywy Trójmorza”, przygotowany przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, dotyka takich spraw jak: wolność, niezależność, pluralizm mediów.  To tematyka ważna nie tylko dla dziennikarzy, ale dla wszystkich, których interesuje problematyka współczesnej demokracji.

 

W raporcie, jak zauważają jego autorzy, po raz pierwszy bowiem udało się zebrać w formie opracowania o charakterze materiału źródłowego ulotne i niedostrzegane często opinie i doświadczenia dziennikarzy nie reprezentujących jedynie tzw. media mainstreamowe, czyli te o największym audytorium  w danym kraju. Są to opinie i doświadczenia dziennikarzy z krajów Inicjatywy Trójmorza. Autorzy raportu dotarli do stolic tych krajów m.in. Sofii, Budapesztu, Bukaresztu, Zagrzebia, Lubljany, Pragi, Bratysławy, Tallina, Rygi i Wilna.

 

Kiedy myślę o wolności mediów, to często jednak powracam do pytania o ład medialny, a co za tym idzie o jakość języka publicznych debat.

 

Pluralizm na rynku medialnym i ład medialny

 

Jednym z istotnych cech współczesnej demokracji jest pluralizm, czyli możliwość prezentacji różnorodnych opinii w przestrzeni medialnej oraz możliwość dotarcia z tymi opiniami do opinii publicznej. W raporcie czytamy, że „zdecydowana większość ankietowanych wystawiła »dobrą«»bardzo dobrą« ocenę pluralizmu mediów w ich krajach. Oznacza to, że dziennikarze dostrzegają obecność na rynku medialnym wielu różnorodnych podmiotów, reprezentujących szerokie spektrum poglądów, tematów i opinii. Jak na kraje demokratyczne, stosunkowo duży jest przy tym odsetek osób mających przeciwne zdanie. Tych, który oceniają pluralizm mediów w swoim kraju negatywnie (»źle« lub »problematycznie«), jest ponad 25%. Razem z odpowiedziami »częściowo dobrze« to blisko 45% ankietowanych. To naprawdę dużo”.

 

Moim zdaniem problem pluralizmu łączy się z innym ważnym zagadnieniem, a mianowicie z ładem medialnym. Nie mam przekonania, co do tego, że w Polsce już możemy mówić o dobrym ładzie medialnym. Wydaje mi się również, że wciąż temat ten nie jest poruszany wystarczająco w debacie publicznej. Wiele lat temu o problematyce ładu medialnego pisał bp Adam Lepa. Ten ceniony znawca mediów zauważył, że bez udziału ładu medialnego nie zbuduje się społeczeństwa komunikacji. Ład medialny wpływa na najważniejsze sektory życia publicznego. Zdaniem bp. Lepy „ma też walor strategiczny, stoi bowiem na straży bezpieczeństwa obywateli. Jego obecność albo deficyt daje znać o sobie w skali państwa i świata. Zakłócenia w ładzie medialnym prowadzą do chaosu i skutkują groźnymi następstwami. Dlatego refleksja nad ładem medialnym jest dziś bardzo ważna i potrzebna”.

 

Bp Lepa zauważył, że „ład medialny to przede wszystkim stała równowaga w świecie mediów, umożliwiająca obywatelom zarówno dostęp do informacji powszechnej i prawdziwej, jak i budowę więzi komunikacyjnych. »Równowaga« zaś to po prostu optymalny stan w poszczególnych sektorach mediów, takich jak ich struktura, zasady ustrojowe, ustawodawstwo w dziedzinie mediów, udział obcego kapitału, bezpieczeństwo państwa w zakresie informacji czy ochrona obywateli przed negatywnym wpływem mediów” (zob. tutaj)

 

Po przestudiowaniu „Raportu o wolności mediów krajów Inicjatywy Trójmorza” zauważam, że dotyka on tak naprawdę problematyki ładu medialnego. Wśród krajów Inicjatywy Trójmorza (poza Austrią), wszystkie mają za sobą doświadczenie ustroju komunistycznego. Dlatego dla ładu medialnego (również w Polsce) wciąż ważne pozostają pytania: jaki jest stopień koncentracji mediów będących w rękach firm międzynarodowych i jak dalece dominacja kapitału zagranicznego powoduje zachwianie równowagi w świecie mediów? A także: czy treści publikowane tymi kanałami uwzględniają dobro narodu i państwa, czy też całkowicie poddane są interesowi obcych firm i realizują ich hierarchię wartości z bezwzględną dominacją wartości rynkowych?

 

Niezależność mediów i język debaty

 

To kolejny ważny temat poruszony w raporcie. Niezależność mediów to obok ich pluralizmu podstawowe kryterium składające się na ocenę stanu wolności słowa danego państwa. „Odpowiedzi oceniające niezależność mediów jako »częściowo dobrą«, »problematyczną«, »złą«»bardzo złą« stanowią łącznie ponad 67%. To uprawnia do twierdzenia, że w krajach Inicjatywy Trójmorza niezależność mediów to problem realny” – czytamy w raporcie. W raporcie zwrócono uwagę, „iż jeśli zsumuje się odpowiedzi sygnalizujące problemy w tym aspekcie realizacji zasady wolności mediów, to wynik będzie co najmniej niepokojący”.

 

Jednak wydaje mi się, że poruszając problem niezależności mediów, wolności słowa, nie wolno pominąć refleksji nad językiem, którym posługujemy się w życiu publicznym. W marcu 2019 r. ukazał się bardzo ważny list społeczny episkopatu pt. „O ład społeczny dla wspólnego dobra”. Biskupi wzywają w nim wszystkich uczestników życia publicznego do głębokiej refleksji nad językiem i do szacunku zarówno dla oponentów, jak i dla odbiorców. „Wzywamy wszystkich uczestników życia publicznego, zwłaszcza polityków, dziennikarzy, publicystów i użytkowników mediów społecznościowych, ale także zabierających głos w gronie rodzinnym, sąsiedzkim i współpracowników, do głębokiej refleksji nad językiem używanym w rozmowach o sprawach publicznych” – napisali biskupi.

 

„Odpowiedzialność za język debaty publicznej ponoszą zwłaszcza środki społecznego przekazu. Dociekliwość w dążeniu do prawdy, rzetelny i uczciwy opis złożonej rzeczywistości, pluralizm prezentowanych opinii, równy dystans do wszystkich opcji politycznych, rzeczowość unikająca zbędnych emocji, daleki od jednostronności oraz uproszczeń język – to istota medialnej posługi na rzecz dialogu i dobra wspólnego” – kontynuują biskupi. (Zob. dokument)

 

Na zakończenie warto przywołać słowa, które wypowiedział kiedyś Jan Paweł II: „Wolności nie można tylko posiadać, ale trzeba ją stale zdobywać, tworzyć. Może ona być użyta dobrze lub źle, na służbę dobra prawdziwego lub pozornego”.

 

Wydaje się, że musimy o tym pamiętać, kiedy myślimy o wolności i niezależności mediów.

 

Ks. Mariusz Frukacz, dziennikarz tygodnika katolickiego „Niedziela”

 

Więcej o raporcie