Międzynarodowy Dzień Walki z Bezkarnością za Przestępstwa wobec Dziennikarzy

W związku z obchodzonym 2 listopada Międzynarodowym Dniem Walki z Bezkarnością za Przestępstwa wobec Dziennikarzy (International Day to End Impunity for Crimes against Journalists) dziennikarze na całym świecie publikują dziś zdjęcia oznaczone hashtagiem #EndImpunity. Domagają się w ten sposób pociągnięcia do odpowiedzialności sprawców , w szczególności sprawców zabójstw – wśród 2644 dziennikarzy, którzy od 1990 roku stracili życie w związku z wykonywaną przez siebie pracą, wielu zostało zamordowanych.

 

Dzień Walki z Bezkarnością za Przestępstwa wobec Dziennikarzy obchodzony jest od 2013 roku. Tegoroczne obchody trwać będą niemal cały miesiąc i koncentrować się będą na walce z bezkarnością w 6 krajach:

2- 5 listopada: Rosja (od 2005 roku zabitych zostało 17 dziennikarzy, sprawców 5 morderstw do dziś nie odnaleziono)

6-10 listopada: Meksyk (od 2010 roku zamordowanych zostało 101 dziennikarzy, sprawcy nie zostali ukarani w 95% przypadków)

11-15 listopada: Jemen (od 2010 roku zabitych zostało 44 dziennikarzy, sprawcy nie zostali ukarani)

16-19 listopada: Indie (od 2014 roku zamordowanych zostało 40 dziennikarzy, sprawców ukarano w zaledwie 3 przypadkach)

20-23 listopada: Somalia (od 2010 roku zabitych zostało 57 dziennikarzy, sprawców ukarano w zaledwie 4 przypadkach)

 

Sytuacja w tych pięciu wybranych krajach jest szczególnie trudna, niemniej problem dotyczy znacznie większej liczby państw. Według Organizacji Narodów Zjednoczonych do ukarania sprawców  przestępstw wobec dziennikarzy dochodzi zaledwie w 10% przypadków.

 

Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich dołączy do kampanii #EndImpunity pod koniec listopada 2020 publikacją „Jestem dziennikarzem. Dlaczego mnie bijecie?” przygotowywaną wspólnie z Narodowym Związkiem Dziennikarzy Ukrainy i dotyczącą przestępstw wobec dziennikarzy na Białorusi. Na publikację składać się będą relacje dziennikarzy, którzy osobiście doświadczyli przemocy ze strony białoruskich służb, byli zatrzymani lub aresztowani, skazani na grzywnę lub więzienie.

 

Źródło: IFJ

 

Kto dba o przestrzeganie zasad etyki dziennikarskiej?

W opublikowanym pod koniec września raporcie „Rady mediów w erze cyfrowej – organy samorządu dziennikarskiego w dzisiejszym krajobrazie medialnym” opracowanym przez dr Raymonda A. Hardera, badacza z Uniwersytetu w Antwerpii, nie znajdziemy informacji dotyczących organów samoregulacji w Polsce. Choć autor raportu zaznacza, że jego celem było zbadanie sytuacji we wszystkich 27 państwach UE oraz w 7 państwach kandydujących, to ostatecznie ograniczył przedmiot badania do 24 rad mediów (15 w państwach UE, 4 w państwach kandydujących i 5 w państwach spoza Unii) i 4 organizacji dziennikarskich posiadających komisje etyczne (z Chorwacji, Słowenii, Islandii, Estonii).

 

Rozmaitość nazewnictwa używanego w poszczególnych krajach spowodowała, że za organy samoregulacji dziennikarskiej uznano w raporcie tylko te, które spełniały następujące kryteria: po pierwsze umożliwiają odbiorcom mediów składanie skarg na publikowane w mediach treści; po drugie przy rozpatrywaniu skarg biorą pod uwagę kwestie zgodności z etyką dziennikarską, nie tylko z przepisami prawa; wreszcie po trzecie są to organizacje o charakterze samorządowym, tzn. same muszą tworzyć kodeks etyczny, który stosują w swojej działalności i muszą być całkowicie niezależne (również w wyborze członków wszelkich komisji), nawet jeśli finansowane są przez państwo.

 

Jednym z badanych aspektów działania rad mediów (ostatecznie taka „ujednolicona” nazwa stosowana jest w raporcie) była stabilność finansowa i instytucjonalna. Pod tym względem w najlepszej sytuacji są rady mediów w krajach skandynawskich, w Niemczech, Wielkiej Brytanii i Kanadzie –  w każdym z tych krajów rady mediów zatrudniają pracowników w wymiarze co najmniej 4 pełnych etatów i dysponują znacznym budżetem rzędu miliona EUR (Wielka Brytania 1,1 mil EUR, Niemcy 932 tys. EUR, Norwegia 900 tys. EUR). Jednak w większości krajów europejskich rady dysponują mniejszym budżetem, od 150 tys. EUR do 300 tys. EUR, a w krajach takich jak Kosowo, Albania czy Macedonia Północna roczny budżet rad mediów to 80-90 tys. EUR. W niektórych krajach rady finansowane są głównie z projektów, co oznacza dużą niestabilność, a co za tym idzie mniejszy i gorzej opłacany zespół.

 

 

Skargi rozpatrywane przez rady mediów najczęściej dotyczą publikacji w prasie lub internecie. Z historycznych powodów w większości krajów skargi na treści publikowane w radiu i telewizji rozpatrywane są przez regulatorów państwowych rozdzielających koncesje. Jeśli chodzi o media społecznościowe, to w większości krajów rady mediów przyjmują i rozpatrują skargi na działania prowadzone przez redakcje na swoich profilach społecznościowych, nie rozpatrują zaś skarg dotyczących działań poszczególnych dziennikarzy na ich prywatnych profilach.

 

Raport powstał w ramach pilotażowego projektu realizowanego przez Europejską Federację Dziennikarzy (EFJ) w partnerstwie z radami prasowymi z Austrii (Österreichischer Presserat), Niemiec (Trägerverein des Deutschen Presserats), Irlandii (Press Council of Ireland), Belgii (Raad voor de Journalistiek i Conseil de déontologie journalistique), Finlandii (Julkisen sanan neuvosto) i uniwersytetami: Wolny Uniwersytet Brukselski (ULB) i Universitat Ramon Llull z Hiszpanii. Projekt finansowany jest przez Komisję Europejską, DG-CONNECT  (Dyrekcja Generalna ds. Sieci Komunikacyjnych, Treści i Technologii.

 

W ramach tego samego projektu wyprodukowany został film promujący rady mediów z przekazem „jeśli chcesz informacji wysokiej jakości i zgodnych z etyką – pracuj z nami”.

 

 

Zdjęcia: EFJ

SDP sygnatariuszem oświadczenia w sprawie próby zmiany definicji pojęcia „przedstawiciel mediów” w Hongkongu

Policja w Hongkongu musi wycofać się z planów zmiany definicji pojęcia „przedstawiciel mediów”. Ta jednostronna decyzja zagraża wolności mediów.

 

22 września 2020 roku hongkońska policja (Hong Kong Police Force, HKPF) poinformowała o planach zmiany definicji pojęcia „przedstawiciel mediów” w policyjnych zarządzeniach. Stanowczo sprzeciwiamy się tej jednostronnej decyzji HKPF zmieniającej obowiązujące zasady bez jakichkolwiek konsultacji z przedstawicielami środowiska dziennikarskiego. Brak jednoznaczności znacząco utrudni pracę dziennikarzy w Hongkongu, może również stać się źródłem potencjalnych konfliktów pomiędzy dziennikarzami i policją.

 

W świetle proponowanej definicji i związanej z tym nowej procedury weryfikacji przedstawicieli mediów, każdy freelancer i nietypowy pracownik mediów, pomimo bycia członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Hongkongu czy Stowarzyszenia Fotografów Prasowych Hongkongu, może zostać wydalony ze strefy dla prasy lub nawet aresztowany.

 

Uchylenie powszechnie uznanej definicji, wypracowanej w porozumieniu ze Stowarzyszeniem Dziennikarzy Hongkongu, jest jedynie próbą usunięcia przez policję przeszkody administracyjnej w ograniczaniu praw mediów.

 

Powszechna Deklaracja Praw Człowieka przyjęta przez ONZ w 1948 roku stanowi, że każdy człowiek ma prawo do wolności opinii i wypowiedzi; w tym prawo do nieingerencji w te opinie, do poszukiwania, otrzymywania i przekazywania informacji i idei za pośrednictwem mediów, także  zagranicznych. Konstytucja Hongkongu w Artykule 27 również wyraźnie mówi o ochronie wolności prasy. Hongkong, niegdyś bastion tejże wolności, spadł w Rankingu Wolności Prasy Reporterów bez Granic (RSF World Press Freedom Index) z 18. miejsca w 2002 roku na 80. miejsce w 2020 roku. Z naszych obserwacji wynika, że od czasu ogłoszenia ustawy o bezpieczeństwie narodowym 30 czerwca 2020 roku, sytuacja w zakresie wolności prasy w Hongkongu pogarsza się w przyspieszonym tempie.

 

Domagamy się od HKPF wycofania się z proponowanych zmian i odstąpienia od wszelkich prób ograniczania prawa społeczeństwa Hongkongu do podstawowych wolności, w tym wolności prasy i informacji.

 

Podpisali (stan na 28 września 7:00 CEST):

Federation of Media Employees’ Trade Unions, Sri Lanka

Federation of Nepali Journalists

Free Media Movement

International Federation of Journalists, Asia-Pasific

International Press Institute (IPI)

Journalists Association of Korea

MEAA

National Union Journalists of Peninsular Malaysia (NUJM)

National Union of Journalists (India)

Norwegian Press Association

Pakistan Federal Union of Journalists

PEN Norway

PFUJ (Pakistan)

Polish Association of Journalists (SDP)

The National Union of Journalists of the Philippines

The Norwegian Union of Journalists/ NJ

Timor Leste Press Union (TLPU)

Union of Journalists in Finland

 

Zdjęcie: portal Hong Kong Free Press, Inmediahk.net, via CC 2.0.

Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy od 25 lat walczy o wolność słowa i prawa białoruskich dziennikarzy

Mija dwadzieścia pięć lat od powstania Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy (BAJ). Żanna Litwina założyła je w 1995 roku, w rok po objęciu władzy przez A. Łukaszenkę. Proces formalnej rejestracji udało się organizacji przejść w roku 2006. Dziś BAJ zrzesza ponad 1300 dziennikarzy białoruskich i ma oprócz biura głównego w Mińsku, pięć oddziałów regionalnych. Jest  członkiem Międzynarodowej i Europejskiej Federacji Dziennikarzy (IFJ, EFJ).

 

Obecnie BAJ koncentruje swoje działania na pomocy dziennikarzom zatrzymanym podczas relacjonowania demonstracji, w których Białorusini protestują przeciwko sfałszowaniu wyniku wyborów prezydenckich. Od 9 sierpnia doszło na Białorusi do 174 zatrzymań dziennikarzy. Wielu z zatrzymanych dziennikarzy prosto z aresztu trafiło na salę sądową i zostało ukaranych grzywną lub karą więzienia. Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy udziela też wsparcia 52 dziennikarzom, wobec których białoruskie służby użyły przemocy.

 

Ponadto organizacja występuje przeciwko ograniczaniu dostępu do informacji na Białorusi. W ciągu ostatnich kilku tygodni BAJ wielokrotnie protestował przeciwko blokowaniu mediów internetowych, utrudnianiu druku i dystrybucji gazet, wycofywaniu przez reżim akredytacji dla dziennikarzy zagranicznych mediów, czy wydalaniu bądź nie wpuszczaniu na terytorium Białorusi korespondentów.

 

Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy od 25 lat walczy o wolność słowa i prawa białoruskich dziennikarzy. W ciągu tych lat Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP wielokrotnie podejmowało solidarnościowe działania zarówno wobec dziennikarzy białoruskich i Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy. #BAJ25RAZAM

 

 

Międzynarodowa Federacja Dziennikarzy (IFJ) wystąpiła w obronie Juliana Assanga

W poniedziałek 7 września 2020 brytyjski sąd wznowił postępowanie w sprawie ekstradycji Juliana Assanga. W obronie twórcy WikiLeaks, członka australijskiej organizacji Media, Entertainment and Arts Alliance (MEAA), posiadającego międzynarodową legitymację dziennikarską, stanęła Międzynarodwa Federacja Dziennikarzy (IFJ).

 

Julian Assange przebywa w areszcie w Londynie. Trafił tam w kwietniu 2019 roku, po tym jak  ambasada Ekwadoru, w której przez sześć lat korzystał z prawa azylu, zmieniła decyzję i wydała go brytyjskiej policji. W czerwcu 2019 roku Departament Stanu USA skierował do władz Wielkiej Brytanii oficjalny wniosek o ekstradycję Juliana Assanga.

 

W przypadku ekstradycji Julianowi Assange grozi nawet 175 lat więzienia. Oskarżany jest o zachęcanie Chelsea Manning w 2010 roku do włamania się do rządowego systemu komputerowego w celu zdobycia dowodów zbrodni wojennych, w tym materiału wideo Collateral murders (Morderstwa ludności cywilnej). Jest to nagranie z kamery pokładowej amerykańskiego helikoptera Apache, które pokazuje celowe strzelanie do cywilów w Bagdadzie 12 lipca 2007 roku. Zginęło wtedy co najmniej 18 osób, w tym dwóch dziennikarzy agencji Reuters.

 

Anthony Bellanger, Sekretarz Generalny IFJ, powiedział w dniu rozpoczęcia kolejnej, trzeciej już rundy przesłuchań,  że „Międzynarodowa Federacja Dziennikarzy, wraz z innymi organizacjami zajmującymi się obroną wolności słowa, będzie w dalszym ciągu przypominać Radzie Europy i społeczności międzynarodowej, że Wielka Brytania przetrzymuje człowieka, który w interesie publicznym upublicznił ważne informacje”.

 

Julian Assange (ur. 1971 r.) – australijski aktywista internetowy, dziennikarz oraz programista, posiadający także obywatelstwo ekwadorskie. Założyciel, rzecznik i redaktor naczelny serwisu WikiLeaks.

 

Zdjęcie: IFJ, dzięki uprzejmości Daniel Leal-Olivas / AFP

Apel SDP o zaprzestanie represjonowania dziennikarzy na Białorusi

Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich domaga się natychmiastowego uwolnienia wszystkich zatrzymanych dziennikarzy oraz wzywa władze białoruskie do zaprzestania wszelkich form represji wobec dziennikarzy relacjonujących wydarzenia na Białorusi.

 

Funkcjonariusze państwa muszą uwzględniać szczególną rolę dziennikarzy i odróżniać specyfikę ich uczestnictwa w demonstracjach jako bezstronnych obserwatorów. Tylko w sierpniu 2020 służby białoruskie złamały tę zasadę co najmniej 151 razy, co oznacza zatrzymania średnio dziesięciu dziennikarzy dziennie. Z kolei 1 września 2020 zatrzymanych zostało 8 dziennikarzy relacjonujących demonstracje studentów w Mińsku.

 

Wszelkie działania organów państwa, które służą zastraszaniu dziennikarzy lub mają ich zniechęcić do przekazywania społeczeństwu informacji, są ingerencją w wolność słowa i powinny spotkać się ze zdecydowanym sprzeciwem organizacji międzynarodowych. Całkowicie niezrozumiały jest brak stanowczych kroków ze strony Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), której Białoruś jest członkiem, wielokrotnie wzywanej przez międzynarodowe organizacje dziennikarskie, w tym Europejską Federację Dziennikarzy, do podjęcia działań w sprawie nieakceptowalnego postępowania służb względem dziennikarzy.

 

Zarząd Główny Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich

 

PAWEŁ BOBOŁOWICZ: Reżim Łukaszenki nie zdołał stłumić wolności słowa

Według Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy pomiędzy 9 a 13 sierpnia na Białorusi zatrzymano 68 dziennikarzy. Jeszcze wczoraj – w czwartek, 13 sierpnia, około godziny 17. – wciąż przetrzymywanych w izolacji było 23 przedstawicieli mediów. Co najmniej 29 dziennikarzy odniosło obrażenia i rany.

 

13 sierpnia wieczorem reżim Łukaszenki zaczął zwalniać z aresztów zatrzymane osoby – ogółem zatrzymano około siedmiu tysięcy osób – nie tylko protestujących, dziennikarzy, ale też przypadkowych osób, które według reżimowych funkcjonariuszy znalazły się w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie. Pierwsze dane mówią, że zwolniono już ponad tysiąc osób i być może wśród wypuszczonych na wolność są, czy też będą dziennikarze. Na razie jednak trudno jest zrozumieć intencje białoruskiego dyktatora i nie można mieć pewności, że Białorusi nie czeka kolejna fala przemocy ze strony władzy – nic bowiem nie wskazuje, żeby miały wygasnąć akcje protestów. Jeśli represje będą kontynuowane, znów zapewne dotkną także dziennikarzy, bo wolność słowa, niezależne dziennikarstwo, jest szczególnie niebezpieczne dla trwania rządów Łukaszenki i dyktator od dawna to udowadnia.

 

Dziennikarzy zaczęto zatrzymywać już od samego początku protestów po sfałszowanych wyborach na Białorusi. Według Biełsat TV zatrzymywań dokonywano w czasie pracy, ale też urządzano polowania pod domami pracowników niezależnych mediów. Dziennikarzy przewożono na komisariaty, nie dając bliskim możliwości poinformowania, co się dzieje, gdzie są. Wyciągano ich z  redakcji i przetrzymywano po kilka, kilkanaście godzin. Każde takie zatrzymanie kończy się zasądzeniem pozbawienia wolności od 5 do 30 dni, lub karą grzywny.

Odizolowanie, uniemożliwianie kontaktu, ma na celu dodatkowe zastraszenie.

 

Biełsat opisuje los dziennikarza śledczego Stanisława Iwaszkiewicza, który m.in. zajmuje się problematyką korupcji w strukturach państwowych. Został on porwany przez funkcjonariuszy w dniu głosowania wprost spod lokalu wyborczego. Odnaleziony został dopiero po dwóch dobach w jednym z mińskich aresztów. Dziennikarza bito.

 

Redaktora naczelnego niezależnego portalu Nasza Niwa Jahora Marcinowicza zatrzymano w czasie blokad milicyjnych Mińska. Kiedy okazał swoją legitymację dziennikarską funkcjonariusz od razu rozpoznał „niepożądaną” redakcję, zadał pytanie, które można uznać też za zarzut „Mówisz po białorusku?” i kazał mu biec do więźniarki. Przez kilkanaście godzin los Marcinowicza był nieznany. Redaktor po zwolnieniu opisał w mediach społecznościowych jak poniżano zatrzymanych, mówiono o nich „zwierzęta”, i trzymano leżących z twarzą skierowaną do ziemi. Funkcjonariusze zatrzymanych kopali i bili.

 

Biełsat TV informuje o ranach poniesionych przez fotoreporterów:  odłamek granatu hukowego trafił Alaksandra Wasiukowa, Taćcianę Kapitonawą ogłuszył wybuch, a Iryna Arachouskaja została trafiona gumową kulą. Jan Roman – współautor nadawanych na antenie Biełsatu i TVP Polonia programów historycznych został pobity pod aresztem, w którym przetrzymywano dwóch jego kolegów. Roman stracił cztery zęby, złamano mu nos i kość policzkową.

 

Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy informuje o podobnych sytuacjach także w innych miastach. Zatrzymywani są tez dziennikarze mediów, które nawet nie miały „łatki” opozycyjnych. Często był uszkadzany sprzęt dziennikarzy, niszczono nośniki informacji. Warto dodać, że wśród zatrzymanych znalazły się także 4 osoby z Polski, wśród nich dziennikarz fotoreporter Witold Dobrowolski, laureat Grand Press Photo 2020, znany z relacjonowania sytuacji w miejscach ogarniętych konfliktami.

 

Dziennikarze zgodnie relacjonują: przed agresją białoruskich funkcjonariuszy nie chronią żadne oznaczenia na odzieży z napisem „PRESS”, legitymacje dziennikarskie.  W środę 13.08 minister spraw wewnętrznych Białorusi Jurij Karajew wziął na siebie odpowiedzialność i przeprosił za traumy zwyczajnych obywateli, ale jednocześnie dodał, że „technologie kolorowych rewolucji” starają się wciągnąć do protestów  zwyczajnych ludzi. W ten sposób tworząc spiskową teorię dla sprzeciwu białoruskiego społeczeństwa.

 

Redaktor naczelny Naszej Niwy Jahor Marcinowicz krótko skomentował słowa ministra na swoim Facebooku: „Nie potrzebuję przeprosin Karajewa. Zamiast tego chcę przed sądem zobaczyć siły specjalne i członków komisji”. Wielu dziennikarzy uważa, że za to, co się wydarzyło w ostatnich dniach, nikt z władzy i ze służb nie poniesie odpowiedzialności.

 

O tym, że brutalność w czasie tłumienia protestów przelała czarę goryczy białoruskiego społeczeństwa najlepiej świadczy fakt, że od służb i specnazu odcinają się ich byli, a także w kilku przypadkach obecni funkcjonariusze. Nagrywają filmiki, w których niszczą pagony, odznaki, naszywki z napisami „specnaz” i stwierdzają, że wstydzą się za takie działania służb wobec własnego narodu. Do dymisji podało się kilku urzędników reżimu Łukaszenki, nawet z prezydenckiej administracji.

 

Nie wytrzymują też tego napięcia i presji dziennikarze reżimowych mediów –  co najmniej 7 państwowych dziennikarzy odeszło z pracy. Niektórzy z nich wprost opowiadają o manipulacjach rządowych mediów, inni  swoją decyzję motywują sprzeciwem wobec wykorzystania do tłumienia protestów armii. Niektórzy nie podają swoich motywów oficjalnie, ale wiadomo, że nie wytrzymywali propagandowych nacisków i konieczności kłamania.

 

Białoruska  telewizja państwowa przez pierwsze dni w ogóle nie zauważała protestów. A na pierwszym miejscu znajdowały się informacje np. o rozwoju przedsiębiorczości spożywczej. Gdy wreszcie protesty dostrzeżono, to oczywiście oczernia się w nich manifestujących, a o ofiarach mówi się wśród funkcjonariuszy białoruskich służb.

 

Wydarzenie na Białorusi pokazały też, że wciąż mamy do czynienia z nowym zjawiskiem w świecie medialnym, gdzie tak naprawdę kluczową rolę odgrywają media społecznościowe. Nie można bezkarnie kłamać, nawet gdy się dysponuje potężną machiną mediów państwowych. Ich przekaz jest bowiem konfrontowany z tysiącami wiadomości, filmików zamieszczanych w Internecie. Krótkie ujęcia filmowe pokazują brutalną prawdę: agresję OMONu, katowanie ludzi, czy nawet niszczenie przez funkcjonariuszy samochodów (za to, że kierowcy wspierają protestujących trąbieniem). Reżim próbował walczyć z mediami społecznościowymi odcinając internet, ale dziś staje się to niemożliwe na dłuższy czas – bez Internetu nie może działać ani gospodarka, ale ma też z tym problem i sama reżimowa administracja.

 

Ciekawe, że obszar mediów społecznościowych krajów byłego Związku Sowieckiego jest słabo zrozumiały dla mieszkańców naszego kraju. Na Białorusi (ale też na Ukrainie) olbrzymią popularnością cieszy się komunikator Telegram. To tam na kanałach zarządzanych przez blogera Nechtę (zapis NEXTA) na bieżąco można było się dowiedzieć o skali protestów – nie tylko w Mińsku, ale na całej Białorusi. Telegramowe kanały podawały informacje gdzie się zbierają protestujący, ale też gdzie są jednostki OMONu – dzięki temu mieszkańcy białoruskich miast utrudniali swoimi samochodami przemieszczanie się kolumn funkcjonariuszy. Podawano nawet numery do domofonów domów, w których mogli się schować protestujący. Przy zastosowaniu skutecznej taktyki rozproszonych protestów i połączeniu tego z informacjami z Telegrama, reżim pomimo swojej brutalności, nie mógł spacyfikować rozlewającego się protestu.

 

Dziennikarz Michał Potocki stwierdził na Twitterze: „Ruch nie ma liderów. W 2010 plan protestu szykowały sztaby kandydatów, więc po zatrzymaniu Uładzimira Niaklajeua reszta się pogubiła. Sztab Swiatłany Cichanouskiej nie wzywał do wystąpień, nie wziął w nich udziału, więc jej wyjazd na Litwę nie ma znaczenia dla protestu. Koordynator protestu: żyjący w Warszawie bloger Nexta, Sciapan Puciła, którego na Telegramie śledzi milion ludzi. To on proponuje miejsca zbiórki i taktykę na kolejny wieczór.”

 

Gdy ulicami Mińska już w niedzielę wieczorem maszerowały tysiące ludzi, niektórzy komentatorzy, także w Polsce, jeszcze powtarzali opinie rosyjskiej agencji TASS o nielicznych protestach, a inni pisali o tym, że nie ma z protestów zdjęć. Nie mieli zapewne świadomości, że żyją w swoich bańkach informacyjnych i po prostu rozlewającego się protestu nie widzą, bo nie jest on relacjonowany w mediach, które sami obserwują. Faktycznie mniej informacji było na Facebooku, a konstrukcja tego medium nie pozwala na tak szybkie informowanie i masowe docieranie do odbiorców – bo to przecież Facebook decyduje co i komu pokaże. Na Białorusi nie jest szczególnie tez popularny Twitter. Natomiast w Telegramie widzimy wszystkie informacje na bieżąco, w odstępach sekundowych. Popularnym medium społecznościowym stał się też Instagram, który dla wielu w Polsce kojarzy się tylko z zamieszczeniem ładnych zdjęć celebrytów. Na Białorusi jest jednak kolejnym narzędziem w walce z Łukaszenką i pokazuje prawdę o wydarzeniach.

 

Jak widać po ostatnich dniach media społecznościowe są skuteczne, mogą być częścią obszaru wolności słowa, chociaż są dalekie od klasycznego rozumienia dziennikarstwa i wywołują też wiele pytań dotyczących jego kształtu, ale też podatności na manipulację i wpływy. Trudno chociażby nie zwrócić przy tej okazji uwagi na kwestie, kto jest ich twórcą, właścicielem i kto ustanawia zasady ich funkcjonowania, kto w nich chroni naszą prywatność. W krytycznych momentach te kwestie zawsze schodzą na dalszy plan: dziś niewątpliwie można docenić fakt, że reżim Łukaszenki nie wygrał wojny informacyjnej prowadzonej wobec własnego społeczeństwa. Nie pomogły represje wobec dziennikarzy, nie pomogło czasowe wyłączenie internetu. Zapewne Białorusini wiedzą dziś o wiele więcej o swoim kraju i systemie, niż jeszcze kilka lat wcześniej.

 

Paweł Bobołowicz

 

Źródła: bielsattv, Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy

Witold Dobrowolski jest już na wolności

Polski dziennikarz Witold Dobrowolski zatrzymany kilka dni temu w Minsku przez białoruskie służby, został dziś wieczorem zwolniony z aresztu w Żodzinie. Jest już na wolności!!!

Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich będzie w dalszym ciagu zabiegać o uwolnienie wszystkich dziennikarzy przebywających w aresztach, w szczególności o dziennikarzy współpracujących z nadającą z Polski białoruskojęzyczną telewizją Biełsat.

Zdjęcie: Witold Dobrowolski, FB

SDP domaga się uwolnienia polskiego dziennikarza zatrzymanego na Białorusi

Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich żąda natychmiastowego uwolnienia Witolda Dobrowolskiego, polskiego dziennikarza – freelancera, który został zatrzymany w Mińsku.

 

Witold Dobrowolski jest członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, laureatem Grand Press Photo 2020 za fotoreportaż z protestów w Hongkongu.

 

O prawdopodobnym zatrzymaniu naszego dziennikarza dowiedzieliśmy się we wtorek 11 sierpnia 2020. Od tego czasu, pomimo wielokrotnych prób, nie udało nam się z nim skontaktować.

 

Dziennikarze, ze względu na widoczne oznaczenia prasowe, aparat fotograficzny, mikrofon, czy kamerę, są łatwym celem dla służb, które w coraz bardziej brutalny sposób dokonują zatrzymań na białoruskich ulicach. Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich protestuje przeciwko takim działaniom i przypomina, że zgodnie z międzynarodowymi standardami, służby mają obowiązek powstrzymania się od stosowania wobec relacjonujących wydarzenia dziennikarzy wszelkich środków przymusu, w tym w szczególności zatrzymania, odmowy dostępu czy usunięcia z miejsca demonstracji.

 

Krzysztof Skowroński, prezes SDP

dr Jolanta Hajdasz, wiceprezes SDPdyrektor CMWP SDP

Jadwiga Chmielowska, sekretarz ZG SDP

Apel Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich o uwolnienie zatrzymanych dziennikarzy na Białorusi

Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich stanowczo protestuje przeciwko aresztowaniom i aktom przemocy  wobec dziennikarzy relacjonujących powyborcze protesty na Białorusi i apeluje do białoruskich władz o natychmiastowe i bezwarunkowe uwolnienie wszystkich dotychczas zatrzymanych dziennikarzy.

 

Od dnia wyborów prezydenckich, to jest od 9 sierpnia 2020, na Białorusi zatrzymanych zostało co najmniej 22 dziennikarzy. Część z nich w dalszym ciągu przebywa w aresztach, a niektórzy zostali zwolnieni i skazani na zapłatę grzywny. Dziennikarze zostali zatrzymani i ukarani za wykonywanie swoich obowiązków zawodowych i służbowych, co jest absolutnie niedopuszczalne i sprzeczne z prawem.

 

Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich przypomina, że zadaniem dziennikarzy jest przekazywanie informacji. W tym celu dziennikarze muszą mieć możliwość relacjonowania wydarzeń i przebywania w miejscach, w których te wydarzenia się rozgrywają, zbieraniu tam informacji, zdjęć i nagrań. Dziennikarze mają taki obowiązek i mają do tego prawo, jest to działanie legalne, uczciwe i zgodne z etyką zawodową, której zasady zebrane są w Karcie Etyki Dziennikarskiej przyjętej przez Międzynarodową Federację Dziennikarską.

 

Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich wzywa władze białoruskie do natychmiastowego uwolnienia wszystkich zatrzymanych dziennikarzy, zaniechania przemocy wobec dziennikarzy i do przestrzegania zasady wolności prasy gwarantowanej przez międzynarodowe konwencje.

 

W imieniu SDP

 

Krzysztof Skowroński, prezes SDP

dr Jolanta Hajdasz, wiceprezes SDP, dyrektor CMWP SDP

Jadwiga Chmielowska, sekretarz ZG SDP