BEATA ADAMCZYK: Zanurzeni w chaosie informacyjnym?

Znaczenie udostępnianych nam informacji na podejmowane decyzje jest bezdyskusyjne – jak uporządkować, by uniemożliwić ich negatywny wpływ na obywateli, którzy w oparciu o nie kształtują swoje działania w ważnych dla nich sprawach? I to w czasach, gdy opinie i doniesienia prasowe mogą wywołać pozytywne jak i negatywne skutki dla decyzji politycznych, bessy na giełdach i dla przeciętnych obywateli? Sprawdziłam przeprowadzając mini-research w gronie najbliższych seniorów, co zmieniło się przez dekady wolnej Polski. Kierowałam się w doborze tym, że każdy z nich prowadził działalność gospodarczą, przy której korzystał z usług prawnych i mógł ocenić jakość informowania wtedy i dziś oraz wzrost biurokracji w ostatnim trzydziestoleciu.

 

Coraz bardziej jest dla mnie zastanawiający brak informacji w mediach głównego nurtu o ustaleniach polityków odnośnie głównych graczy na polskim rynku rolnym. Obowiązek przekazania takich informacji i danych ważnych dla decyzji, które rolnicy podejmują na co dzień, został scedowany w całości na redakcje czasopism branżowych. Brak takiej informacji wszyscy ankietowani ocenili jako poważne zaniechanie polityczne, które przełoży się na dokładniejszą weryfikację informacji odbieranych z mediów ogólnopolskich zarówno przez rolników, jak i konsumentów.

 

Do nas jako społeczeństwa powinny docierać informacje, jakie czynniki wpływają na ceny żywności przy współudziale lobbystów interesów firm zagranicznych i pośredników. Informacja o tym, że wprowadzenie zakazu stosowania soi genetycznie modyfikowanej do pasz dla zwierząt jest przesuwane od wielu lat, świadczy o tym, że decyzje legislacyjne na najwyższym szczeblu nie są korzystne dla polskich rolników. A do czego obecnie sprowadza się import? Im więcej pośredników, kosztów logistycznych tym bardziej obciążane są nasze kieszenie i żołądki, gdyż sprowadzane pasze czy mięsa są niższej jakości niż te z polskich gospodarstw. Media powinny nas o tym wyczerpująco informować, a my wiedzielibyśmy jak gospodarować środkami z naszych portfeli. Jest to konieczny warunek, jeśli mamy opierać się na normach zaufania, a te powstają na podstawie umowy społecznej pomiędzy politykami a ich wyborcami.

 

A może obecny miszmasz medialny jest zamierzony, czyżby czujność dziennikarska została uśpiona, przez co nie dostrzegli braku przepływu informacji w najwyższym gremium decyzyjnym, czyli rządzie? A może obawa, że reakcja odbiorców mogłaby się okazać zbyt spontaniczna i negatywna? Do tego może doprowadzić słaby obieg informacji, czyli postawienie „szklanej ściany” uniemożliwiającej komunikację społeczeństwa z przedstawicielami. Decydowanie – a szczególnie w polityce – jest bardzo ściśle zależne od informacji i powiązane z komunikacją społeczną. Obraz sytuacji, którą powyżej przedstawiłam wynikł ze szczątkowych i niepełnych przekazów, które media wyemitowały w ostatnich dniach. Nie usprawiedliwiam, ale staram się zrozumieć dziennikarzy – w większości osoby z wyższym wykształceniem – i to że mogą wahać się, jak odnieść się do wypowiedzi decydenta politycznego, w której jest podważona zasada prawa rzymskiego, czyli jednej z podstaw naszej cywilizacji: przed wydaniem sądu należy wysłuchać obu stron (audi alteram partem). I tak dotarłam do jądra niepokoju, czyli że została przekazana niepełna informacja, w której są racje tylko jednej strony, bagatelizującej skutki społeczne. Drugą stroną jest były minister rolnictwa J. K. Ardanowski z poplecznikami politycznymi i wzburzoną wsią. Rola Ardanowskiego w rozmowie z liderem PiS sprowadziła się do oddzielenia ziaren prawdy od zafałszowanej reszty, a co zastanowiające – przez polityków na szczeblach o różnej gradacji decyzyjnej. Mianowicie, stwierdził z całą odpowiedzialnością, że komisarz UE ds. rolnictwa przedstawił nieaktualne dane z 2013 r. , co z pewnością nie było pomocne dla polityków krajowych, chcących poprzeć naszych rolników w znalezieniu dobrych kontrahentów na rynkach światowych. Są to niewłaściwe manewry wskazujące, że informacja stała się instrumentem politycznym, zamiast łącznikiem ze społeczeństwem. Następnym świadomym zafałszowaniem jest podanie zmniejszonej liczby rolników, którzy stracą na „piątce dla zwierząt”. Ardanowski zaopiniował, że faktycznie ten akt prawny przyniósłby bardzo niekorzystne skutki dla 350 tysięcy gospodarstw rolnych. Nietrudno wyobrazić sobie dalsze konsekwencje dla rolników i ich rodzin.

 

Następnym działaniem, którego konsekwencje mogą być wręcz zabójcze jest wprowadzenie umowy pomiędzy UE a krajami Ameryki Płd., której sprzeciwili się zarówno premier Morawiecki jak i ówczesny minister rolnictwa J. K. Ardanowski. Przyczyny można jasno wskazać, że jest to cios w polskich rolników i pozbawienie klientów dobrego, polskiego mięsa (co potwierdzili konsumenci w Izrealu) na rzecz mięsa o wiele niższej jakości z krów pasących się na ugorach pozostałych po lasach amazońskich. Badania Narodowej Federacji Związków Rolników (FNSEA) wykazały, że około 74% produktów używanych w Brazylii jest zakaznych w rolnictwie w UE, np. w Brazylii w ostatnich latach autoryzowano 240 takich środków.

 

Porównując znaczenie rynków krajów muzułmańskich (miliard sześćset tysięcy potencjalnych klientów) i krajów Mercosur dla naszych rolników i naszego budżetu jest niepojęte jak profesjonalista ds. rolnictwa, wysłany z Polski do Brukseli, by tam stawać w obronie naszych interesów, chce doprowadzić do bankructw polskich gospodarzy. Na takie zagrożenie wskazują dane zgodne z wyliczeniami ekspertów z London School of Economics, że import wołowiny z Ameryki Płd. do UE może wzrosnąć od 30% – 64% zgodnie z założeniami tej umowy handlowej, oprotestowanej przez rolników, ponad 200 naukowców polskich i z innych krajów Unii oraz 340 organizacji, którzy wystosowali list do KE, by nie podpisała tej umowy oraz mocno skrytykowanej przez polityków – począwszy od  eurodeputowanego Billa Kellehera, do którego następnie dołączyli Emmanuel MacronAngela Merkel. Jest obecnie blokowana przez rząd Austrii, odrzucona przez m.in. Niderlandy, Francję, Luksemburg, Irlandię i Belgię. Z pewnościa realnymi beneficjentami tej umowy są Stowarzyszenie Niemieckiej Inżynierii Mechanicznej i Zakładowej, Niemiecka Izba Handlowo-Przemysłowa i inni powiązani z potencjalnym eksportem samochodów z UE do krajów Ameryki Łacińskiej.

 

W komentarzach na portalach prasy internetowej rolnicy uznali, że z dotychczasowych ministrów najlepszym reprezentantem ich interesów był J. K. Ardanowski, gospodarz z kujawsko-pomorskiego. Mają solidne podstawy, by tak sądzić, gdyż Ardanowski – pomimo że zapłacił za swoją postawę utratą pozycji politycznej – stanął twardo w obronie stanowiska, że: „nie ma możliwości rekompensowania przez wiele lat strat rolnikom ze względu na zakaz uboju rytualnego. Nie ma takich możliwości, by Komisja Europejska nawet środkami krajowymi, już nie mówię o unijnych, pozwoliła płacić za straty lat przyszłych”. Odsunięcie na bok Ardanowskiego nie zostało uzasadnione podaniem wyczerpującej informacji, na  czym swoją decyzję oparło kierownictwo partii rządzącej.

 

Brak takiej informacji przełoży się na utratę zaufania rolników i związanych z nimi dostawców z polskiej wsi na wiele kolejnych lat dla partii rządzącej, bowiem może być poczytany jako wyraz zlekceważenia istotnej grupy wyborców. Syntetyczna wypowiedź Ardanowskiego, wskazuje jak ważnym elementem polityki powinny być sprawy polskiej wsi: „PiS realizując dobry program rolny, nad którym pracowałem z innymi twórcami przez ostatnie lata, jest w stanie odzyskać zaufanie polskiej wsi, które zostało zniszczone tą głupią ustawą (red.: „piątka dla zwierząt”). Lansowanie tej ustawy w sposób definitywny sprawi, że wieś już nie uwierzy Zjednoczonej Prawicy, to jest samobójstwo polityczne. A bez wsi i moich kolegów z PiS, ostrzegam – bez wsi nikt nie wygra wyborów w Polsce (…) i nie rozumie rewolucji godności, która zachodzi na wsi”. Jest to potwierdzeniem, że wieś i rolnictwo są strategiczne dla gospodarki i silnym rdzeniem polityki narodowej. Wypowiedź doświadczonego rolnika wskazuje, że polskie rolnictwo powinno mieć nie tylko  odrębne ministerstwo, ale także silne przedstawicielstwo w rządzie, np. minister rolnictwa piastujący funkcję wicepremiera. Nie wymaga komentarza powstanie frakcji rolników w PiS, obecnie przebijające się do świadomości publicznej. Świadczy to o sile jaką pokazuje polska wieś, która będzie znaczącym graczem sceny politycznej.

 

Czy obecny minister rolnictwa pracami i propozycjami odnośnie nowelizowanej ustawy o roboczej nazwie „piątka dla zwierząt” pozyska zaufanie wyborców ze wsi? Jest to tym bardziej istotne, gdyż w najbliższym czasie zostaną podjęte decyzje odnośnie odrzucenia lub zaaprobowania umowy krajów UE z Mercosur, których niekorzystne skutki mogą przełożyć się na wiele następnych lat.

 

Uwzględnienie społecznych oczekiwań w działaniach politycznych jest istotnym elementem budowania sprawnego państwa, w oparciu o kulturę zaufania będącej podstawą do: wyzwolenia i mobilizacji ludzkich działań, uwolnienia kreatywnej przedsiębiorczości i wzrostu gospodarczego, wzbogacenia sieci międzyludzkich więzi, wzmocnienia tożsamości zbiorowej i solidarności oraz zwiększenia szansy na współpracę między ludźmi, nawet jeśli ich poglądy są odmienne. Ludzie nie są bezwładną masą, za którą decyzje mające wpływ na ich życie i życie ich rodzin podejmują inni. W tym kontekście ważne wydają się słowa Ludwiga von Bertallanfy’ego: „Społeczeństwo ludzkie opiera się na osiągnięciach jednostek i jest skazane na zagładę, jeśli jednostka stanie się trybem w społecznej maszynie” (Bertallanfy von L., General System theory: Foundations, Development, Applications, New York: George Braziller, revised edition 1976).  Podpisuję się pod tymi refleksjami z nadzieją, że media i politycy także je uszanują i przełoży się to w najbliższym czasie na jakość informowania, które jest tak zaczące dla jakości życia nas, obywateli.

 

Bezkarność bez granic? – komentarz JAROSŁAWA WARZECHY

Marta Lempart w brutalny sposób wyrzuciła w czwartek z konferencji prasowej tak zwanego „strajku kobiet” dziennikarzy TVP. Czas najwyższy poddać przynajmniej pobieżnej analizie ten ruch i określić pojęciowo jego ideowe oblicze, tym bardziej, że pełna bezkarność, a nawet gesty akceptacji jakimi się dotychczas cieszy, choćby ze strony policji, sprzyjają eskalacji i radykalizacji ruchu.

 

Nazizm i komunizm, bliskie sobie w praktyce społecznej ruchy o lewicowych korzeniach, stosowały te same metody wobec krytycznych w stosunku do owych ideologii dziennikarzy.

 

Krytyków ruchu odczłowieczano. Jak taki mechanizm działa doświadczyliśmy w Polsce choćby po 1945 roku, gdy ówczesna komunistyczna władza odczłowieczała żołnierzy podziemia niepodległościowego. To choćby słynny plakat – zapluty karzeł reakcji i komunistyczny olbrzym.

 

Kolejna z metod to seanse nienawiści, podczas których wulgaryzmy określały niewygodnego polemistę. Tu przykładów aż za wiele.

 

Dalej symboliczne unicestwienie, co z czasem prowadziło do unicestwienia rzeczywistego. I wreszcie kult przemocy, jako metody dialogu społecznego.

 

Niech ktokolwiek spróbuje wskazać, której z tych metod nie zastosowała dotychczas Lempart w działaniach „strajku kobiet”?

 

Wczorajsze brutalne wyrzucenie dziennikarzy TVP z konferencji prasowej, z założenia otwartej dla wszystkich mediów, wpisuje się w przedstawiony powyżej pobieżny katalog metod z nazistowsko – komunistycznej praktyki społecznej.

 

Artykuł 13 Konstytucji RP mówi: „Zakazane jest (…) stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa”. Do czego dąży Lempart nie ma żadnych wątpliwości.

 

Wiele wskazuje na to, że władze liczą, iż tak zwany „strajk kobiet”, który używa skołowanej gimbazy jako mięsa armatniego, wypali się sam. I tak pewnie będzie. Ale brak działań, milczące zezwolenie na eskalację nazikomunistycznych praktyk, spowoduje i już spowodował olbrzymie straty społeczne.

 

Najlepszy amator świata – recenzja filmu Zbigniewa Rytela „Ryszard Szurkowski”

Dobrze opowiedziana historia, ze zwrotami akcji, silnym mężczyzną na pierwszym planie, zabawna i wzruszająca jednocześnie. Każde słowo i kadr dokładnie na swoim miejscu. To mogłaby być recenzja hollywoodzkiej fabuły. Nie tym razem, bo dziś  tymi słowy rekomenduję film dokumentalny Zbigniewa Rytela o Ryszardzie Szurkowskim.

 

Mogę śmiało powiedzieć, że utytułowany polski kolarz był jednym z bohaterów mojego dzieciństwa, kiedy zwyciężał w Wyścigu Pokoju i zdobywał medale olimpijskie. Z filmu „Ryszard Szurkowski”, który według własnego scenariusza wyreżyserował Zbigniew Rytel, dowiedziałam się, jak wyglądał początek kariery sportowca, pierwsze treningi  i poznałam ludzi, którzy w niego uwierzyli. To, że faktografia jest mocnym punktem dokumentu wydaje się oczywiste, ale to, że opowieść zaczyna się na początku już wcale nie. Bo dziś akurat i w fabule, i w dokumencie modne stało się opowiadanie od końca albo od środka, albo jeszcze jakoś inaczej. Tymczasem autor filmu konsekwentnie prowadzi historię od startu do finiszu i ta linearna  narracja trzyma w napięciu jak najlepszy thiller.

 

Drugą cechą wyróżniającą twórczość Zbigniewa Rytela, widoczną także w tym obrazie, jest umiejętność słuchania. Też wcale nieoczywista wśród dziennikarzy, którzy często zadają pytanie, ale odpowiedzi słuchać już nie mają cierpliwości. W tym przypadku, dłuższe sekwencje wypowiedzi pana Ryszarda dają szansę na dotknięcie historii przeżytej, prawdy psychologicznej bohatera filmu. Cenne tym bardziej, że zarówno o wielkich triumfach sportowych, jak i trudnych życiowych doświadczeniach pan Ryszard mówi spokojnie, relacjonuje zdarzenia z dystansem, potrzebnym do głębszej analizy rzeczywistości. Podobnie zresztą, jak pozostali wypowiadający się zawodnicy i trenerzy. Dobra polszczyzna i styl w połączeniu z poczuciem humoru daje znakomity efekt, jak choćby zdanie: „Staszek Szozda zaszył się w kukurydzy, a my liczyliśmy czasy”, opisujące sytuację, kiedy podczas dwugodzinnego wyścigu drużynowego o zwycięstwie decydowały 3 sekundy.

 

Ale ten film opowiada nie tylko o rywalizacji sportowej. Dzięki starannie dobranym archiwaliom mamy do czynienia ze świadectwem czasów, gdy brakowało sprzętu, zawodnicy sami udoskonalali sobie rowery, do sportu mieszała się polityka, ale mieli serce do walki. Ryszard Szurkowski miał także zdolności pedagogiczne, co pozwoliło mu odnosić sukcesy jako trenerowi, i charakter, który spowodował, że nie chciał godzić się na półśrodki. Kiedy nie otrzymał warunków potrzebnych do pracy, zakończył współpracę z Polskim Związkiem Kolarskim.

 

Nie poszedł jednak na zasłużoną, sportową emeryturę, ścigał się dalej. Kolejny zwrot akcji to  kraksa na trasie w Kolonii. Rozpoczyna się etap najtrudniejszej walki – o życie, zdrowie, powrót do sprawności. Walki żmudnej, okupionej cierpieniem, ciągle trwającej. Ale to nie rehabilitacja i ciężka praca nad tym, żeby stanąć na nogi jest w tej części opowieści najważniejsza. Autor filmu wydobywa z tej historii przesłanie, które przyświeca bohaterowi – słowa tragicznie zmarłego byłego trenera polskich kolarzy, Henryka Łasaka –  „Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą”.

 

Dziś, gdy brakuje autorytetów, a w publikacjach o sportowcach często najwięcej miejsca zajmuje opis fryzur, historia życia i męstwa pokazana z talentem, według najlepszych zawodowych reguł powinna być dostępna jak najszerzej. Miałam okazję zobaczyć film w wersji reżyserskiej na prywatnym pokazie i mam nadzieję, że już wkrótce będziecie mogli go Państwo obejrzeć nie tylko w telewizji, ale również w internecie, a może też w kinie, zwłaszcza, że dokumenty na duży ekran wkraczają coraz śmielej.

 

Dorota Bogucka

 

„Ryszard Szurkowski”, scenariusz i reżyseria Zbigniew Rytel, TVP SA 2020 r.

 

 

 

 

 

Apel o sprostowanie

Redaktor Ewa Tylus z Oddziału Warszawskiego SDP zwraca się do mediów, które skopiowały niesprawdzone informacje na temat księdza Daniela Galusa o sprostowanie i przeproszenie kapłana.

 

Media internetowe skopiowały niesprawdzone informacje na temat księdza Daniela Galusa. Podążając za sensacją wyrządziły mu krzywdę. Prawda domaga sprostowania, a kapłana należy teraz przeprosić. Czy tak trudno zachowywać elementarne zasady etyki dziennikarskiej i warsztatu? Prawo cytatu nie zwalnia nas z obowiązku sprawdzania informacji u źródła. Przykład, który opisuję poniżej pokazuje, jak portale wpadły w spiralę nieprawdy i kopiowania niesprawdzonych danych.

 

Szanowni Wydawcy,

 

Wasze Media, bazując na jednej spreparowanej przez Onet.pl informacji, stały się narzędziem rozpowszechniania kłamstwa wobec kapłana Kościoła Katolickiego. Apeluję o naprawienie krzywdy wyrządzonej duszpasterzowi.

  

Adresaci: Onet.pl, TVN24.pl, Polsatnews.pl, Dziennikzachodni.pl, Kurierlubelski.pl, gs24.pl, czestochowa.naszemiasto.pl, myszkow.naszemiasto.pl, Nto.pl.

 

Ks. Daniel Galus to kapłan, który posługuje w Pustelni pod wezwaniem Ducha Świętego w Czatachowej, w niewielkim kościółku pod samym lasem. Jego kazania i moditwa z wiernymi są pełne uwielbienia Boga. Odwiedzają go ludzie z całej Polski i z zagranicy. Kapłan ma wiele charyzmatów oraz dar krzepienia serc. Modli się z wiernymi za naród, a jego słowa dodają wiary zranionym, cierpiącym oraz wątpiącym.

 

W październiku portal Onet.pl bez zgody kapłana i Wspólnoty Miłość i Miłosierdzie Jezusa, w której posługuje, opublikował wyrwany z kontekstu fragment nagrania z homilii ks. Daniela. Kapłan mówił w nim do wiernych m.in. o wodzie święconej, której należy używać w obecnym czasie (a która, zgodnie z nauką Kościoła ma moc uzdrawiania i ochrony przed złem). Rozpowszechnione w sieci nagranie zostało obudowane nieprawdziwymi informacjami. Przede wszystkim ks. Daniel Galus nie ma zakazu Kurii Częstochowskiej odprawiania nabożeństw dla wiernych w ramach Wspólnoty Miłość i Miłosierdzie Jezusa. Metropolita częstochowski abp. Wacław Depo osobiście uczestniczył w jednym ze spotkań Wspólnoty na Hali Arena w Częstochowie w kwietniu ub. roku, podczas którego głosił kazanie. Dziennikarz Onetu, który napisał kłamliwy, wyrwany z kontekstu tekst nie zadał sobie trudu, aby na stronie Wspólnoty (MiMJ.pl) odnaleźć opublikowane zgody na spotkania wydawane przez Kurię po 2017 r. aż do chwili obecnej, z błogosławieństwem arcybiskupa. Nie uczynili tego także dziennikarze portali, które przeklejały zamieszczone na stronach Onetu zdania.

 

Wszystkie media obowiązuje zasada sprawdzania informacji w przynajmniej dwóch źródłach. Godne nagany jest, że ludzie mediów zapomnieli o starej zasadzie: „Audiatur et altera pars” (niechaj będzie wysłuchana i druga strona). W artykułach, które pojawiły się na portalach zakpiono z wody święconej, używanej przez wieki w Kościele, która ma moc uzdrawiania, oczyszczenia i obrony przed szatanem. Tymczasem kapłan został przedstawiony jako ten, który namawia wiernych do czegoś wręcz złego. Wobec autonomii Kościoła kapłani mają prawo wyrażać swoje opinie, także na temat zmian zachodzących w społeczeństwie, panujących lęków, a także odnosić się do sytuacji politycznej. Tymczasem w artykule Onetu ks. Daniel Galus jest przedstawiony jako ten, który „nawołuje do zdejmowania maseczek”. Opinie na temat zagrożenia wirusem lub słuszności wprowadzania ograniczeń wygłasza  wiele osób, różnych profesji – lekarze, socjolodzy, politycy itd. Nie ma na to embarga. Pewne jest, że prawdę zna Pan Bóg. Wolność słowa jest prawem wszystkich obywateli, zgodnie z Konstytucją RP. Na dziennikarzach spoczywa za to obowiązek głoszenia wyłącznie prawdy. W jaki sposób media, które powinny kierować się zasadą: „nie kłamać” zamierzają naprawić zamęt, jaki wywołały? Oświadczenie ks. Daniela Galusa w związku z medialnym zamieszaniem już dawno ukazało się w internecie. Dlaczego wspomniane portale przemilczały je, nie udostępniły go?

 

Drodzy Koledzy Dziennikarze, nie można pozwolić na to, aby została zaakceptowana praktyka kopiowania i wklejania zaczerpniętych z innych mediów wiadomości, zakładając, że są one w 100 proc. prawdziwe. Nie zwalnia nas to z odpowiedzialności za publikowane treści. Nie możemy dopuścić do chaosu i do obniżania poziomu dziennikarskich artykułów.

 

Szanowni Wydawcy,

 

Wasze Media bazując na jednej wytworzonej przez Onet.pl informacji rozpowszechniły nieprawdę wobec ks. Daniela Galusa. Apeluję o sprostowanie i naprawienie krzywdy wyrządzonej kapłanowi Kościoła Katolickiego.

 

Ewa Tylus

 

Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich

Oddział Warszawski

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dziennikarz nie powinien cenzurować – rozmowa z posłem JANEM K. ARDANOWSKIM

Beata Adamczyk: Poprosiłam Pana o opinię, gdyż zastanowił mnie Pana komentarz na profilu Facebooka, w którym zarzucił Pan dziennikarzom opublikowanie niepełnej wypowiedzi. Facebook jest dostępny dla każdego, a  to o czym Pan napisał, jest z pewnością sprzeczne z etyką dziennikarską i dlatego zwróciłam się do Pana, by się odniósł i przedstawił swoje stanowisko.

 

Jan K. Ardanowski: Nie zabiegałem szczególnie u dziennikarzy o rozmowy ze mną, raczej wielu z nich o to zabiegało, bo odwoływanie ministra jest medialnie atrakcyjne. Są media, z którymi się nie kontaktuję, np. TVN, czy „Gazeta Wyborcza”, gdyż dla człowieka, o skrystalizowanych prawicowych poglądach jak ja, współpraca z mediami, które ingerują w polską politykę i nienawidzą obecnego  rządu jest nie do przyjęcia. Zgodziłem się jednak udzielić wywiadu, skoro zwrócił się do mnie dziennikarz z prawicowej redakcji, takiej jak portal Niezalezna.pl. Uprzedziłem, że nie chcę stawiać go w trudnej sytuacji ze względu na moje odrębne od Nowogrodzkiej poglądy na zw. piątkę dla zwierząt, ale zapewnił, że wypowiedź zostanie opublikowana w pełnej formie, tak jak chcę. Chociaż mam zaufanie do prawicowych mediów i nie żądam autoryzacji, to tu, ze względu na drażliwość tematu i konieczność ważenia każdego słowa, uznaliśmy wspólnie, że doprecyzuję moją wypowiedź po przesłaniu mi tekstu spisanego z rozmowy telefonicznej. Po przysłaniu tego tekstu zauważyłem, że dziennikarz wybrał tylko fragmenty wypowiedzi i to nie najistotniejsze z mojego punktu widzenia. Uzupełniłem tekst, który nie był już kwestionowany. Pan redaktor poinformował mnie sms-em, że moja wypowiedź bez uwag i poprawek ukaże się rano. Jednak okazało się, że zostały opublikowane tylko wyjęte fragmenty z tekstu, jeszcze okraszone złośliwymi uwagami ze strony posła Suskiego, który z pewnością musiał wcześniej zapoznać się z tym tekstem.

 

W czasie, gdy przekazywał Pan obowiązki ministra swojemu następcy, Pana opinie były publikowane przez wiele redakcji. Czy są wśród nich takie, które ocenił Pan jako wiarygodne?

 

Różnie dziennikarze podchodzą do wywiadów. Często chcą, by powiedzieć dokładnie to, co chcieliby słyszeć.   Z rozgłośni, z którymi współpracuję, choć nie jedyną, która nie manipulowała rozmową ze mną było Radio Wnet. Są trudne pytania, ale nigdy nie było przekręcania [red. – wypowiedziami], w tym znaczeniu, że ja biorę odpowiedzialność za swoje słowa, ale dziennikarz nie wyrzuca części, nie ma przekłamania.  Ani Skowroński, ani żadna z dziennikarek. Ja brałem odpowiedzialność za swoje słowa, a dziennikarz nie cenzuruje. W polityce nie ma łatwych pytań i czasami trudno na niektóre odpowiedzieć. Bardzo mnie zmartwiło, że Niezależna.pl chciała udowodnić tezę wcześniej przyjętą, że moja determinacja w walce z absurdalnie głupią i szkodliwą dla rolnictwa ustawą wynika z pretensji, że zostałem zdymisjonowany. To miało osłabić wiarygodność mojej osoby. Dla mnie przede wszystkim względy merytoryczne są istotne, a konsekwencje polityczne mojej decyzji znałem wcześniej. Wieś jest rozczarowana tą ustawą i bardzo negatywnie odnosi się teraz do PiS. Co teraz należałoby zrobić? Trzeba wykorzystywać stworzony przeze mnie system konsultacji ze środowiskami rolniczymi. W Klubie Parlamentarnym PiS należy powołać frakcję rolną, która będzie przedstawiała interesy wsi. Byłoby to sito, stworzone z parlamentarzystów znających złożoność sytuacji ekonomicznej, społecznej i politycznej na wsi znacznie lepiej, niż kierownictwo partii, lub „młodzieżówka” PiS. Taka ustawa [red. o ochronie zwierząt] powinna  być propozycją rządową, a nie grupy bliżej nieokreślonych, jak w tym przypadku, posłów. Należy wykorzystać prace, które zostały wykonane w ministerstwie. Wiele do powiedzenia powinien mieć powołany przez mnie pełnomocnik ds. ochrony zwierząt, który szuka dobrych rozwiązań dla dobrostanu zwierząt. W tym wywiadzie zależało mi na precyzyjnym przedstawieniu moich poglądów, z którymi można się nie zgadzać, a nie podsumować je jakimś obraźliwym banałem, że „pewnie Ardanowski się obraził i dlatego krytykuje ustawę”.

 

Z pewnością ta konfliktogenna ustawa obrazuje różnice w pojmowaniu realiów wsi przez utrzymujących się z gospodarstw rolników i inteligencję, która zna wieś z poezji lub teoretycznych opracowań naukowych. Nawet innowacyjne przedsięwzięcie PAN wzorowane na brytyjskich, prestiżowych uczelniach Cambridge i Oksford, a zgodnie z jego założeniami polscy naukowcy mieli służyć wiedzą do rozwiązywania praktycznych problemów przedsiębiorców w Polsce, mówiąc wprost – zbankrutowało. A jak Pan przewiduje dalsze posunięcia odnośnie tzw. piątki Kaczyńskiego?

 

Wyjdzie pewnie na moje, ponieważ PiS zaczyna się rakiem wycofywać z tej ustawy. Zapowiedziano, że nie będzie dalej procedowania, ale zostanie napisana nowa. Znowu przez posłów, a nie przez rząd. Ale wydaje mi się, że tam walczą ze sobą jakieś dwa poglądy. Z jednej strony: iść twardo w zaparte, że zwierzęta najważniejsze i my się z niczego nie wycofamy. Nawet to nie zwierzęta są najważniejsze: nie można się wycofać z niczego, co prezes namaścił i pobłogosławił. A po drugie: już chyba nawet do tego przekonał się. obecny minister, który powiedział, że trzeba napisać na nowo tę ustawę, bo zapisy w niej wzajemnie sobie zaprzeczają. A ja właśnie tego chciałem, czyli tę odrzucić i zacząć pracować nad ustawą, która faktycznie ureguluje status zwierząt, określi warunki dobrostanu, a także warunki ingerecji np. podmiotów społecznych. Moim zdaniem, te ostatnie – to absurd. To państwo może interweniować, a nie działacze społeczni. To nie może być propozycja poselska, ani żadna „wrzuta” z Nowogrodzkiej, ale uczciwie przygotowana i procedowana ustawa rządowa, uwzględniająca oczekiwania polskich rolników. Już poniosłem konsekwencje polityczne, ale politycy PiS będą starali się dowieść, że to nie moje wypowiedzi ich zmobilizowały, ale, że  sami doszli do wniosków, które były podstawą mojego sprzeciwu.

 

W ostatnich latach Pan zajmował się na tyle skutecznie sprawami rolników, by pozyskać ich zaufanie. Co Pana zdaniem należy zrobić, by ponownie przekonać rolników?

 

Ma pani rację, te ponad dwa lata mojej pracy także z Prezydentem RP Andrzejem Dudą spowodowały, że rolnicy się otworzyli na PiS. Zaszła rewolucja godności na wsi, ludzie nie czują się kimś gorszym, od tych którzy poszli do miasta. Nie tylko ze względu na  zasługi historyczne poprzednich pokoleń chłopów, walczących o wolność i niepodległość, czy przeciwstawiających się komunistycznemu reżimowi, ale też ze względu na ich ważną rolę obecnie w społeczeństwie, ponieważ zapewniają bezpieczeństwo żywnościowe, dbają o tereny wiejskie, rozwój społeczny i ekonomiczny mniejszych miejscowości. Czują się pełnoprawnymi członkami społeczeństwa, pomimo że społeczeństwo nie zawsze ich rozumie, czy wręcz lekceważy, co przekłada się na zaprzeszłe spory ideologiczne jeszcze z XIX wieku, podział na inteligencję z miast, która przenosiła cechy pozytywne i pazerne, ciemne chłopstwo. I to nadal pokutuje. Nie ma obiektywnej narracji na temat wsi – albo się bierze prymitywne, wyolbrzymione przypadki patologii wiejskiej, albo pokazuje się ludzi bogatych, ale prymitywnych i chamskich, rozbijających się w swoich luksusowych samochodach. Generalnie nie ma obiektywnej, analitycznej oceny. A odnośnie mediów, też jest wyraźny podział na te, które albo się „specjalizują” w krytyce wsi, albo typowo rolnicze. Ze swojej strony występując wielokrotnie w mediach starałem się przedstawić, że wieś jest pełnokrwistą częścią narodu i społeczeństwa oraz że [red. – jej mieszkańcy] mają swoje poglądy, zainteresowania. Nie są zaprogramowani tylko i wyłącznie na produkcję rolniczą. Są pełnoprawnymi członkami społeczeństwa i ich prawa powinny być rozumiane. Trzeba im pozwolić się wypowiedzieć, chociaż czasami robią to siermiężnie, bo nie mają biegłości wypowiedzi. To zaczęło pozytywnie ujawniać się na wsi, ludzie mówią: „no tak, zaczynają o nas mówić. Nie tylko w programach typu: „Rolnik szuka żony”, ale także że jesteśmy ważni, nie jesteśmy gorsi, mamy swoje sprawy i interesy. PiS zaczyna bronić naszych interesów, czyli warto na niego postawić. Chociaż my do końca żadnej partii nie ufamy, ale tutaj jeden z nas, rolników został ministrem i w naszym imieniu twardo występuje. A z drugiej strony – wymaga od nas. Niejednokrotnie „twardo” [red. – do nas] mówi. Prezydent go słucha, premier lata z nim po polach, stodołach i liczy się z jego zdaniem, czyli ma wpływ na politykę PiS, także w tak ważnych sprawach, jak pomoc krajowa, np. dotycząca klęski suszy i różne inne, twardo walczy w Brukseli. Podsumowując: warto stawiać na PiS”. I przychodzi ustawa, jedna głupia ustawa, która rozsypała w proch całe to zaufanie dla PiS. Konsekwencje tego i swoje pretensje rolnicy kierują bezpośrednio do mnie: „zaufaliśmy Ci, byłeś jakimś żyrantem PiS-u wobec rolników i wsi. Ciebie wyrzucili, a nam chcą zaszkodzić”. To będzie podsycane przez Konfederację czy PSL, który szampany otwiera i z pewnością wykorzysta okazję przejęcia elektoratu, który jest wręcz przekazywany do ich rąk.

 

Konsekwencją ustawy ochrony zwierząt było, że spora grupa posłów wyłamała się z dyscypliny partyjnej i zagłosowała przeciwko piątce Kaczyńskiego. Czy jest to sygnałem wyłaniającej się frakcji rolniczej?

 

Zastanawiam się nad tym. Frakcji może tak, ale nowej partii chłopskiej nie. W Europie się to nie sprawdziło, nie ma liczących się partii chłopskich. To było i minęło. W tej chwili żeby w sposób nowoczesny i mądry zadbać o interesy wsi, to trzeba być wbudowanym w ogólnonarodowe partie. I dlatego zdecydowałem się na PiS. Inna sprawa, że ja od prawie dwudziestu lat jestem w tej partii, ciężko pracując na jej wizerunek. To nie tak,  że mnie to coś dało. Jeżeli chodzi o stanowisko ministra, to mnie poproszono o to, bym ratował dramatycznie pogarszający się wizerunek PiS i spadające poparcie na wsi. Ja nikogo nie „wygryzłem”.

 

Życie nie lubi próżni, a elektorat wiejski jest łakomym kąskiem do zagospodarowania?

 

Jednym z wariantów, który, niestety, staje się coraz bardziej realny to powtórzenie fenomenu Samoobrony i Leppera. Wieś, która nie ufa władzy, staje się albo radykalna w swoich, czasami nierealnych żądaniach, albo, co jeszcze gorsze, staje się bierna i pasywna w poprawianiu swojego losu. Zrewoltowany ruch chłopski, walczący radykalizmem i destrukcją o popularność jego liderzy, stają się „łakomym kąskiem” dla wrogów Polski. Ci, którzy występują przeciwko wszystkim, nierozumiejący pewnych konieczności historycznych, społecznych i ekonomicznych, np. wynikających z naszego członkostwa w UE, z pieniędzy, z braku możliwości, itd., może i uzyskują chwilową popularność, ale w pewnym procesie dziejowym wsi szkodzą, a nie pomagają. Zbudowałem system konsultowania wszystkich spraw dotyczących wsi i rolnictwa z bezpośrednio zainteresowanymi, czyli organizacjami rolniczymi, powołując tzw. Porozumienie Rolnicze. Prawie wszystkie spotykają się by rozmawiać o pojawiających się problemach, jak COVID, Zielony Ład, globalizacja itd., oraz przedstawiać propozycje rozwiązań, które ja, jako minister, starałem się realizować. Czasami jestem pytany o nowe organizacje, takie jak np. Agrounia, która  obrażając rolników z innych organizacji, takich jak Izby Rolnicze,  czy związki zawodowe lub branżowe, uważa, że protestami rozwiąże się chłopskie problemy i nie chce brać udziału w dyskusji. Cóż, każdy w demokracji może działać, jak chce. Jednak jak chce się zostać mężem stanu, przywódcą, to trzeba mieć ogromne rozeznanie w skomplikowanych zależnościach zachodzących w światowym rolnictwie, znać skutki swoich działań i brać za nie odpowiedzialność. Kiedy przed tą nieszczęsną „Piątką dla zwierząt” niektórzy chcieli robić protesty, to często słyszeli: „chłopie, my mamy ministra, który walczy o nasze interesy. Widocznie nic nie da rady więcej zrobić, my mamy do niego zaufanie. Nawet jak nie zawsze się z nim zgadzamy, ale widocznie nic więcej nie da rady”. Niektórym, „pompowanym” przez TVN i inne zaangażowane politycznie media, marzy się, by zostać współczesnym Lepperem. Otóż miałem okazję znać i pracować z przywódcą Samoobrony.  Lepper protesty traktował jak środek walki o jakieś cele, a nie sposób na uzyskiwanie popularności. Mimo wszystko pewien zdrowy rozsądek jednak miał. Byłem przez jakiś czas wiceministrem z PiS-u, który zastępował Leppera w MRiRW, więc miałem z nim do czynienia. Owszem, też grał, niewiadomo kto nim manipulował, nie wchodzę w dyskusję, czy Sumliński ma rację, czy nie. W każdym razie – jak przychodziło do jakiś zdroworozsądkowych decyzji, to Lepper potrafił powiedzieć, że mam rację i był w stanie ustępować. Podsumowując: jeśli wieś nie dostanie oferty, pokazującej, że się z nią liczymy i szanujemy, jednocześnie uczciwej rozmowy, co jest realne, co nie jest realne w sferze gospodarczej – to wieś się zrewoltuje. Z drugiej strony: popadnie w kompletną apatię i będzie pasywna politycznie, albo polityczni gracze typu Kołodziejczaka to zagospodarują.

 

Apel STEFANA TRUSZCZYŃSKIEGO

Szanowny Panie Prezesie Jarosławie Kaczyński,

 

apeluję do Pana gorąco o wycofanie się z zaostrzenia przepisów aborcyjnych. Jednym słowem może Pan dziś zatrzymać niebezpieczne demonstracje w kraju. Niestety trzeba sprawę jeszcze przedyskutować, w każdym razie na tę chwilę należy zahamować demonstracje groźne dla życia ludzi. Może Pan to zrobić jednym swoim słowem. Nadal pozostaje z nadzieją wielką jako zwolennik PiS-u.

 

Reporter i publicysta z 55-letnim stażem dziennikarskim,

 

Stefan Truszczyński

BEATA ADAMCZYK: Informacja jest niezbędna dla świadomości społecznej obywateli

Prawo obywateli do informacji jest zapisane w konstytucji RP, a informacja jest bezsprzeczenie częścią kultury, która jest kreatywna. Co oznacza, że może być zarówno konstruktywna, a więc pozytywnie inspirująca, jak i destruktywna. Przekłada się to na celowość działań dziennikarzy, ale także posłów, ekspertów i innych decydentów, których opinie są wiążące i wpływają na realia życia na co dzień, a co w konsekwencji z pewnością przełoży się na ważny dla nas wszystkich stan naszych portfeli.

 

Dobry stan polskiego rolnictwa zarówno towarowego, jak indywidualnego, będącego bardzo ważną dziedziną gospodarki i fundamentem bytów znaczącej części polskich rodzin jest obecnie priorytetową sprawą dla wszystkich Polaków. Obszary wiejskie stanowią 94% naszego kraju i to one są podstawą utrzymania rolników i zapewniają bezpieczeństwo żywnościowe nam wszystkim. Jak trafnie i pięknie ujął ks. Jan Twardowski: „Tu Pan Bóg jest na serio pewny i prawdziwy/bo tutaj wiedzą kiedy kury karmić”. Hodowcy bydła, trzody chlewnej czy zwierzęt futerkowych zapewniają miejsca pracy nie tylko dla osób, które zatrudniają bezpośrednio, również producentom pasz i wielu innym pracującym w całym procesie hodowlano-przetwórczym.

 

W zaistniałej sytuacji należy jasno przedstawić opinii publicznej ważne argumenty stanowiska rolników, tak by ludzie mogli zdecydować, czy rezygnują np. z jedzenia miodu lub mięsa, tradycyjnych kożuchów, ponieważ w tym roku brakło miodu lipowego albo ASF świń doprowadziła do takiej sytuacji, że kupujemy od naszych rolników inne produkty, tak by z jednej strony zapewnić sobie dobrą, bezpieczną żywność a z drugiej – dochody naszym producentom żywnościowym, a tym samym płynność finansową ich gospodarstw.  Argumenty do tej pory przedstawiane mało odnosiły się do realiów polskich gospodarstw  rolnych czy oczekiwań polskich klientów. Były powiązane z opiniami osób, które przy pomocy niewystarczającego informowania przez media zostały ustawione w roli autorytetów-opiniodawców. Do zaistniałego konfliktu pomiędzy autorami kontrowersyjnej pod wieloma względami ustawy a rolnikami, protestującymi na obszarze całego kraju odniosło się niemalże pół tysiąca ekspertów w podpisanym liście oraz ich opiniach publikowanych na łamach czasopism specjalistycznych i w dziennikach ogólnopolskich. Opinie naukowców-sygnatariuszy tego listu są udostępniane głównie na stronach periodyków rolniczych, wskutek czego opinia publiczna pozostaje niedoinformowana, co uniemożliwia im wyciąganie właściwych wniosków, a dzięki temu bycia świadomymi uczestnikami w sprawach społecznych i gospodarczych.

 

Konstytucyjna wolność słowa zapewnia swobodę pozyskiwania i rozpowszechniania informacji. Właśnie teraz wskazana jest informacja, która wyjaśniłaby odbiorcom, dlaczego rolnicy są tak zdeterminowani, gdyż dla protestujących hodowla jest podstawowym źródłem ich dochodów, decydującym o egzystencji ich rodzin. Należy zaznaczyć, że hodowla zwierząt jest tylko jednym z ogniw łańcucha działalności rolniczej, a tym samym odciska się wręcz dramatycznymi konsekwencjami dla o wiele szerszej grupy niż bezpośredni hodowcy. Jako badacz jakości informowania rolników i mieszkańców wsi uważam, że jest wyraźny konflikt pomiędzy wiedzą rolników przekładającą się na realne prowadzenie ich gospodarstw i ferm a administracyjną urzędników, którzy wręcz narzucają władztwo biurokratyczne przeciwko naturalnym prawom, na jakich opiera się polska wieś i rolnictwo. W trakcie wprowadzania zmian związanych z transformacją ustrojową i gospodarczą rolnictwo zostało potraktowane jako dział produkcyjny gospodarki bez uwzględnienia aspektów kulturowych i społecznych czy specyfiki działalności rolników np. straty wskutek klęsk żywiołowych albo przekazywania dzieciom gospodarstw prowadzonych od pokoleń.

 

Rolnictwo było najbardziej obciążoną kosztami transformacji ekonomicznej gałęzią gospodarki (od 01.01.1990 r. radykalnie zwiększono oprocentowanie kredytów, co uderzyło zwłaszcza w rolników indywidualnych, PGR-y pozbawiono dotacji państwowych, co doprowadziło do ich szybkiego upadku, wprowadzenie  ograniczających rozwój gospodarstw „kwot mlecznych”, „limitów cukrowych”, których rekompensować miały dotacje unijne). Zostaliśmy bez przetwórstwa spożywczego sprzedanego obcemu kapitałowi, tzw. dotacje z funduszy strukturalnych UE były wykorzystywane w większości przez grupy uprzywilejowanych, co oznacza, że nie było do tej pory wdrażanej polityki, której celem byłby ogólnokrajowy, konsolidacyjny rozwój rolnictwa z polskim przetwórstwem spożywczym – od roli do stołu.

 

Bezdyskusyjnie ogromną zasługą polskich rolników było utrzymanie prywatnych gospodarstw rolnych w czasach komunizmu i sprostanie wyzwaniom i ograniczeniom, jakie przyniosła integracja gospodarcza z UE, a pomimo tych wszystkich trudności, dzięki swojej ciężkiej pracy i wiedzy opartej na własnym doświadczeniu i przekazanej przez antenatów udało im się obronić własność ich gospodarstw, a więc podstawowe prawo rzeczowe, w których oni sa faktycznymi decydentami. Próby obecnie wprowadzanych ograniczeń przez firmy zagraniczne, sprzedające pasze i warchlaki wątpliwej jakości doprowadza ich do pauperyzacji, czyli do roli robotników w formalnie ich gospodarstwach, tzw. „kontraktowych niewolników”.

 

Aktualna sytuacja w rolnictwie i najważniejsze zagrożenia, z jakimi bezpośrednio muszą sobie radzić rolnicy, nie są wystarczająco prezentowane w mediach publicznych, przez co społeczeństwo ma ograniczoną informację. A obecne manifestacje niezadowolenia wyniknęły z potencjalnych zagrożeń, które mogą doprowadzić do dalszego, drastycznego zniewolenia polskich gospodarzy. Odniesienie się ze zrozumieniem do protestów polskich rolników przekłada się na odpowiedzenie sobie na pytanie, czy jest ważne dla nas bezpieczeństwo żywnościowe Polski. Sądzę, że oprócz biznesowej strony, rolnicy utrzymują nasze wartości narodowe i jednocześnie walczą o utrzymanie polskiej ziemi w rękach Polaków. Jeśli zostaną pozbawieni realnych dochodów, przełoży się to na przejmowanie przez „inwestorów” ostatniego bastionu tożsamości polskiej i jednocześnie będzie to ostatni etap rozbioru gospodarczego Polski.

 

Zwróciłam się do znajomych pracowników weterynarii i ośrodków doradztwa rolniczego, by przeprowadzili sondaż wśród kolegów, po czym poinformowali mnie, że większość rolników, których obsługiwali i ich współpracowników, pojechała na protest do Warszawy. Rolnicy chcą całkowitego odrzucenia tej ustawy i po ostatnich zmianach w polskim rządzie jest coraz więcej głosów, że zostali pozostawieni sami sobie. W publicznych mediach nadal nie ma dyskusji z przedstawicielami grup społecznych ani programów publicystycznych odnoszących się do obecnie zaistniałej sytuacji, tak by merytorycznie wyjaśnić najbardziej palące problemy. Fermy zwierząt futerkowych w krajach, w których były dotychczas likwidowane, nie stanowiły tak znaczącej części produkcji zwierzęcej – poza Słowenią, do której dołączy wkrótce Polska – też w żadnym kraju UE nie ma tak drastycznych ograniczeń w uboju koszernym i halal, znacznie przekraczających wymagania zawarte w Karcie Praw Podstawowych UE.

 

Jeśli polski Sejm nie odniesie się poważnie do postulatów społecznych wyrażonych w manifestacjach rolników oraz przedstawicieli małych i średnich firm, będzie to oznaczało odstąpienie od solidarności ze społeczeństwem, co wskazuje na powrót do niechlubnych struktur z przeszłości – „nadbudowy” i „bazy”. Uważam, że biorąc pod uwagę protesty rolników i sytuację w Parlamencie, czyli wyraźny rozdział wśród parlamentarzystów na zwolenników naturalnej wsi i jej „ekologizacji”, należy wyraźnie określić stanowisko po stronie czyich interesów chcemy się opowiedzieć. Taka informacja jest konieczna, by społeczeństwo polskie było świadome realnych konsekwencji działań wynikających z decyzji polityków. Bez spełnienia tych wymogów media są tylko pijarowymi narzędziami, pejoratywnie określanymi jako disinfotainment, a takie działania ze strony informującego doprowadzą do zarzucenia wnioskowania refleksyjnego, czyli do dezorientacji społeczeństwa, a w końcowym rezultacie do manipulowania informowanymi. To uniemożliwia obywatelom bycia świadomymi uczestnikami w sprawach społecznych, a także by odbiorca na bazie współtworzonej z mediami informacji miał możliwość rozwoju w sobie postawę wolności i odpowiedzialności obywatelskiej.

Bankierzy – felieton STEFANA TRUSZCZYŃSKIEGO

Bankierzy, Maklerzy.

Nie czują zimna ani gorąca,  

ani ludzkiego cierpienia.

Straszni współcześni Robin-Hoodzi co ograbiają biednych i dają bogatym.

Bankierzy, Maklerzy 

 

Siedzą w betonowo-szklanych bunkrach banków, posługują się elektronicznymi maszynami, które w ułamku sekundy, w biały dzieṅ i w czarną noc rabują tysiące ludzi.

 

Golden Boys, którzy głoszą, że wzbogacanie bogatych jest konieczne dla poprawienia sytuacji biednych.

 

Astrocytom* w głowie świata.

 

Świadomie, wiedząc doskonale jakie będą tego skutki, przy milczącym współudziale ekspertów, spowodowali światowy kryzys finansowy.

 

Bezkarnie, mimo, że na całym świecie nadużycie zaufania i świadome wprowadzenie w błąd ludzi słabych bez możliwości obrony jest przestępstwem kodeksu karnego.

 

Nie czują zimna ani gorąca

ani ludzkiego cierpienia.

Straszni współcześni Robin-Hoodzi co ograbiają biednych i dają bogatym.

Bankierzy, Maklerzy

 

Dziś, kontynuują, bez istotnych zmian, zbrodniczy proceder. Ukarać winnych, odbudować sprawiedliwość, zaufanie i nadzieje. Stworzyć nowe prawa.  Prawa, które przywrócą właściwą rolę pieniądza: wymiana między ludźmi, bodziec ludzkiej aktywności

 

Jeżeli tego nie zrobimy to pieniądz stanie się jedynym dyktatorem świata.

 

Stworzy dyktaturę depczącą prawa człowieka, odpowiedzialną za …nic.  Manipulujacą politykami. Uciszającą ekspertów. Dysponującą środkami. Gardzącą demokracją.

 

Tak jak dotychczas. Przekonana, że nikt nie jest w stanie jej zagrozić.

 

Nie czują zimna ani gorąca

ani ludzkiego cierpienia.

Straszni współcześni Robin – Hoodzi co ograbiają biednych i dają bogatym.

Bankierzy, Maklerzy

 

Agencje notacji* nie dostrzegły ogromu nadużyć i ich nieuniknionych konsekwencji światowego kryzysu finansowego.  Dziś bez poniesienia najmniejszych konsekwencji dalej uprawiają swój proceder. Czy to tylko niekompetencja. Tylko naiwni mogą w to uwierzyć.

 

Złodzieje, którzy zostaną przyłapani na złodziejstwie idą do więzienia. Jak nazwać tych, którzy kradną z premedytacją i ich jedynym celem jest wzbogacenie się.

 

Jak wytłumaczyć ich bezkarność?  Gdzie jest sprawiedliwość?

 

Czy demokracja oznacza wolność kradzieży?

 

Nie czują zimna ani gorąca,

ani ludzkiego cierpienia.

Straszni współcześni Robin – Hoodzi co ograbiają biednych i dają bogatym.

Bankierzy, Maklerzy i Inni

 

*Astrocytom rodzaj guza nowotworowego w kształcie gwiazdy usytuowanego w mózgu.

*Agences de notation – évaluent la solidité financière des Etats et des Institutions financières

 

 

ANDRZEJ M. ŻAK: Grzechy śmiertelne Bernatowicza, Adamasa i Korkucia

Gdybym był artystą z Nowego Jorku ( takim typowym co to: Black Lives Matter, wszyscy jesteśmy LGBTQ + , nasze siostry i bracia z Antify, Trump nie jest moim prezydentem, etc.)  po przeczytaniu  artykułu z 12.09.2020 w ARTFORUM Nowy Jork (link do artykułu https://www.artforum.com/news/in-poland-museum-director-s-antigay-acquisition-critics-find-ominous-portent-83916 ) wklepałbym w google „Poland” i zobaczył gdzie to cholerne państwo jest i co tam się wyrabia.  Na szczęście mieszkam w Polsce, nie jestem artystą. Autora tekstu brak. Taki nowojorski anonim  ale  wyłapałem  w anglojęzycznym tekście „Gazeta Wyborcza”.   Przypuszczam więc, że ktoś  z GW doniósł.  Zobaczmy więc co to za skandal i to międzynarodowy. Powiem więcej: międzykontynentalny skandal.

 

(tłumaczenie  i wytłuszczenia tekstu autora )

 

Piotr Bernatowicz, niedawno mianowany dyrektor wiodącego warszawskiego Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski (CSW), został oskarżony o przeznaczenie środków publicznych na opłacenie homofobicznego dzieła sztuki, wynika z raportu Artnet. News. Incydent, po raz pierwszy odnotowany w Gazecie Wyborczej, dotyczy niewłaściwego wykorzystania środków z krajowego programu kolekcjonerskiego, przeznaczonych na zakup sztuki współczesnej. W celu uzyskania środków, instytucje muszą złożyć wniosek do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego z wykazem dzieł, na które wydane zostaną pieniądze. CSW  pod swoim poprzednim kierownictwem szukało pieniędzy na zakup dwóch dzieł. Zanim dotarły fundusze, których było mniej niż się spodziewano ,  Bernatowicz został już wprowadzonu na urząd i skierował pieniądze na zakup prac innych , niż wymienione we wniosku.”

 

Uff, napięcie rośnie. Czytajmy dalej .

 

„Wśród nich znalazło się neonowe dzieło Jacka Adamasa Tonfa z 2018 r., które przedstawia homoseksualizm jako styl życia narzucany społeczeństwu, jak symbolicznie sugeruje pałka, która wydaje się przechodzić przez kolory tęczy, gdy jest obniżana, tęcza reprezentująca homoseksualizm i siłę pałki. Można powiedzieć, że obraz ten reprezentuje skrajnie prawicowy zwrot Polski w ostatnich latach– taki, który wywołał masowy wzrost przestępstw z nienawiści wobec gejówi –  i może stanowić niebezpieczny precedens dla krajowych instytucji kulturalnych, twierdzą krytycy.”

 

Grubo. Czytajmy dalej.

 

„Bernatowicz, zrzeszony w skrajnie prawicowej partii Prawo i Sprawiedliwość (PiS),objął w styczniu najwyższe stanowisko w państwowym muzeum, wywołując oburzenie na polskiej scenie kulturalnej. Przed przybyciem do CSW miał zaledwie trzy lata doświadczenia w nadzorowaniu muzeum– miejskiej galerii Arsenał w Poznaniu. Tam był kuratorem wystawy zbiorowej, w tym plakatów Wojciecha Korkucia z hasłami „Kobiety palą się szybciej”„Geju, nie spedalaj nieletnich”.

 

Bernatowicz twierdzi, że zaktualizowana lista prac, w tym Tonfa, została przekazana ministerstwu i została zatwierdzona przez sześcioosobową komisję, której jest członkiem. Ministerstwo nie wydało jeszcze publicznego oświadczenia w tej sprawie.”

 

 Gdybym był artystą z Nowego Jorku ( takim typowym co to: Black Lives Matter, wszyscy jesteśmy LGBTQ + , nasze siostry i bracia z Antify, Trump nie jest moim prezydentem, etc.)   to, po  przeczytaniu tego artykułu, chciałbym koniecznie podzielić się moją wiedzą. Wyczekałbym  najbliższej wystawy kogoś z Polski np. Doroty Nieznalskiej i wszystkim tam kontemplującym   „ Pasję”, czyli genitalia męskie rozpięte na krzyżu , opowiedziałbym o skandalu.

 

Powiedziałbym tak:

 

Wyobraźcie sobie, że w Polsce ( wiecie gdzie jest Polska? , ha, ha) ,  Piotr Bernatowicz  ( cholerne polskie nazwiska , ha, ha  ) nowy dyrektor Centrum Sztuki Współczesnej  (taka galeryjka w ich stolicy , ha, ha )  został oskarżony o przeznaczenie środków publicznych na opłacenie homofobicznego dzieła sztuki. Poważnie! To neonowe dzieło Jacka Adamasa, ( cholerne polskie nazwiska , ha, ha   )  Tonfa , z 2018 r. Przedstawia homoseksualizm jako styl życia narzucany społeczeństwu i reprezentuje skrajnie prawicowy zwrot Polski w ostatnich latach . To  spowoduje  masowy wzrost przestępstw z nienawiści wobec gejów. Ten Bernatowicz ( cholerne polskie nazwiska , ha, ha   ),  zrzeszony w skrajnie prawicowej partii Prawo i Sprawiedliwość (PiS), objął w styczniu najwyższe stanowisko w państwowym muzeum. Miał zaledwie trzy lata doświadczenia  w nadzorowaniu muzeum.  Tam był kuratorem wystawy zbiorowej, w tym plakatów Wojciecha Korkucia  ( cholerne polskie nazwiska , ha, ha  ),  z hasłami „Kobiety palą się szybciej” i „Geju, nie spedalaj nieletnich”.

 

Tu nastąpiłyby głosy oburzenia o tym, cóż to za dziki kraj gdzie ośmielają się krytycznie wyrażać o gejach , chcą palić kobiety i sugerują, że geje krzywdzą dzieci. 

 

Na szczęście mieszkam w Polsce. Nie jestem artystą  jednak zastanowiło mnie  skąd nagłe zainteresowanie Nowego Jorku jakimś nieznanym centrum sztuki,  z jakiejś Warszawy, w jakiejś Polsce. Jeśli nie wiadomo o co chodzi …?

 

Bingo !

 

Jak donosi Gazeta Wyborcza , już w polskojęzycznym wydaniu:

 

„Dyrektor CSW Zamek Ujazdowski Piotr Bernatowicz pochwalił się nowymi nabytkami. To m.in. praca Jacka Adamasa, która „nawiązuje do włączania się do przestrzeni publicznej ideologii LGBT”, co „niesie realne zagrożenie”. Poprzednia dyrekcja CSW wnioskowała o pieniądze na zakup dzieła wybitnych konceptualistów z USA.”

 

Ha!  Kasa ”na zakup dzieła wybitnych konceptualistów z USA” już prawie spływała do USA, a tu nowy dyrektor kupno wstrzymał i nakupił prac polskich artystów. SKANDAL !!!

 

Pozwolę sobie wrócić do  artykułu w Artforum. To typowy tekst składajacy się z prawdy, półprawdy i gównoprawdy. Manipulacja mająca na celu udowodnienie z góry założonej tezy:  źle się dzieje w polskiej sztuce. A było tak pięknie : układy, koterie, wystawy   i pieniądze. Duże pieniądze rozdzielane wśród swoich. Towarzystwo wzajemnej adoracji. Przychodzi Bernatowicz i rozbija układ. Tego się nie wybacza.

 

Podumowując:

  1. Przez kogo Piotr Bernatowicz został „ oskarżony „?
  2. Czy rzeczywiście PiS to „ partia skrajnie prawicowa” ?
  3. Czy rzeczywiście w Polsce nastąpił „skrajnie prawicowy zwrot” ?
  4. Czy rzeczywiście w Polsce nastąpił „masowy wzrost przestępstw z nienawiści do gejów” ?
  1. Czy Piotr Bernatowicz faktycznie nie ma doświadczenia do prowadzenia CSW ? To „tylko” dr historii i krytyk sztuki. Były kurator wystaw. Redaktor naczelny magazynu  o sztuce „Arteon”. Pracownik naukowy i wykładowca w Instytucie Historii Sztuki Uniwersytetu im. A.Mickiwicza w Poznaniu. Autor książek o sztuce i dyrektor Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu . Szef rozgłośni radiowej.
  2. „ Kobiety palą się szybciej „ to nie plakat Wojciecha Korkucia” tylko zacytowane na banerze przez Jacka Adamasa stwierdzenie niemieckich hitlerowców, wykorzystane w ramach protestu przeciwko rehabilitacji mauzoleum Hindenburga w Olsztynie.
  3. Nazwa instalacji Jacka Adamasa to nie „TONFA „ lecz „TONFY „
  4. Pełna treść plakatu Wojciecha Korkucia to nie „Geju , nie spedalaj nieletnich” tylko „ Jesteś homo – ok ! ale nie spedalaj nieletnich ( właszcza za pieniądze ) ” Taka mała różnica.
  5. „Ministerstwo nie wydało jeszcze publicznego oświadczenia w tej sprawie” Ministerstwo wydało oświadczenie w tej sprawie i to kilka tygodni przed publikacją Artforum. ( Link do oświadczenia : https://www.gov.pl/web/kultura/oswiadczenie-w-sprawie-artykulu-pt-bernatowicz-na-zakupach-gazeta-wyborcza-21082020)

 

Panie Piotrze, grzeszy pan okrutnie.

 

Napisał pan dysertację doktorską p.t.” Picasso za żelazną kurtyną”. Może trzeba było  zająć się dla przykładu Cesarem Manrique jako kolejnym wielkim twórcą ? Zamknąć się w zaciszu uniwersyteckiej biblioteki i tworzyć? Nie, pan musi grzeszyć. Tak bardzo panu przeszkadza    w Polsce „mafia bardzo kulturalna”? Była i jest, chociaż ostatnio to klika mocno nerwowa   a pan jątrzy. Grzech. Antykomunizm, spory o aborcję, prawa mniejszości seksualnych  i tęczowy terror, feminizm, ocena okrągłego stołu i III RP, nielegalna imigracja, pamięć historyczna to tematy, które ciągle pan wywołuje. Jak już pan musiał tym dyrektorem CSW Zamek Ujazdowski zostać, to wystarczyło wesprzeć antyreligijne i antynarodowe prowokacje lewaków. Trzeba być nowoczesnym: popierać ruch LGBT, być uniżonym w stosunku do islamu, wzruszać się losem tysięcy dzieci, kobiet i starców szturmujących granice EU, mieć przynajmniej trochę szacunku dla PRL, popierać aborcję i kpić z religii. A pana wystawy  „ Strategie buntu”, „Historiofilia” i to co pan wyprawia od kilku miesięcy w CSW, to szok dla środowiska ukształtowanego intelektualnie przez” Gazetę Wyborczą”. Grzech. Promuje pan artystów, których nie powinno być w przestrzeni publicznej : Jacek Adamas, Wojciech Korkuć, Zbigniew Warpechowski, Jerzy Kalina, Mariusz Kruk, Jerzy Fober. Miliony ludzi  z POKO pan tym obraził, że o „Gazecie Wyborczej” nie wspomnę. Grzech.

 

Panie Jacku, grzeszy pan okrutnie.

 

Na salony III RP mógł pan wejść i co: grzech za grzechem. Nie wie pan, że obowiązuje poprawność polityczna? Na studiach w Akademi Sztuk Pieknych w Warszawie nie powiedzieli, panie magistrze sztuki?    Z klocków drewnianych ustawia pan napisy „ Raz sierpem, raz młotem czerwoną chołotę”. Grzech. Świnię pan ulepił, na czerwono wymalował i witał pan delegację Rosjan, chór Armii Czerwonej, kandydatów SLD do sejmu. Grzech. A później świnię rzeczoną kwiatkami pan oblepił w stylistyce tęczy z Placu Zbawiciela. O pałach milicyjnych   w kolorach tęczy nie wspomnę. Grzech. I  te pana „Tarcze strzelnicze” i „Puzzle smoleńskie”. Grzech. Wyśmiewa pan radosne akcje elity III RP ” Orzeł może” organizując swoje „Orzeł może , wózek więcej”. Grzech. Kolażem „ Trumna chłopska” o kulturze i dziczy atakuje pan bezwstydnie lewicowe środowiska feministyczne.Grzech.Pana prace buldożerem muszą niszczyć, takie grzeszne. Młodzież w Gietrzwałdzie patriotyzmu chciał pan uczyć, kult Żołnierzy Wyklętych wprowadzać, koncerty patriotyczne i spotkania z historykami pan organizował.  Chyba nie dziwne, że zwolnili pana z funkcji Dyrektora Gminnego Ośrodka Kultury i po sądach włóczą. A teraz tworzy pan Pierwszą Wiejską Galerię Sztuki. Śmieci pan gminie nie oddaje twierdząc, że pomnik III RP z nich buduje. Grzech. Wystawianie pana prac na wystawach „ Chleb i różne”, „ Strategie buntu”,  „Historiofilia”, to też grzech. Inicjuje pan   i doprowadza do konca pomysł podarowania Prezydentowi RP ikony Matki Boskiej  w czasie uroczystości w Gietrzwałdzie. Temu Prezydentowi ! Miliony ludzi  z POKO pan tym obraził , że o „Gazecie Wyborczej” nie wspomnę. Grzech.

 

Panie Wojciechu , grzeszy pan okrutnie .

 

Zamiast grzecznie wpisywać się w rzeczywistość III RP rozwiesza pan po Polsce swoje plakaty:  „Resortowe kundle -do budy!” ,” … i zapamiętaj niedouczony tumanie z The Washington Post. W okupowanej Polsce działały niemieckie obozy koncentracyjne” , „  Achtung Russia” ,   „III RP śmierdzi od łba. Precz z bezprawiem w sądach!”, „Reparationen machen frei. Ordnung muss sein”  i podobne okropności. Promuje pan Ojców Niepodległości i Narodowy Dzień Żołnierzy Wyklętych: jakiś Pilecki, Inka, Fieldorf na plakatach się pojawiają. Kapitana  „Burego” planuje pan na plakaty wynieść. Toż to grzech nad grzechy. I komu to potrzebne?    A jak już pana na wernisaż zaproszą,  do redakcji „Gazety Wyborczej”, to rozpina pan koszulę    i biega po redakcji z napisem „Gówno Prawda”   w stylizacji logo gazety, której już   i bez pana  ciągle opada. Grzech. Na dodatek jeszcze plakat z Prezydentem RP pan zmalował. Z Tym Prezydentem!  Miliony ludzi  z POKO pan tym obraził, że o „Gazecie Wyborczej” nie wspomnę. Grzech.

 

Panowie, głowa do góry!

 

Lewacy w Boga nie wierzą a jak nie wierzą, to lewackiego piekła też nie ma. Mimo Waszych grzechów kary nie będzie, przynajmniej za powyższe .

 

Piotr Bernatowicz:

 

”Historyk i krytyk sztuki, kurator wystaw. W latach 2006–2013 pełnił funkcję redaktora naczelnego magazynu o sztuce „Arteon”, ogólnopolskiego miesięcznika wydawanego od roku 2001 w Poznaniu. Opublikował dziesiątki tekstów krytycznych poświęconych artystom polskim i zagranicznym, recenzji wystaw, tekstów problemowych z zakresu sztuki współczesnej. Równolegle pracował naukowo w Instytucie Historii Sztuki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Opublikował dysertację doktorską pt. „Picasso za żelazną kurtyną. Recepcja sztuki i artysty w krajach Europy Środkowo-Wschodniej” (wyd. Universitas, Kraków 2007). Brał udział w licznych konferencjach i sympozjach naukowych, m.in. na Oxford Brookes University, Ghent University w Belgii, Ben-Gurion University of the Negev w Izraelu, Shanghai University w Chinach, Musée national Picasso w Paryżu. Opublikował wiele tekstów naukowych w prasie polskiej i zagranicznej, a także liczne teksty w katalogach wystaw. W ostatnim czasie wydał książkę o motywach religijnych w twórczości Jerzego Piotrowicza pt. „Arka” (Galeria Miejska Arsenał w Poznaniu, Poznań 2017).

 

Jest kuratorem wystaw artystów polskich i zagranicznych. Organizował prezentacje m.in. takich artystów, jak Jarosław Kozakiewicz, Rafał Jakubowicz, Kamil Kuskowski, Katarzyna Krakowiak, Jakub Jasiukiewicz, Marek Glinkowski, John Cake i Darren Neave (The Little Artists). Współprowadził projekt „Figuranci” prezentujący młodych polskich malarzy (m.in. Marcin Maciejowski, Adam Adach, Grzegorz Sztwiertnia, Jacek Dłużewski). W latach 2004–2005 kuratorował autorski cykl wystawienniczy pt. „Zmiana warty” w Galerii Starego Browaru w Poznaniu. W latach 2014-2017 pełnił funkcję dyrektora Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu, gdzie zrealizował wiele wystaw, m.in. jedną z najgłośniejszych prezentacji ostatnich lat w Polsce pt. „Strategie buntu”.”

 

Żródło > http://konferencjakultury.pl/panelists/panelist/219/117

 

Jacek Adamas

 

„Rzeźbiarz, performer, twórca wielu działań społecznych o charakterze artystycznym  jest absolwentem Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Dyplom w pracowni prof. Grzegorza Kowalskiego. W 1986 roku zamieszkał na Warmii w miejscowości Worławki. Reagując na problemy lokalne ( budowa wysypiska i spalarni śmieci) był inicjatorem licznych happeningów   i akcji protestacyjnych. Miały one zazwyczaj formy zaangażowanej sztuki społecznej. Aktualnie artysta tworzy I Wiejską Galerię Sztuki. która będzie mieściła się w przestrzeni ogrodowej otaczającej mieszkanie-pracownię twórcy”

„Jacek Adamas (ur. 1955) to artysta i aktywista, działacz opozycji antykomunistycznej lat 80., który swoją interwencyjną sztukę definiuje jako działalność obywatelską wynikającą   z zaniepokojenia stanem państwa. W swoich publicznych performansach, interwencjach                  i happeningach krytykuje bezwład i niewydolność konkretnych instytucji i urzędów, domaga się prawa do bardziej społecznego uczestniczenia we władzy oraz broni godności tych, którzy zostali wykluczeni z udziału w zyskach (ekonomicznych i symbolicznych) w potransformacyjnej Polsce. Współczesną rzeczywistość neoliberalną krytykuje nie tylko za nierówności, ale i za bezideowość, za zbytnie skupienie na czysto technokratycznych i merkantylnych kwestiach, przy zaniedbaniu praw obywatelskich i kwestii godnościowych. Stach Ruksza opisuje Adamasa jako artystę trudnego do światopoglądowego zakwalifikowania, jako twórcę reprezentującego poglądy prawicowe, ale dla prawicy zbyt anarchistycznego. Praca „Mgr sztuki” to portret artysty z naniesionymi na zamknięte powieki napisami: „mgr” i „sztuki”. Artysta, świadomie naśladując estetykę tatuażu więziennego, odnosi się do traktowania przez władze jego obywatelskiej sztuki jako kryminalnej recydywy. Adamas za swoje działania artystyczne był dwukrotnie skazywany wyrokiem sądu, a jego prace były niszczone również prawomocnie przez instytucje państwa. W pracy „Mgr sztuki” pokazuje on siebie jako artystę „wyklętego” czy też kryminalizowanego przez dążący do zachowania status-quo establishment”.

Źródło > http://breadandroses.artmuseum.pl/public/breadandroses.pdf

 

 Wojciech Korkuć

 

„Zajmuje się projektowaniem plakatów, ilustracją prasową, identyfikacją wizualną.  Urodzony w 1967 r. w Mińsku Mazowieckim . Absolwent warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, Wydział Grafiki. Dyplom w Pracowni Projektowania Plakatu prof. Mieczysława Wasilewskiego w 1993 r.  W 1996 r. założył KOREKSTUDIO . Miał kilkanaście wystaw indywidualnych i uczestniczył w kilkudziesięciu wystawach zbiorowych w Polsce i na całym świecie . Jego prace ukazują się w krajowych i zagranicznych publikacjach. Zostały wielokrotnie uhonorowane m.in. w European Design Annual, magazynie Print, amerykańskim konkursie Creativity . Pasjonat i propagator sztuki plakatu za pośrednictwem firmy City Poster . Laureat wielu nagród i wyróżnień „.

Źródło > https://www.poster.pl/plakaty/?q=korkuc_wojciech

„Wojciech Korkuć, autor plakatów, nie jest byle kim. To założyciel Ruchu Higieny Moralnej, która od lat zalepia polskie ulice …… plakatami, mającymi na celu… no właśnie – przywrócenie higieny moralnej. ….obraża świętą w  Polsce czczoną najmocniej – Świętą Sitwę”.

Źródło > https://wpolityce.pl/kultura/249734-korkuc-artysta-przeklety-czyli-jak-uderzyc-czyms-tak-banalnym-jak-plakat

 

 

Ocean Atlantycki

23.09.2020

 

 

 

Kariotyp Margota – felieton MIKOŁAJA JULIUSZA WACHOWICZA

– Pisz o tym, co cię bulwersuje i z czym się nie zgadzasz – radził mi swego czasu znany tłumacz literatury fantastycznej i doktor cybernetyki Piotr Staniewski.

 

Ostatnio więc bulwersuje mnie zachowanie Michała Sz., znanego jako Margot. Od razu zastrzegam: nie będę o tej osobie pisał ONA. Michał Sz. – z tego, co wiadomo ze źródeł medialnych – formalnie i także faktycznie jest mężczyzną. Nazywanie go kobietą byłoby równie uzasadnione, co tytułowanie mnie „Panem Hrabią” w przypadku, gdybym się nim ogłosił – postępując zresztą w myśl hasła środowisk LGBT: „Masz prawo być tym, kim chcesz!”

 

Tak więc Michał Sz. przybrał sobie pseudonim Margot vel Małgorzata. Już samo to dowodzi, że nie jest zbyt kreatywny. Gdyby takim był, zmieniłby formę imienia na Michalina albo wybrał intrygujące miano z historii typu: Mandane – matka Cyrusa Wielkiego; Messalina – żona cesarza Klaudiusza; Marcja – ulubienica cesarza Kommodusa; Mariniana – krewna cesarza Galiena; Maksymilla – córka cesarza Galeriusza, a zarazem żona uzurpatora Maksencjusza; Maksencja – potencjalna córka tejże pary. Albo Mansweta czy Mamertyna, względnie Medarda bądź Manfreda. W każdym razie coś oryginalnego, a nie banalną w sumie Małgorzatę. Chyba że chodzi mu o  skojarzenie go z Tolkienowskim Morgothem. A to już brzmi jak ostrzeżenie. Tak więc ten brak kreatywności zniechęca mnie do osoby Margota.

 

Druga sprawa: denerwuje mnie, kiedy ludzie, zwłaszcza młodzi, tracą wakacje na przebywanie w wielkim mieście. Czas letni służy temu, by wyjechać i poobcować z przyrodą, poznawać świat i zdobywać nowe doświadczenia. A nie urządzać destrukcyjne prowokacje, potęgować chaos w społeczeństwie i narażać strony konfliktu na ryzyko zakażenia koronawirusem! Mimo pandemii mój syn pojechał nad morze, potem był na obozie sportowym, a następnie udał się za granicę, by pod okiem swojego fińskiego dziadka pogłębiać i zdobywać praktyczne umiejętności życiowe w zakresie prac ogrodniczych i stolarskich tudzież zapoznawać się z tajnikami pojazdów mechanicznych. Oto zajęcia godne młodego, odważnego człowieka, który chce być coraz lepszy!

 

A taki Margot, czy cokolwiek zna poza Warszawą? Czy jest ciekawy świata? Czy lubi spędzać czas na łonie przyrody? W ogóle ma jakieś zainteresowania poza sferą LGBT, anarchizmem i feminizmem? Może gdyby trochę popracował fizycznie, pobył w ciszy i w odosobnieniu, poznał ludzi z prowincji, doceniłby piękno stworzenia, a różne dziwne pomysły wywietrzałyby mu z głowy… W sumie znamy Margota tylko od strony działalności na rzecz LGBT, a przeciw postawom pro-life i Kościołowi. Jak widać – nic konstruktywnego nie potrafił dotąd zaprezentować.

 

A czy Margot w ogóle poznał samego siebie? Czy zbadał swój kariotyp i chromosom Y-DNA? Jeśli jest nosicielem jakiejś aberracji chromosowej, mogę podjąć próbę zrozumienia jego problemów z tożsamością płciową. Jeśli jednak jest zwyczajnym facetem XY, to nie ma dyskusji. Natomiast przebadanie swego Y-DNA dałoby Margotowi okazję spojrzenia wstecz: a nuż to przedstawiciel rzadkiej haplogrupy i nosiciel jeszcze rzadszej mutacji! Kto wie, czy nagle nie utożsamiłby się ze swą męską linią, nie poczułby z niej dumy i nie zapragnął zbadać jej historii? Problemy większości ludzi, w tym Margota, wynikają przede wszystkim z faktu, że za bardzo przejmują się i utożsamiają z teraźniejszością, podczas gdy należy zachowywać równowagę pomiędzy myśleniem o tym, co było, co jest i co będzie. Eskapizm w przeszłość stanowi zaś doskonałą (auto)terapię, którą z powodzeniem stosuję od lat przeszło czterdziestu, o czym jednak napiszę inny felieton.

 

Margocie! Poznaj wreszcie samego siebie! Nie ma we mnie nienawiści ku Twej osobie. To tylko rady prawicowego konserwatysty, starszego o całe pokolenie.