Fot.: HB

Może koncerny nie widzą tego, co SŁAWOMIR JASTRZĘBOWSKI: Zmęczony sześcioma ramionami

Ciekawe, ciekawe. Czy wielkie firmy, czy koncerny, czy mniejsze firmy zarabiają na promowaniu różnych ideologicznych przewrotów i fikołków czy też na nich tracą? Czy wielkie firmy, czy koncerny, czy mniejsze firmy zarabiają na promowaniu konserwatywnych wartości czy też na nich tracą? A może to jest całkowicie obojętne dla klientów, bo liczy się tylko jakość produktu czy usługi, a nie co oni tak dookoła wygadują? Ciekawe, ciekawe.

Ciekawe czy ktoś tym wszystkim rządzi każąc na przykład gigantom stroić się w sześcioramienną tęczę, albo popierać aborcję do momentu porodu, bo to się ma jakoś opłacać, czy też są to ruchy niewyrachowane? Podejrzewać biznes o niewyrachowanie, to może mu nawet ubliżać, bo biznes jest od zarabiania pieniędzy, a reszta, jak owa słynna „społeczna odpowiedzialność biznesu” może być traktowana jako jeden z przyczółków do zbudowania ślicznego wizerunku, a tym samym zarabiania większych pieniędzy.

A mnie tak naszło, bo tak sobie to wszystko obserwuję i tak sobie tego różnego słucham i bywam zmęczony, tym wciskaniem mi ideologii L i tak dalej wszędzie, gdzie się obrócę, obejrzę, zerknę. Oczywiście napisanie, że jestem zmęczony tym wciskaniem mi przed oczy i uszy dla fanatyków L i tak dalej oznacza, że jestem chorym nienawistnikiem i w zasadzie trzeba mnie co najmniej zamknąć. Generalnie jednak nie jestem żadnym nienawistnikiem, tylko jak na przykład oglądam serial na Netflixie o superbohaterach i oni nagle zaczynają ze sobą chłop z chłopem, bohaterowie w kombinezowach bohaterskich, to czy ja mogę przerwać oglądanie? No bo ja przerywam. Bo mnie nie zachwyca.

Ja tu tak sobie ględzę, bo mnie zainspirowała rozmowa Igora Janke z profesorem amerykańskim, ale polskim Jakubem Grygielem, który mieszka w USA i śledzi kwestie związane choćby z orzeczeniem Sądu Najwyższego w sprawie aborcji i właśnie owo ideologiczne zaangażowanie firm. Mówi w czasie wywiadu profesor, że lat temu dziesięć w zasadzie nie było takiego problemu, a teraz owa wciskana klientom nowoczesność wcale nie musi wychodzić biznesowi na pieniądze.

Profesor podaje przykład pewnego amerykańskiego fast foodu, którego właściciel twierdził oficjalnie, że małżeństwo to związek mężczyzny i kobiety i w dodatku nie pracował w niedzielę. Ponoć wywołało to skandal i kolejki do jego placówek i świetne przychody. Natomiast epatowanie sześcioramienną tęczą w biznesie może klientów nieco dystansować wraz z portfelami, bo przecież biznes nie jest od wciskania światopoglądu.

Ze słów profesora wyciągam wnioski, że krzykliwa, eksponowana, agresywna, narzucająca się mniejszość niekoniecznie musi odnieść sukces, gdyż zwykli ludzie ustawiają się z portfelami w innych kolejkach wcale nie krzycząc, nie wymachując, tylko tak sobie po cichu głosując mimochodem. Gdyby pojawił się zarzut, że ten tekst jest homofobiczny, to nie wiem. Jestem zbyt zmęczony tymi głupawymi zarzutami, żeby odpowiadać.

Fot.: Archiwum/ r/ h

SŁAWOMIR JASTRZĘBOWSKI: Ten wyrok to ideologia, nie prawo

 To się dzieje naprawdę. W procesie karnym szanowany, nadzwyczaj kulturalny profesor zostaje skazany za to, że zdystansował się od profesorki publicznie wydzierającej się: „j…ć” i „wy…….ać”. To się dzieje nie w putinowskiej Rosji, tylko u nas w Polsce. Wyrok sądu wydany przez sędzię Karolinę Świderską jest szkodliwy i delikatnie mówiąc niemądry. Jest też nieprawomocny i nie wyobrażam sobie, żeby ta bzdura mogła stać się ostać.
Chociaż to polski wymiar sprawiedliwości, więc wszystko może się wydarzyć. Rozumiem, że lobby sędziowskie wbija maluczkim do głów: „Wyroków sądów nie można komentować”. W ten sposób sędziowie próbują zrobić z siebie święte krowy, z których wymion spijać mamy prawdę objawioną. Swoją drogą sędziowie w Polsce są już w zasadzie świętymi krowami, które za nic nie ponoszą odpowiedzialności, bo tak udało im się skonstruować prawo. Jedyne co robi na nich wrażenie to upublicznienie w jaki sposób orzekają.
Zobaczmy co, jak i na jakiej podstawie orzekła sędzia Świderska, ponieważ mamy prawo i obowiązek przyglądać się wyrokom. Jest sobie taka profesorka na Uniwersytecie Szczecińskim, nazywa się Inga Iwasiów i jest ona wielce zaangażowana. W październiku 2020 roku na demonstracji w Szczecinie po wyroku Trybunału Konstytucyjnego ograniczającym prawo do aborcji miała długie wystąpienie. Wykrzykiwała między innymi: „Nie jak profesorka, tylko jak kobieta powiem: j…ć i wy…….ać”.
Iwasiów należy do elitarnej Rady Doskonałości Naukowej, która zastąpiła w 2019 roku Centralną Komisję do Spraw Stopni i Tytułów. Do tej rady w roku 2020 należy też profesor Tadeusz Żuchowski z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W listopadzie 2020 roku na posiedzeniu online (pandemia) wygłasza swoje oświadczenie-rezygnację, które słucha kilkanaście osób, w tym Iwasiów. „Nie akceptuję wulgarności i chamstwa w życiu publicznym, a takim było wystąpienie profesor Iwasiów na wiecu w Szczecinie” i dalej „Nie chcę uczestniczyć w obradach, podejmować kolegialnych decyzji, jeżeli w Zespole Humanistycznym są profesorowie, którzy wypowiadając się publicznie używają języka rynsztokowego. Nie rozstrzygam czym spowodowana jest koprolalia pani profesor Iwasiów, czy zaburzeniami chorobowymi czy brakiem wychowania, ale według mnie takie zachowanie uwłacza zarówno etosowi profesora, jak i szkodzi wizerunkowi Rady Doskonałości Naukowej”. Sytuacja jest nadzwyczaj prosta. Ponieważ publiczne wykrzykiwanie „j…ć” i „wy…….ać” jest chamskie i wulgarne profesor Żuchowski nie akceptuje tego i w geście sprzeciwu nie chce mieć z profesorką Iwasiów nic wspólnego. Jeszcze niedawno z taką profesorką nic wspólnego nie chciałby mieć żaden uniwersytet, ale czasy się niestety zmieniają.
Iwasiów idzie do sądu i z artykułu kodeksu karnego oskarża profesora Żuchowskiego w zniesławienie. Prywatny akt oskarżenia wygląda na jakąś kompletną bzdurę. Artykuł 54 Konstytucji zapewnia przecież wolność wyrażania swoich poglądów, a profesor korzystając z chwytu retorycznego delikatnie obszedł się z wulgarną profesorką. Tak się wydaje, żyjemy jednak w Polsce, do której powoli wkracza kaganiec poprawności politycznej, a ta ma zastraszyć wyrokami inaczej myślących. Profesor Iwasiów przed sądem konstruuje zdumiewające androny. Uważa, że musiała krzyczeć „j…ć” i „wy…….ać”, bo inaczej już było i nie przyniosło to spodziewanego efektu. Idąc jej tokiem rozumowania, jeśli wulgaryzmy nie przyniosą efektu być może zacznie usprawiedliwiać terroryzm, bo przecież „j…ć” i „wy…….ać” okazały się za słabe.
Poza tym Iwasiów włącza kompletnie bezsensownie feministyczną histerię. „Sprzeciw profesora Żuchowskiego z całą pewnością ma charakter paternalistyczny. Opiera się na poczuciu posiadania władzy” – mówi i dodaje „Mechanizm jaki został zastosowany przez profesora Żuchowskiego, jest stary jak świat. Mężczyźni nie tylko objaśniają nam świat, ale też zwalczają kobiety, które nie chcą słuchać ich tyrad przestrzegać narzuconych zasad”. Sprawiedliwie przyznać trzeba, że te słowa to kompletne bzdury. Płeć nie ma tu nic do rzeczy. Gdyby facet-profesor wykrzykiwał takie słowa, to przecież byłoby to to samo chamstwo z sferze publicznej.
Co na to profesor Żuchowski? „Oskarżenie to nieuzasadniona reakcja na mój protest, która ma spowodować zastraszenie innych, żeby nie występowali w obronie przyzwoitości i poprawności języka polskiego”. Trudno się z tą wypowiedzią nie zgodzić. Słowo klucz w tej wypowiedzi to „zastraszenie”. Sędzia Karolina Świderska 15 czerwca skazuje jednak profesora Żuchowskiego na grzywnę 5 tysięcy złotych, 2 tysiące na feministyczne stowarzyszenie i publiczne przeprosiny. W ustnym uzasadnieniu mówi: „W ocenie sądu doszło niewątpliwie do przekroczenia przez oskarżonego granic krytyki wypowiedzi, albowiem wypowiedź oskarżonego była nacechowana złośliwością i w ocenie sądu miała na celu obrażenie Ingi Iwasiów”. Zaraz, zaraz. Zatrzymajmy się tu, załóżmy, że wypowiedź profesora była złośliwa, choć ja tu żadnej złośliwości nie widzę, czy to znaczy, że za złośliwe wypowiedzi możemy zostać skazani w procesie karnym? Werbalna złośliwość jest przestępstwem? Jeśli tak to wkrótce trzeba będzie wsadzić większość Polaków. Poza tym co znaczy „w ocenie sądu wypowiedź miała na celu obrażenie”?
Na jakiej podstawie sąd przypisuje winę? Przecież to czysto subiektywne. Na tej zasadzie powiedzenie komuś „dzień dobry” może zostać uznane przez sąd za obrażające, bo mówiący nie wykazał entuzjazmu? Czyli to nie „j…ć” i „wy…….ać” jest piętnowane przez sąd i uwłacza etosowi profesorskiemu, tylko krytyka takich słów? Ciekawa sprawiedliwość. Ten nieprawomocny wyrok to niestety pewna potęgująca się tendencja. Odbiera się nam wolności myślenia i wypowiadania ocen. Mamy akceptować chamstwo, jeśli służy ono określonej ideologii. Bo ten wyrok nie ma nic wspólnego z prawem. Ma zastraszyć naukowców, dziennikarzy, publicystów. Ten wyrok to ideologia, nie prawo.
graf. h/ re

Nikt nie zwariował, to tylko SŁAWOMIR JASTRZĘBOWSKI: Odór po odejściu dziennikarza

Jakiego znowu dziennikarza? Czy Wy w SDP nie macie korekty? Nikt tego nie czytał przed publikacją? Tekst jest o odejściu mnicha! Mnicha! No luuudzie. Weźcie poprawcie ten tytuł. Jaki wstyd! Pewnie jeszcze na mnie zrzucą i na pośpiech, i że etatów za mało. Czytać to trzeba ze zrozumieniem, ze zrozumieniem! Teraz do rzeczy, to co poniżej zostawcie. Jasne? No dzięki, dzięki.

Odejście było niby spodziewane od dawna, ale nastąpiło gwałtownie i ze skutkiem natychmiastowym. Tuż przed odejściem mówiono, że zrósł się z klasztorem i trudno sobie wyobrazić klasztor bez niego. Peanom nie było końca. Za życia mówiono, że dał się poznać w jako czcigodny i tak też był w zasadzie przez wiernych traktowany. Niewierna bywa wierność wiernych… I co? I bęc!

Po jego odejściu tak wiele i tak szybko się zmieniło. „Doba jeszcze nie upłynęła od chwili zgonu, woń i zaduch zgnilizny rozchodziły się już, rażąc uczucia obecnych” – że przywołamy słowa nanosnego kronikarza. Nikczemnych i niskich ludzi smród wręcz uradował, oni się smrodem napawali. Dalej było już tylko gorzej.

Odór próbowano ukryć, ale on wisiał w powietrzu mieszając się ze zgorszeniem. Było go coraz więcej i stawał się intensywniejszy. Bohater nasz szybko po śmierci stracił całą swoją reputację, chociaż i za życia taki święty nie był, bo za cudze żony się brał. To pewne. Za cudze żony się brał. Cóż za upadek… Zaczęto szczegółowo rozpamiętywać żywot i za złe mu miano drobnostki zupełne.

Tłuszczy przychodziły do głowy w związku ze zgnilizną rozkładu takie nawet występki: „Nową modę zaprowadzał”, „ciału dogadzał, jadł na przykład konfitury wiśniowe z herbatą”, „na kolana przed nim padali, a on przyjmował to jako sobie należne”. Były nawet spekulacje, że jakaś komisja, że coś uwiecznili… Podłość, po trzykroć. Lud zauważył, że jak inni odchodzili, to nie było brzydkiego zapachu, a tu woń zwykłą, naturalną, choć owszem, nieprzyjemną zinterpretowano jako znak grzesznego żywota. Na jakiej podstawie?

W końcu nawet szaleńcom przyszło do głowy publicznie wypowiadać się w sprawie. Weźmy takiego ojca Feraponta: „Patrzcie na tego oto nieboszczyka — mówił, zwracając się do stojącego za progiem tłumu. — Postów nie zachowywał, strawę gotowaną jadał, ciału grzesznemu dogadzał, karmiąc je słodyczami. Ot i pokazał Bóg i sąd nad nim objawił; a jaki teraz wstyd! jaki srom!” Ręką można by machnąć, ale Alosza, Alosza… On uczeń czysty i wierny także zwątpił, gdyż w uszach brzmiało mu: „Skąd się to mogło wziąć? gdyby był tłusty, ale to skóra tylko i kosteczki”.

Cóż, dla publiki za szybko starzec i czcigodny mnich Zosima zaczął się rozkładać, dając tym znak antyświętości. Tacy to ludzie. A co ja Wam radzę na koniec, publiko? Czytajcie „Braci Karamazow”, są tam włókna duszy, chrząstki sumienia i nie traćcie powonienia.

Graf.: h/ re

Wyznanie SŁAWOMIRA JASTRZĘBOWSKIEGO: Bycie sędzią jest piękne

Najgorzej to jak się człowiek naczyta. Pamiętam czytałem kiedyś wspaniały tekst sędziego Adama Rzeplińskiego, byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego pod tytułem „Być sędzią”. Tekst naprawdę niezwykły, o tym jaki powinien być sędzia. Każdemu polecam.

Tu fragment: „Bycie sędzią jest równie piękne i całkowicie absorbujące, jak bycie lekarzem czy bycie uczonym. Profesja sędziowska nie jest dobrym zajęciem dla osób, które nie mają na tyle utrwalonego poczucia godności osobistej i zawodowej, prawości i nienagannej przeszłości, wiedzy zawodowej i życiowej oraz dojrzałości społecznej, dojrzałości rodzinnej i dojrzałości psychicznej – by za każde wydane zgodnie z prawem i własnym sumieniem orzeczenie brać pełną odpowiedzialność.”

Czytałem ten tekst mając kilkunastoletnie doświadczenie reportera sądowego i uczestnicząc w wielu procesach służbowo i prywatnie. Mam o sędziach wyrobione zdanie i jest ono obszerne oraz posiada wiele przypisów, oraz bogatą artukułografię.Teraz przypomniały mi się fragmenty z „poczuciem godności osobistej”, „prawości i nienagannej przeszłości”, „dojrzałości rodzinnej i dojrzałości psychicznej”, a przypomniały mi się po lekturze tekstu o tym jak sędzia Piotr Gąciarek ze stowarzyszenia Iustitia wygrał prawomocnie sprawę z TVP o naruszenie dóbr osobistych.

W skrócie, w jednym z programów pokazano, że sędzia Gąciarek kilka lat temu poznał kobietę na portalu randkowym. Jak przyznał sam sędzia kobiecie z portalu randkowego, której nigdy nie widział przesłał 13 tysięcy złotych i telefon komórkowy. Oczywiście okazało się, że kobieta używała fałszywego nazwiska i niczego nie oddała. Została wytropiona i surowo skazana. Sędzia uznał, że materiał w TVP wskazywał, że jego relacje umożliwiły skazanie tej kobiety, co byłoby nadużyciem stanowiska. Dwa sądy uznały, że dobra osobiste użytkownika portalu randkowego zostały naruszone i przyznano mu prawomocnie zadośćuczynienie wynoszące 40 tysięcy złotych.

Oprócz tego sędziego trzeba przeprosić, gdyż materiał zawierał krzywdzące go i nieprawdziwe informacje. Przy czym informacje, że sędzia Gąciarek przesłał nieznanej pani z portalu randkowego 13 tysięcy złotych i telefon są prawdziwe, bo sam sędzia je potwierdził. Najważniejsze, że historia dobrze się skończyła, że sędzia Piotr Gąciarek obronił dobre imię niezbędne przecież dla tego zawodu zaufania publicznego.

A na koniec proponuję Państwu, dla utrwalenia, fragment artykułu prof. A. Rzeplińskiego pod tytułem „Być sędzią”: „Bycie sędzią jest równie piękne i całkowicie absorbujące, jak bycie lekarzem czy bycie uczonym. Profesja sędziowska nie jest dobrym zajęciem dla osób, które nie mają na tyle utrwalonego poczucia godności osobistej i zawodowej, prawości i nienagannej przeszłości, wiedzy zawodowej i życiowej oraz dojrzałości społecznej, dojrzałości rodzinnej i dojrzałości psychicznej – by za każde wydane zgodnie z prawem i własnym sumieniem orzeczenie brać pełną odpowiedzialność…”

Te okna już się nie otwierają. Za to podczas tzw. trollowania w sieci wiele okien systemu otwiera się na nienawiść. Bezinteresowną... Fot.: archiwim h/ re

Mowę nienawiści opisuje SŁAWOMIR JASTRZĘBOWSKI: Zmyślić, wmówić i niszczyć histerią

Podłość jest rzeczą ludzką i przybiera różne kształty. Tu mowa będzie o bardzo określonej podłości, bazującej na powtarzalnym, często stosowanym mechanizmie.

Mechanizm wygląda tak:

1. Bierze się czyjąś wypowiedź;

2. Totalnie się ją zniekształca kłamliwie przypisując najniższe, plugawe intencje, które autorowi nawet nie przyszły na myśl

3. Wywołuje się histerię i nagonkę nadając zwykłej wyp;owiedzi nieprawdziwy wydźwięk;

4. Przy zmasowanej histerii udaje się zmienić narrację zwykłego komunikatu, na coś, co jest plugawe, a jej Bogu ducha winien autor zaczyna być postrzegany jako człowiek nikczemny;

5. Można odtrąbić sukces, załatwiliśmy gościa.

Teraz realny przykład. Piotr Gliński, minister kultury i dziedzictwa narodowego będąc w Waszyngtonie w Bibliotece Kongresu zrobił niewinne zdjęcie od tyłu mężczyźnie, który nosił koszulkę Gortata, naszego koszykarza, grającego przez lata w NBA. W sumie fajnie widzieć, że nasz rodak, który zakończył karierę jest pozytywnie pamiętany za wielką wodą. Gliński podpisał zdjęcie „Podczas wizyty w Bibliotece Kongresu spotkaliśmy pewnego znanego sportowca…” i umieścił je na Twitterze. Jakiś rodzaj dumy podany w miły, zabawny sposób, tak by się wydawało, ale…

Zastosowano wyżej opisany przeze mnie mechanizm. Zrobiła to niejaka „Joanna” pisząc na tymże Twitterze: „Lecisz do USA za nasze pieniądze. Wyśmiewasz niepełnosprawnego w Bibliotece Kongresu. Wrzucasz jego zdjęcie do sieci”.

Oto podręcznikowy przykład opisanej przeze mnie, ujętej w karby mechanizmu, podłości. Zadziałało. Zaczęło się. Na ministra posypała się lawina krytykujących go wpisów, biorących za dobrą monetę ewidentnie kłamliwe stwierdzenia jakiejś tam ziejącej zoologiczną nienawiścią pannicy. Ludzie myślący (ci zdaje się są na wymarciu) oczywiście spytaliby, że ale chwileczkę, że ale o co chodzi?

Po pierwsze primo* niby dlaczego „wyśmiewasz”? Co w tym wpisie i zdjęciu wyśmiewającego? Po drugie primo* niby dlaczego „niepełnosprawnego”? Ze zdjęcia nie wynika, żadna niepełnosprawność sfotografowanego mężczyzny, skąd więc ta informacja?

Ale konie-debile*, czyli pewna część twittera już ruszyła, dla niej całkiem oczywiste było, że „wyśmiewa się niepełnosprawnego”, bosze, bosze*, no jak tak można, jak można.

Tu na szczęście dla Glińskiego lawinę przygłupich wpisów zatrzymał sam Marcin Gortat, który napisał po prostu: „1. Nikogo nie wyśmiewa. 2. Nie można stwierdzić, że osoba jest niepełnosprawna 3. Chęć ataku politycznego pani Joanny jest tak duża, że jest w stanie wymyślić każdą bzdurną historię robiąc z siebie kompletnego internetowego trolla. 4. Fajna koszulka z pierwszego sezonu”.

W tym przypadku to właściwie zamknęło sprawę, ale opisany przeze mnie sposób działania niszczący czyjeś dobre imię i reputację szczególnie przez anonimowych internautów jest wykorzystywane często.

Warto śledzić. Zaczyna się od przypisania nieprawdziwych intencji…

Wieża kontroli lotów na Okęciu Fot.: Wikipedia/ h/ re

SŁAWOMIR JASTRZĘBOWSKI: Garwolińscy kontrolerzy

Czy powierzyłbyś swoje życie w ręce ludzi bystrych inaczej? No właśnie, raczej nie. Z tego powodu, moim zdaniem środowisko kontrolerów lotów należy delikatnie rzecz ujmując jak najszybciej wymienić, przewietrzyć, zaorać niestety. Czemu? Bo niejaką Garwolińską kontrolerzy dali spektakularny przykład, że jednak myślenie to nie jest ich mocna strona…

Dziennikarze na tysiąc sposobów opisywali i będą jeszcze opisywać spór kontrolerów lotów z Polską Agencją Żeglugi Powietrznej. Gdyby nie ten spór opinia publiczna nie dowiedziałaby się, że grupa około 200 osób może w zasadzie sparaliżować ruch lotniczy nad Polską, dodajmy grupa ludzi świetnie wynagradzanych. Kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie, to u nich raczej norma. Nie chce mi się wchodzić w dywagacje, czy to słusznie, czy niesłusznie, że tyle zarabiają, czy im się należy, czy im się nie należy. Robiono to już w innych materiałach i można sobie je prześledzić.

Oczywiście jestem w stanie zrozumieć, że jak komuś tnie się pensje to raczej nie jest zadowolony i może chcieć odejść z pracy. Kontrolerzy złożyli gremialnie wypowiedzenia, co strajkiem nie było, ale tak naprawdę było, bo gdyby odeszli w jednym czasie trzeba byłoby wstrzymać loty nad Polską, nie wszystkie, ale przeważającą część. Ci którzy niby chcieli odejść okazało się jednak, że nie chcą odejść, tylko negocjować, co rozwiało wątpliwości co do intencji strajkowych. Ale ja też nie o tym, ja o tym, że oni, ci kontrolerzy wzięli sobie na pełnomocnika postać nazwijmy to, specyficzną, Garwolińską. Czemu to postać specyficzna i czemu moim zdaniem jej wybór to przykład umysłowego zaćmienia bądź mózgowej aberracji?

Z prostego powodu. Polska Agencja Żeglugi Powietrznej podlega ministrowi infrastruktury, więc rządowi. Co trzeba mieć w głowie, żeby będąc kontrolerem w takim przypadku na negocjatora zatrudniać kogoś, kto rządu i partii rządowej nienawidzi zajadle, publicznie i prymitywnie? Przecież gdyby jakikolwiek kontroler myślał, nie wziąłby do negocjacji pani, która zanim otworzy usta, w negocjatorach po drugiej stronie wzbudza jak najgorsze emocje. Trudno, żeby Garwolińska nie wzbudzała takich emocji, skoro wśród jej prostackich wpisów w mediach społecznościowych możemy odnaleźć rechot „J… PiS”, pokazanie Morawieckiego i Kaczyńskiego z podpisem „dwa ch…” czy zdjęcia prezydenta, premiera, wicepremiera z jakże wyszukanym „Kłamca, Menda, Błazen”. Nie żartuję, ona naprawdę to zrobiła.

Oczywiście żyjemy w wolnym kraju i prywatnie każdy może być prymitywem i chwalić się tym publicznie. Problem robi się wtedy, kiedy prymitywa zatrudniają kontrolerzy chyba wyłącznie po to, żeby wyprowadzić z równowagi negocjatorów drugiej strony. Przypomnijmy kontrolerom, że celem negocjacji, co do zasady, jest osiągnięcie porozumienia, a nie przyprowadzanie ze sobą nienawistnej baby, żeby mogła się polansować.

Z powyższego powodu środowisko kontrolerów uznać trzeba jako daleko nieracjonalne, nieprofesjonalne i polityczne, a powierzanie naszego bezpieczeństwa takiemu towarzystwu za dalece ryzykowne. Rząd ma dwa miesiące, żeby pozbyć się tej pożal się Boże elity. Postawmy tamę prymitywom w życiu publicznym. Najwyższy czas.

Graf.: St/ h

Miałem ubaw – napisał o sprzedaży Twittera SŁAWOMIR JASTRZĘBOWSKI: Wolny rynek

Może nie powinienem mieć, ale miałem ubaw. Miałem i to niezły. Kiedy Elon Musk ogłosił kupno Twittera światowe i polskie lewactwo zawyło (czy tam raczej zapiszczało). Marzeniem postępowego lewactwa jest, jak wiemy, nieskrępowana wymiana myśli i wolność słowa, pod jednym, wszakże warunkiem, że mówi się tylko to, co lewactwo chce usłyszeć i na co wyrazi pozwolenie.

Treść nielewacka jest od razu językiem nienawiści, dyskryminacji i transatlantykiem, czy innym trans (ja już się nie mogę w mnogości tych fobii połapać). Niemniej każdego innomyślącego trzeba zniszczyć medialnie, odciąć od pracy, zarobków, przyjaciół, otorbić i wyrzucić z mediów społecznościowych.

Staszewski kontra Musk

Musk, chce jednak inaczej. On uważa, że nieskrępowana debata (oczywiście zgodna z prawem) jest warunkiem rozwoju, trwania cywilizacji. Po to kupił Twittera. Krótko mówiąc lewactwo traci nad nim cenzorską kontrolę. Na wieść o wrogim przejęciu zareagował na przykład Bartosz Staszewski, jeden z najbardziej znanych polskich gejów walczących o prawa gejów potwornie dyskryminowanych w specjalnych strefach, które Bartosz oznacza tabliczkami z napisami. Tenże Bartosz napisał: „Elon Musk chce utopii wolności słowa. Potrzebna jest polityka ograniczających mowę nienawiści, dezinformację i toksyczną komunikację. Wizja Internetu Muska nie uwzględnia realnego świata. Czarny dzień dla Internetu.”

„Wolny rynek zdecydował”

Niestety wstrętni ludzie przypomnieli panu Bartoszowi jego wcześniejsze wpisy, kiedy tt cenzurował słowa prawicowych polityków. Wtedy znany gej nie krył radości pisząc: „Wolny rynek zdecydował” i „Czy Konfederacja nie może się przenieść na Albiclę i przestać płakać?”. Oprócz środowisk LGBTQAC/DCCIA (jeżeli jakąś dyskryminowaną orientację pomyliłem to przepraszam) wyli też politycy obawiający się teraz fake newsów i zmanipulowanych informacji na tt. Jedną z lepszych kontr jakie do tych urojonych zarzutów użyto była odpowiedź: „Fake newsów obawiają się środowiska, które twierdzą, że mężczyzna może urodzić dziecko”. Zgrabne, prawda?

Polityka w sieci

Tymczasem opublikowano dziwny sondaż, z którego wynika, że Marek Magierowski wygrałby wybory prezydenckie, że wyprzedziłby nawet Rafała Trzaskowskiego. To o tyle zastanawiające, że sam Magierowski jest dyplomatą i dziennikarzem, ale nie jest politykiem. To o tyle dziwne, że nie ma zdaje się zaplecza i nie wyraził chęci startu. Inna sprawa, że takie ogłoszenie, to może być go spalenie. Inna sprawa, że jego sukces może wynikać z dość chłodnego wysokiej próby profesjonalizmu, który prezentuje. Tego zdaje się ludożerka oczekuje.

Ku rozwadze innych kandydatów…

Rysunek: Cezary Krysztopa

O wartościach dla wybranych pisze SŁAWOMIR JASTRZĘBOWSKI: Musk i meandry wolności słowa

Niby drobiazg, ale nie. Część większej całości. Ważnej całości dotyczącej naszej cywilizacji i jej filaru, wolności słowa. O wolność słowa najgłośniej walczą ci, którzy chcą ją ograniczyć, albo inaczej, chcą ją czcić pod warunkiem, że poglądy wyrażane w ramach wolności słowa zgadzają się z ich poglądami, a jak się nie zgadzają, to są oczywiście językiem nienawiści, rasizmu, dyskryminacji, faszyzmu, które trzeba penalizować, a nienawistników otoczyć kordonem sanitarnym.

Kordon sanitarny może się składać i już się składa z braku dostępu do mediów dla nienawistników. Albo ze skutecznym ograniczaniem tego dostępu. Jak bardzo skuteczne było ograniczanie widzieliśmy choćby po przypadku Donalda Trumpa, któremu wielkie platformy społecznościowe odcięły możliwość komunikowania się z wyborcami, bo tak. A teraz do rzeczy.

Jeden z najbogatszych ludzi na świecie Elon Musk kupił część akcji Twittera, niecałe 10 procent. Choć stał się największym udziałowcem, to jego procenty nie pozwalają przejąć nad tt kontroli. Kontrola według Muska polegałaby na tym, że skończyłaby się nieodgadniona kontrola. Pisząc „nieodgadniona” mam na myśli pełną uznaniowość właścicieli portalu, co jest dopuszczalne, a co nie. Twitter Muska przestałby cenzurować wiele treści, które cenzuruje teraz, na przykład treści niepoprawne politycznie, oczywiście z zachowaniem prawa.

Treści bezprawne, naruszające prawo nie byłyby publikowane albo byłyby zdejmowane. Musk chce jednak czegoś rewolucyjnego: udostępnienia kodu moderacyjnego, żeby każdy mógł sprawdzić na jakiej zasadzie pewne treści są dopuszczalne, a jakie nie. To oznaczałoby dyskusje na temat tego algorytmu i pewnie stałą, albo okresową modyfikacje tegoż w ramach otwartej dyskusji o wolności słowa. Napisałem to, napisałem, napisałem „otwarta dyskusja o wolności słowa”, prawdopodobnie jestem więc niegodziwcem podszyty. Bo jaka otwarta dyskusja o wolności słowa? Nie po to są elity i te elity mają pracowników za pieniądze, żeby jakimś, przepraszam, Jastrzębowskim przychodziła otwarta dyskusja o wolności słowa.

To wcale jednak nie oznacza, że wolność słowa ma być nieograniczona i dopuszczać wprowadzenie ludzi w błąd, czyli świadome i celowe okłamywanie ludzi w celu osiągnięcia ściśle określonych efektów. I tu przykład jak wolność słowa upadła na twarz, że jednak ta wolność powinna być sprawdzana, weryfikowana… Kiedy Musk ogłosił, że chętnie kupiłby resztę Twittera za 43 miliardy dolarów, w sieć, w tym w samego Twittera wpuszczono filmik z amerykańskiej stacji MSNBC, na którym Mika Brzeziński (siostra obecnego ambasadora USA w Polsce i córka Zbigniewa Brzezińskiego) miała powiedzieć w związku z próbą przejęcia przez Muska tt: „Elon Musk próbuje kontrolować co i jak ludzie mają myśleć. To nasza praca”. Sam Musk umieścił uśmieszki pod tym wpisem na tt, ale wpis jest nieprawdziwy niestety. Brzeziński powiedziała to w 2017 roku i jej komentarz dotyczył Donalda Trumpa, nie Elona Muska. Zresztą wtedy za ten komentarz dziennikarka dostała trochę po głowie i musiała się tłumaczyć co miała na myśli mówiąc to, co powiedziała.

Ktoś może rzec, że ona teraz na pewno myśli tak samo właśnie o Musku, bo jest częścią establishmentu uwielbiającego poprawność i skrytą cenzurę. Może tak, a może nie. Wolność słowa jest wielkim darem, ale jak widać wymaga jednak odpowiedzialności. Sprawy nie są czarno-białe (jeśli w ogóle biorąc pod uwagę poprawność polityczną można jeszcze tak pisać). A na koniec niespodzianka: Musk zapowiedział, że jak przejmie tt, to rada nadzorcza, która zarabia teraz 3 miliony dolarów będzie zarabiać zero dolarów. Naprawdę jest o co walczyć.

Fragment płaskorzeźby na frontonie starego budynku Sądu Okręgowego w Łodzi; Fot i graf..: h/ re/ ee

O sądy pyta i sam odpowiada SŁAWOMIR JASTRZĘBOWSKI: I co? I nic. Kogo to?

Byłem w sądzie w mieście stołecznym Warszawa. Tym razem nie jako oskarżony, a świadek. Zdarza się. Tym razem oskarżony był akurat Rafał Ziemkiewicz. Byłem zeznałem i posiadam w związku z tym kilka przemyśleń natury ogólnej.

Polskie państwo w zakresie wymiaru sprawiedliwości to dno. Kompletne dno. Bagienne, muliste bezdenne dno. Ostatnio na przykład niejaki Tomasz Piątek informował z niejaką satysfakcją, że ja zostałem skazany. Okazało się, że i owszem, ale skazany na karę porządkową, bo podobno w pewnym procesie cywilnym, w którym pozwany jest Piątek właśnie, i w którym występowałem już raz jako świadek osobiście, miałem też złożyć jakieś zeznania na piśmie. Tych zeznań na piśmie nie złożyłem, bo nie wiem gdzie są pytania. Więc sąd kazał mi bulić 7 stów w polskich pieniądzach, żeby mnie zdyscyplinować. Odwołałem się od nieprawomocnego postanowienia, bo chętnie złożę zeznania w sprawie słynnego Człowieka Strzałki, zobaczymy.

Ale nie o to chodzi. Piątek wypisuje swoje androny o skazaniu mnie w marcu tego roku. W marcu. Następnie dostaję od sądu polskiego prowadzącego proces, zawiadomienie, żebym się znowu stawił na ten proces ciałem i zeznał. Teraz uwaga. Mam się stawić w lutym. Przyszłego roku. Rozumiecie coś Państwo z tego? Polski wymiar sprawiedliwości. Dno. W lutym. Takie terminy.

I co? I nic. Kogo to? Nikogo. Minie rok, sędzia se przyjdzie do roboty, napije się kawy, założy se łańcuch, wysłucha i se pójdzie.

Nic sędzia z tym nie zrobi, taką ma robotę, nie jego wina, kalendarz zapchany, taki mamy klimat, procedury et cetera. Sądy przeciążone. Teraz prosta sprawa: co warte są zeznania świadka po kilku latach? Przecież pamięć każdego ma pewne ograniczenia. Co warty jest wyrok po kilku latach? Niewiele. To jednak sprawa o dobra osobiste, więc mniejszej wagi. Tymczasem w sądach polskich jest mnóstwo spraw, w których ludziom całkowicie niszczy się życie przez lata, na przykład przez 10 lat, znam takie przypadki, trzymając ich ze statusem oskarżonego, co skutecznie niszczy na przykład jego szanse biznesowe, zawodowe, osobiste. I co? I nic. Kogo to? Nikogo.

Polski wymiar sprawiedliwości. Dno. Polskie państwo świadomie, rozmyślnie, bezczelnie i jawnie torturujące polskich obywateli. I? I nic.

Dobra. Wracamy do Rafała Ziemkiewicza, bo siedzi na ławie oskarżonych. Dlaczego on siedzi na ławie oskarżonych? Bo polskie państwo w zakresie wymiaru sprawiedliwości to dno. Kompletne dno. Rafał w kilku wpisach twitterowych skomentował wybryki paniuś ze Strajku Kobiet. Panie gremialnie wydzierały się publicznie, że „wyp…”, „ch… ci w du…” i takie tam. Agresywne, nienawistne, ordynarne, prostackie i głupie. Kiedy publicysta Ziemkiewicz skomentował ich zachowanie, próbując dostosować się do poetyki tych prostaczek, to Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych złożył prywatny akt oskarżenia z artykułu 212 kodeksu karnego.

Co ma do tego Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych? Nic. To organizacja skompromitowana, jej szef Paweł Gaweł zwiał z Polski, bo skazano go prawomocnie na 2 lata więzienia za wyłudzenie z banku 240 tys. zł i za niepłacenie za odebrane towary. Rok temu Sąd Najwyższy uznał kasację Gawła za oczywiście bezzasadną, a sam Gaweł dostał w Norwegii azyl, ponieważ twierdzi, że prześladują go za walkę z faszyzmem.

Ten, że OMZR z trzema paniami oskarżyli Ziemkiewicza. Sprawy w ogóle by nie było, gdyby politycy zlikwidowali haniebny artykuł 212 kodeksu karnego, czyli więzienie za słowa. Wszyscy od lat głoszą, że zlikwidują, ale jak się dorwą do władzy to nie likwidują. A że zapycha się sądy? Że ten sędzia mógłby w tym czasie zająć się poważnymi sprawami karnymi? Że jak się obrażone paniusie poczuły obrażone, to mogłyby iść do sądu cywilnego ze swoim obrażeniem? No, ale wtedy musiałyby płacić za pozew, a tak nie muszą, a sam Gaweł będzie zbierał pewnie pieniądze na wulgarne antydamy.

Przed sądem zeznałem, że Rafał dla dobrej komunikacji próbował dostosować poetykę i formę swojej wypowiedzi do czegoś, co paniusie mogłyby ogarnąć, a przyzwalanie przez nas na publiczne chamstwo Strajku Kobiet jest błędem, więc piętnujmy i nie przyzwalajmy. Teraz pewnie przekręciarz Gaweł oskarży mnie z prywatnego aktu oskarżenia, bo nic go to nie kosztuje, ja będę siedział tam, gdzie Rafał Ziemkiewicz, a on być może zeznawać będzie jako świadek. I tak się sądy będą zapychać i tak to będzie działać, czyli nie działać.

Polskie państwo w zakresie wymiaru sprawiedliwości to dno. Kompletne dno. Bagienne, muliste bezdenne dno. A nas próbuje się przekonać, że tak musi być. Nie musi.

Grafika: Naive studio

Wszyscy chwalą trenera a SŁAWOMIR JASTRZĘBOWSKI pisze: Michniewicz ma wiedzę

Jest w środowisku dziennikarzy sportowych strach. Olbrzymi strach. Co wie Czesław? Jest w środowisku nie tylko stołecznych sportżurnalów powszechny rachunek sumienia, a właściwie rachunek przypomnienia: „Co też ja mogłem w przeszłości nawywiajać? Czy wie to Czesław i czy nie daj Boże powie?” Spotykają się teraz w małych pubach na obrzeżach Warszawy i zamawiają piwo wyłącznie bezalkoholowe.

Patrzą się na siebie i zastanawiają się: Kto i co może Czesławowi zdradzić ten, co siedzi naprzeciwko mnie i udaje przyjaciela? Przypominają różne wycieczki nie zawsze krajowe, imprezy i aftery nie tylko pomeczowe. Odżywają zapomniane skandale, szykowane są linie obrony, PR-owców na wszelki wypadek pyta się w jaki sposób milczeć najskuteczniej?

Czy może jednak komentować? Iść w zaparte? Bagatelizować? Jest strach. Nowy selekcjoner reprezentacji Polski w piłkę nożną Czesław Michniewicz okazał się gwarantem emocji nie tylko sportowych. Dał nam awans (piłkarze odegrali tu pewną rolę) na Mistrzostwa Świata w Katarze, wygraliśmy ze Szwecją zdecydowanie i zasłużenie, choć niewielu dawało reprezentacji i Michniewiczowi szanse. Ale dał nam też bonus. Dał nam pełnoskalową wendetę. Za długo poniżali go pismaki jakimiś insynuacjami, że się za często do Fryzjera umawiał. Umawiał to umawiał, może mu włosy szybko rosły. Nie wasz grzebień. Żeby komuś zarzuty robić, że sobie lubi podzwonić? Też coś.

W czasie rozmowy w Kanale Sportowym Czesław Michniewicz błysnął wiedzą o pewnym dziennikarzu, że się tak wyrażę nieoficjalną. Ni mniej, ni więcej, powiedział, że ów dziennikarz leżał w krzakach pobity przez zdradzanego męża. O innym, także znanym powiedział, że mu się koszulka poci. I zaczęły się spekulacje, a kto co, a kiedy, a z kim. Śmieszkom, którzy innych chcieli wyszydzać zamykano usta pytaniem: A ty to niby lepszy? A pamiętasz…

Każdy chciałby zapomnieć. A teraz co? Być dziennikarzem sportowym bezskandalizujacym? Niby można. Tu mi się przypomina pewien dowcip. Pani na lekcji w szkole średniej pyta uczniów: Czy według was nie można się dobrze bawić bez alkoholu? Wstaje przerośnięty Jaś i mówi – Niby można, ale po co się męczyć? Z dużą przyjemnością będę teraz oglądać Czesława Michniewicza. Ma facet wiedzę. Uczestniczącą.

College: PZPN/ Łączy nas piłka/ h/ re/ ee

SŁAWOMIR JASTRZĘBOWSKI: PZPN stopniuje hańbę

Prawie wszyscy cywilizowani ludzie zgodzili się, że napaść Rosji na Ukrainę to zbrodnia i hańba. Wielu cywilizowanych ludzi, organizacji, stowarzyszeń, państw postanowiło zerwać z Rosją wszelkie kontakty w tym także biznesowe. Polscy piłkarze (chwała im za to) mówili, że nie będą w tej sytuacji grać meczów z reprezentacją Rosji, nawet gdyby reprezentacja Rosji udawała inną reprezentację z inną flagą, hymnem i nazwą. Dziękuję, do widzenia, nie chcemy mieć z wami niczego wspólnego. Pa, pa.

Moim zdaniem to dobra i skuteczna w dłuższej perspektywie taktyka otorbiania Rosjan, pokazywania im, że są niechciani, niepożądani i niech zdecydują jaką chcą mieć ojczyznę wywierając naciski na rządzących, tak jak są wywierane zewnętrzne naciski na nich. Ponad pół miliona Rosjan już zdecydowało i po wybuchu wojny z Ukrainą opuściło państwo Putina. Głównie mieli to być dobrze wykształceni ludzie, klasa średnia, która nie widzi dla siebie przyszłości w bandyckim państwie odizolowanym od świata. Ich kompetencje pozwalają szybko zaaklimatyzować się w innych międzynarodowych środowiskach.

Polski Związek Piłki Nożnej wydał jeszcze w lutym oświadczenie w sprawie inwazji militarnej Rosji na Ukrainę. Oświadczenie było proste i oszczędne w słowach, oto jego dwa fragmenty: „Występ w meczu z reprezentacją Rosji byłby haniebny nie tylko dla naszych reprezentantów, ale dla całego środowiska piłkarskiego, byłby zaprzeczeniem solidarności z narodem ukraińskim. Jako związek piłkarski odmawiamy udziału w meczach barażowych, w których występuje drużyna z Rosji.” oraz apel do FIFA „nadszedł czas, aby wprowadzić go w życie, wykluczając Rosyjski Związek Piłki Nożnej z eliminacji do Mistrzostw Świata w Katarze w 2022 roku.”. No i FIFA wykluczyła Rosję z rozgrywek, chociaż pewnie nie tylko z powodu oświadczenie PZPN. Niemniej…

Sponsorem PZPN jest taka francuska budowlana firma „Leroy Merlin”. Ta firma nie chce się wycofać z Rosji, bo w Rosji zarabia pieniądze. Że te pieniądze służą Putinowi do prowadzenia wojny i zabijania Ukraińców? Z tym jakoś sobie Francuzi duchowo poradzili. Położyli na szali hańbę i wyrzuty sumienia, a po drugiej pieniądze. Wyszło im, że hańbę i wyrzuty sumienia jakoś zniosą. Nie pierwszy to raz w historii Francji i Francuzów. Widocznie nie przeszkadzają im zakrwawione ruble.

Oczywiście nasz PZPN w związku z tym konsekwentnie wycofał się z umową sponsorską z żabojadami. A nie, wróć, tu się coś wydarzyło tajemniczego. Do dziś (23 marca 2022) PZPN z tej umowy się jednak nie wycofał, a Leroy Merlin nie ma zamiaru (stan na dziś) wycofać się z Rosji. A więc?

Szanowny PZPN-ie. Chyba nie będziemy stopniować hańby i udawać, że jedna jest do zaakceptowania a inna nie? Świeżość bywa tylko jedna – pierwsza i tym samym ostatnia. A skoro jesiotr jest drugiej świeżości, to oznacza to po prostu, że jest zepsuty – pisał Bułhakow. Z hańbą jest identycznie, nie ma hańby do zaakceptowania. Hańbą jest grać z Rosją i hańbą jest mieć sponsora, który zakrwawionymi rękoma przynosi pieniądze. Jak dziennikarze mają relacjonować i opisywać mecze polskiej reprezentacji, która wspierana jest zhańbionymi pieniędzmi?

Fot./ Print screen: video Radio Free Europem - Radio Liberty/ h/ ee

„List”, chyba, z zachodniej Europy tłumaczy SŁAWOMIR JASTRZĘBOWSKI „Czemu Ty nie chcesz umrzeć, Ukraino?”

List, najprawdopodobniej z Europy Zachodniej zatytułowano: „Czemu Ty nie chcesz umrzeć, Ukraino?”

Sławomir Jastrzębowski przetłumaczył ten list. Nie na polski, ukraiński, czy angielski, a na język ludzki. Czy europejski? Oceńcie Państwo sami. Jastrzębowski próbuje zrozumieć argumentację zachodniej części Starego Kontynentu wobec Ukrainy. Kraju walczącego z brutalną inwazją współczesnych barbarzyńców z Rosji i ich herszta Putina. Wszyscy Czytelnicy, szczególnie Ci o dużej wrażliwości i słabych nerwach poszeni są o wytrwanie do końca listu:

„Ukraino, Ukraino. Nie tak miało być. Czemu Ty nie chcesz umrzeć? Przecież umówiliśmy się, że odwrócimy głowy na 48 godzin, żeby Cię wziął do lasu, zastrzelił, zmiażdżył czaszkę gąsienicą czołgu, a część Ciebie, która przetrwałaby, trzymałby pod kacapskim butem. A Ty co? Wszystko zepsułaś, Ukraino. Po co Ci ta wolność? Do czego?

Czy myślisz, że Putinowi miło patrzeć, jak musi niszczyć Twoje miasta? Czy myślisz, że on chcę zabijać Twoje dzieci, Ukraino? Ty, go do tego zmusiłaś. Jemu jest coraz ciężej. Nam zresztą też. A przecież wszystko było ustalone. Żylibyśmy z Rosjanami dobrze, a nawet jeszcze lepiej. W jedną stronę płynęłoby więcej ropy i gazu, a w drugą więcej euro i nie byłoby nikogo, kto nie byłby zadowolony. Ciebie nie liczę, Ukraino. Ciebie miało nie być. To upraszczałoby sytuację.

Trochę by w ONZ ponarzekali, ale tam też już dużo naszych. Zresztą mamy naszych wszędzie. Nam wolna Ukraina do niczego nie jest potrzebna. Prawdę powiedziawszy wolna Litwa, Łotwa czy Estonia też nie. Bo do czego? Polska? Po kolei. Przyjdzie czas i na Polskę, świat przeżyje bez Polski. Tyle lat Polski nie było i był porządek. Interesy będą bez Ciebie Ukraino i bez Polski łatwiejsze. Bo te Polaki trochę jak Wy, Ukraińcy. Życie oddawać za wolność? Buntować się? Warto? Myśleliśmy, że się teraz za łby weźmiecie, Ty z tymi Polakami, że przeszłość zaczniecie sobie wypominać, ale nie.

Dziwne z Was narody. Miskę byście dostali i dach nad głową. Czego jeszcze chcecie? Wiemy, wiemy, wolności. Co Wy z tą wolnością? Na co Wam to? Zobaczcie na swoje zniszczone miasta. Na swoich bliskich, którzy zginęli przez Ciebie Ukraino, bo przez kogo? Warto? Czy Ty nie rozumiesz Ukraino, że my mamy kontrakty i interesy? A przez Ciebie musimy wycofywać z Rosji firmy? Ty wiesz jakie to są straty? Że co? Że Putin bandyta i morderca? Może i tak. No i? Przecież on od lat bandyta i morderca, cały świat wie i jakoś się przyzwyczailiśmy. Głównie swoich mordował i za mordę trzymał. Wiernym kundlom dawał jachty i odrzutowce.

My też karmimy swoje wierne kundle. Szczekają dla nas. Po ukraińsku i po polsku. Różnie. Szczekają z zacietrzewieniem i moralną wyższością, za moralną wyższość im dopłacamy. Z Putinem można było handlować. Nam tak za bardzo nie przeszkadza, że on Ciebie morduje Ukraino, potrafimy odwracać głowy. Tylko, że to za długo trwa i nasza opinia publiczna zaczyna się z tym źle czuć. Te obrazki Waszych zabitych dzieci…

Po co to pokazujecie? Wiesz Ukraino, jacy są ludzie. Mają te serca i uczucia. To komplikuje. Im dłużej Ty nie chcesz umrzeć Ukraino, tym bardziej komplikuje. Musimy udawać sankcje, a ukrywać przepływy pieniędzy coraz trudniej, bo coraz większa presja. Plan był dobry i perspektywiczny. Putin robi u siebie co chce, to jego sprawa. Jakoś byśmy zaakceptowali, gdyby do siebie dołączył Ciebie Ukraino i Polskę.

Wydalibyśmy kilka not oburzenia, ale przecież nikt nie będzie umierał za Kijów czy Warszawę. Po co? My chcemy mieć w domach gaz i wyjeżdżać na wakacje. Nikt się nie spodziewał, że Ty Ukraino będziesz tak walczyć. Putin obiecywał, że góra dwa dni. Dziwne. Jego błąd. Ma teraz wielki problem przez Ciebie, wszyscy mamy. Trudno powiedzieć co będzie. Czemu? Czemu Ty nie chcesz umrzeć, Ukraino?”

 

Ponoć oryginał tego listu jest już w jednym z europejskich archiwów…