P. Ł. J. Andrzejewski; Władysławowo Fot. domena publiczna/ Wikipedia

Do szacunku dla dobrych rad nawołuje STEFAN TRUSZCZYŃSKI: Posłuchajcie Andrzejewskiego

Przedwyborczy bełkot medialny staje się nie do zniesienia. Już nikt nikogo nie słucha, a wszyscy naraz nadają. To ma być kampania wyborcza?!

Trzeba się uspokoić. Niech zaczną media. Zamiast zalewać nas potokiem informacji – w tym odgrzewanych do znudzenia – szumem dezinformacji i kłamstw – ograniczmy się do nadawania wypowiedzi ludzi mądrych. Z obu stron barykady. W Hallerowie, czyli we Władysławowie odpoczywa po wieloletniej skutecznej pracy mądry, bardzo zasłużony w obronie naszych uczciwych obywateli, mecenas Piotr Łukasz Juliusz Andrzejewski. Dobrze byłoby, żeby jeszcze raz stanął w szranki. Właśnie teraz gdy Ojczyzna jest znowu w pilnej potrzebie. Rządzić to mu nie dadzą, zresztą i on sam już tego nie chce. Nie będzie kandydował w nadchodzących wyborach (a szkoda!) ale doradzać i to konkretnie Prezesowi, Premierowi i Prezydentowi powinien. Wszędzie tam niestety są wprawdzie tabuny doradców, ale to na ogół ludzie mało odważni (delikatnie mówiąc) sugerujący to, czego szef chce. Tak to już jest – schlebiacze i lizusy zawsze mają się lepiej (oczywiście do czasu!).

Polityk, adwokat, działacz opozycji demokratycznej w PRL, senator I, II, III, IV, VI i VII kadencji Senatu, sędzia Trybunału Stanu, rodem Warszawiak, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego z wyboru i rodziny o wspaniałych niepodległościowych korzeniach – teraz mieszkający za bałtycką morską wydmą we Władysławowie. Senator żyje teraz nad otwartym morzem, w pięknym modernistycznym pensjonacie „Solmare” wybudowanym przez rodziców Wandę i Aleksandra Andrzejewskich właśnie w Hallerowie w 1936 roku. W tym miejscu w groźnych dla Polski chwilach zbierała się opozycja, a w 1982 ubeckie bojówki go podpaliły niszcząc archiwum i część budynku.

3 czerwca 2007 roku do ówczesnego premiera Rządu Rzeczpospolitej Polskiej Jarosława Kaczyńskiego mec. P. Ł. J. Andrzejewski pisał:

„Wychodząc z akceptowanej w prawie cywilizacji łacińskiej zasady prawa międzynarodowego: pacta sunt servanta, należy uznać aktualne próby podważenia zasad funkcjonowania Unii Europejskiej jako zintegrowanych działań podmiotów prawa międzynarodowego jakimi są Wspólnoty Europejskie i poszczególne państwa, które to działania mają ugruntowaną aktualnie podstawę prawną w Traktacie Nicejskim, za wymagające szczególnego uzasadnienia w myśl drugiej zasady mogącej usprawiedliwić zmianę obowiązujących powszechnie ustalonych reguł funkcjonowania Unii brzmiącej rebus sic standibus*.

Polska jak i 10 innych państw europejskich, kierując się zasadą domnimania wiarygodności dotychczasowych podmiotów tworzących podstawy funkcjonowania Unii Europejskiej, przystąpiła do tej formacji na ustalonych i jednomyślnie w drodze kompromisu przyjętych na warunkach i zasadach określonych w aktach akcesyjnych znajdujących oparcie w Traktacie Nicejskim.

Propozycję podważenia istniejącego status quo w oparciu o wątpliwy co do jakości poprawności prawnej, a nadto odrzucony przez część państw wspólnot tworzących Unię projekt tzw. nowego traktatu konstytucyjnego Unii Europejskiej uważam za nieaktualną i niewartą próby jego reanimacji.

Projekt ten narusza szereg fundamentalnych zasad obowiązujących dotąd w prawie międzynarodowym, jak m.in. zasady równowagi i równości stron – jedno państwo – jeden głos materii dotyczącej każdego z członków wspólnot tworzących Unię – połączonej z zasadą suwerenności państw – członków wspólnoty.

Próba politycznego narzucenia poglądów i rozwiązań sprzecznych z tymi zasadami winna być poddana dalszym negocjacjom” – pisał 16 lat temu Andrzejewski.

(…) „Sfera spraw regulowanych tzw. prawem unijnym mającym priorytetową przewagę nad prawem wewnętrznym poszczególnych krajów tworzących kompleks unijnych dotyczy dwóch przedmiotów regulacji: praw i obowiązków obywateli państw zjednoczonych w Unii i praw i obowiązków państw tworzących Unię jako podmiotów prawa międzynarodowego.

Ten podział przedmiotu regulacji prawnej winien znaleźć odzwierciedlenie w trybie stanowienia prawa odrębnym dla każdej z tych grup przedmiotu regulacji. W jednym i drugim przypadku uważam za wskazane odwołanie się do zasady równości podmiotowej. Podmiotowość obywateli państw Unii Europejskiej zgodnie z zasadą równości reprezentatywności każdego z nich uzasadnia zasadę głosowania podwójną większością w zakresie praw i obowiązków każdego obywatela Unii.

Podmiotowość państw członków Unii w obrębie ius gentium i równość ich traktowania z poszanowaniem ich suwerenności w dziedzinie międzynarodowej wymaga odrębnej zasady głosowania w oparciu o równą reprezentatywność w myśl reguły jedno państwo – jeden głos.

Podział podmiotu regulacji na to, co dotyczy państwa jako podmiotu prawa międzynarodowego i na to, co dotyczy osób jako podmiotów prawa prywatnego, wskazuje władzy Unii dla każdej z tych grup podmiotów odrębne uwarunkowania.

Osobnym problemem jest pominięcie trybu stanowienia prawa wspólnotowego nie przez organy władzy wykonawczej Unii, ale władzy ustawodawczej i powrotu do monteskiuszowskiej tradycji podziału władz, a nie jej zagmatwanego pomieszania, jak to ma miejsce obecnie.

Odrzucony projekt traktatu konstytucyjnego narzucony przez tzw. Konwent nie spełnia podstawowych standardów w tym zakresie.

Nawiązując do polskiej tradycji opartej na maksymie, aby będąc „wolnym od hańbiących przemocy nakazów” – cenić drożej nad życie wolność wewnętrzną, niepodległość zewnętrzną i suwerenną egzystencję polityczną Narodu Polskiego i jego członków – pozwalam sobie na skierowanie na ręce Pana Premiera wyżej przedstawionej propozycji do rozważenia w nadchodzących negocjacjach” – podsumował P. Ł. J. Andrzejewski i w liście do Jarosława Kaczyńskiego z 3 czerwca 2007 r.

*                           *                           *

To nie jest już dziś głos wołajacego na puszczy. To jest rdzeń suwerenności. Warto krzyknąć: Andrzejewski wróć. W dodatku nie będzie lepszego reprezentanta spraw morza – ludzi, historycznie morskiej polski i współczesnej okradzionej morskiej gospodarki naszego kraju – flota, stocznie, rybołóstwo. W tych sprawach Kaszubi i w ogóle mieszkańcy pomorza powinni pilnie się zjednoczyć. Zaniedbany skarb przyrodniczy, bastion obronności Półwysep Helski, skorumpowane Wybrzeże Środkowe i niemczony Szczecin – to marnotrawstwo musi ustać poprzez wybór nowych ludzi. I te tereny muszą być reindustrializowane. Przy tej pracy potrzebny jest właśnie ktoś taki jak Andrzejewski z jego wiedzą, wrażliwością i wrodzonym uporem w działaniu. Do 15 października jest jeszcze trochę czasu. Przekrzykiwanie się warto zastąpić dobrą radą – i w sprawach krajowych i zagranicznych.

Zacznijmy od „A”, od Andrzejewskiego.

 

* [łac., 'w takim stanie rzeczy’], klauzula dopuszczająca zmianę umowy w przypadku zmiany okoliczności, w jakich została zawarta.

 

 

Fot. archiwum - bez związku z opisywanymi roślinami

STEFAN TRUSZCZYŃSKI: Zioło na wesoło albo w chorobie i zabawie pomoże, co w trawie

Złote runo

Rosną sobie zioła

w kolorowym sadzie

dniem osłonecznione

nocą cień je kładzie.

Zimą było brzydko

teraz jest wesoło

przeczekały mrozy

wstały wiosny porą.

I tak to z niczego

dobro rośnie samo

– będzie pożyteczne –

mówią tato z mamą

bo:

Skrzypi skrzyp cichutko,

choć kiedyś był wielki

– miliony lat temu

w epoce karbonu,

z niego mamy węgiel,

który marnujemy

w szyby śmieć wrzucamy

gruby (kopalnie) zamykamy.

Już Sparty żołnierze

rany nim leczyli

z jego kruchych łodyg

krzemionkę sączyli.

Także i Chińczycy

cenili to zioło,

u nas w polu rośnie

za chwasty go mają

ostrą kosą krają.

Skoro o Chińczykach

przęśl chińska się kłania

już pięć tysięcy lat

od astmy osłania

indyjski gatunek

młodość wskrzesza w człeku

– dzisiaj to odkryto,

choć znane od wieków;

pigułki zrobili

– forsę zakosili

Epherda Sinica

tak brzmi mądra nazwa

choć nie zna łaciny

używa przęśl gazda.

Pochrzan to się sprawdza

i bardzo nadaje

do antykoncepcji

i gdy żołąd staje,

lub wierzga śledziona

mięśnie on rozluźni

wnikając do łona

wyleczy z egzemy

pomoże w porodzie

z bólu nie umrzemy.

Ale nie za dużo

używaj na codzień –

tyle ile doktór

w recepcie przepisze

– bo schrzanisz terapię

przybędzie ból głowy

a nawet skręt kiszek.

Jeżówka ratuje

od śmierci wężowej

– gdy gad cię ukąsi

i odbierze mowę

– gdy gorąc gorączki

rozpali ci ciało

ochłoda z jeżówki

jej kłącze

tuż obok

– na łączce.

Poskleci ci rany,

odziębi, odgrzybi,

grzyb z ciała usunie

i będzie ci lepiej

ta mała roślinka

kwiatuszkiem zdobiona

pomaga na AIDS-a

– korzenna, w proszek skruszona.

óg drzazgę usunie,

biegunkę zatrzyma

krwawianie złagodzi,

serce wzmocni,

poprawi trawienie

polepszy krążenie.

Głóg – to ważne lekarstwo –

nie zrywaj i nie pchaj w wazony,

bo crataegus to pożyteczny

dla zdrowia

kwiat stworzony.

Cominiphora Moimal

– po polsku balsamowiec mirra,

z samej nazwy wynika,

czemu maść ta służy

żywica od wieków

uznana za skarb

w domostwie palona

przepędza owady,

oczyszcza, krew wzmacnia,

na rany pomoże,

reumatyzm złagodzi,

mięśnioból powstrzyma

– to balsam prawdziwy

lepszego już nie ma.

Gdyby Achilles

Achilla Milletolium przyłożył

na dźgniętą piętę by nie umarł,

na polu bitwy się nie złożył;

bo krwawnik upływ krwii by mu wstrzymał.

Uważaj nań, gdy idziesz łąką

lepiej zdeptaną ścieżką idź,

bo pierwszej to pomocy środek

i choć – mówią – pospolity

to takiej nazwie nie daj się zwieźć

wejść z nim w układy możesz różne

– moczowe, trawienne

węższe i szersze

poziome i wzdłużne

krwawnik wykrwawić się nie pozwoli

krwi się nie boi, ranę zagoi.

Rzepik ci także krew zahamuje

żołnierzowi w bitwach kul rany cerował

cierpienie zmniejszał, życie ratował

ściąga i bliźni szarpane ciało

– zwykła roślinka –

o której w średniowiecznym

manuskrypcie medycznym napisano:

„dać go człowiekowi pod głowę,

a będzie spać jak zabity,

nie wstanie,

dopóki się go stamtąd nie wyjmie”.

              Z doświadczeń własnych: żywokost

Złamałem nogę, na nartach,

leżałem wściekły – bolało. Po zdjęciu gipsu

poszła Helenka Tylka moja gospodyni, u której mieszkałem

w Furmanowej na Gubałówce,

do lasu szukać tej roślinki.

Znalazła, wykopała,

utarła, dodała alkoholu,

odstawiła na kilka dni,

nałożyła na ciało do wyschnięcia.

Przestało boleć.

Było to czterdzieści lat temu,

na nartach jeżdżę do dziś.

Ludowa nazwa angielska „ściągacz kości”,

a polska „żywiący kości”

to tradycyjne leczenie złamań

Alantoina w nim zawarta

pobudza rozwój komórek kości,

chrząstek i mięśni,

przyspiesza gojenie.

Ponoć (!) grzesznym pannom przed ślubem …

kąpiel żywokostowa przywracała dziewictwo.

Powinien więc dziś żywokost mieć wzięcie.

Epilog wierszowany

Dziś w wielkich fabrykach

i szklanych wieżowcach

siedzą pyszni ludzie

(od zadęcia pyszni)

drapią się w łysiny

i stękają w trudzie

myślą, że wymyślą,

sapią i się pocą.

Pytam: – Chłopaki po co wam to,

po co?

Bo przecież od dawna wiadomo,

że najlepsza szkoła

to czysta przyroda

– pola, lasy, woda

tam ukryte są zioła –

skarby dla człowieka.

Macie je pod ręką!

Szukać nie daleko,

nie trzeba się wściekać.

Do napisania wierszyka zainspirowała mnie praca „Wielki zielnik medyczny” pani Penelopy Ody z Narodowego Instytutu Lekarzy Zielarzy. Dziękuję. Stefan Truszczyński

Dalsze zmiany są w Polsce koniecznością - przekonuje Stefan Truszczyński... Grafika: Microsoft

Przegląd wojska, czyli STEFAN TRUSZCZYŃSKI w natarciu: Na bezdechu

Wolałbym, aby banki urzędowały nie w marmurach, a w stodołach, a ich prezesi jeździli nie Mercedesami, a wozami drabiniastymi. Biedacy, którzy płacą haracze, wytrwają w kolejkach i obejdą się bez nachalnych reklam i ulotek. Będzie taniej. Wysokie procentowe zdzierstwo odsetkowe jest wprawdzie o połowę niższe w bankach rodzinnych niż zagranicznych, ale i tak za duże. Oczywiście elokwentny Glapiński w długich tyradach wszystko wytłumaczy. Ale prawdą jest też, że to nie on wpuścił nad Wisłę banksterów. A kto ich wpuścił, wiadomo.

Są na dokumentach podpisy. Upowszechnijmy je teraz właśnie przed wyborami. Powtarzamy, że to zrobił Balcerowicz. Potem nastąpiła zgoda i podpis premiera – czyli Jana Krzysztofa Bieleckiego. Reset! Reset!

Przestańmy tak bardzo przejmować się innymi. Myślmy o sobie. Przynajmniej na tyle, co Niemcy. Za zbrodnię wojny dostali prezent od Marshala. Kłapiemy dziobami z zachwytem podziwiając ich za pracowitość. Ale to nasi za chlebem wykonują u nich prace, których  Deutchlandowa rasa wykonywać nie chce. Miłośnicy Zachodu, jedźcie tam z waszym idolem Tuskiem – na zlewozmywaki, na szparagi i do podcierania tyłków weteranom Wermachtu i SS. Otwieramy w Polsce szeroko podwoje niemieckim stowarzyszeniom i miłośnikom faterlandu, a nasi nie mogą się od dziesiątek lat o to doprosić. Na komodach i etażerkach w Berlinie, Hamburgu i Bonn stoją polskie i żydowskie bibeloty. Oni wiedzą, że je ojciec, dziadek z wojny przydźwigał i do głowy im nawet nie przyjdzie by zwrócić. Zapłacić reparacje? Z tego śmieją się nawet „nasi” europosłowie – zaprzańcy. Jesteśmy nad Renem nieco wyżej od zupełnie czarnych, brązowych, skośnookich i wyznawców Mahometa. Ale niewiele wyżej.

Nasz król (i Litwinów) Władysław obronił się własnoręcznie lancą przed rycerzem zakonnym, który niespodziewanie przebił się i zaatakował Jagiełłę. Ochrona – jak to ochrona – zaspała. Ale nasz król był sprawnym rycerzem i strącił z siodła Dypolda von Kockritza, a leżącego już na ziemi dobił przyszły biskup Zbigniew Oleśnicki.

Tak trzeba. Ze słabymi dziś nikt się nie liczy. Odpuśćmy „dobre tradycje”, bo nie są dobre dla Polski. Przysyłają nam z UE kobiety, za którymi biegają potem posłowie z kwiatami, a one – nie czułe na męskie wdzięczenie się – i tak likwidują nam np. przemysł stoczniowy.

Przestańmy prosić! Niech się modlą ci, którzy tego potrzebują. Niech się pindrzą, obnażają (ale nie na Marszałkowskiej) ci, którym gust i smak zakwasił ekshibicjonizm. Wara od szkół. Są sprawy bezdyskusyjne. Tu rację oczywiście ma minister Czarnek. W sprawach drugorzędnych kłóćmy się zawzięcie, ale tylko na krajowym gruncie. W Brukseli winien obowiązywać wspólny front. Po ustaleniu – tu w Polsce – jedna strategia. Głęboko wierzę, że za podnoszenie łap przeciw Polsce Millerowie, Cimoszewicze, Lewandowscy, Sikorscy i cała ta kameryla – odpowiedzą. I to niedługo.

A teraz konkrety – co powinno się zrobić. Trzeba wrócić do zasadniczej służby wojskowej. Przynajmniej na rok. Po prostu zagospodarować tabuny wałkoniów i leni. To dla ich dobra. Niech sobie piszczą pikusie i darmozjady w koronkowych majtkach, ten chłam zostawmy tym za Odrą. Jeśli nie ma nawet na razie, możliwości skutecznego wdrażania wojskowych umiejętności – niech poborowi zaczną od poprawienia kondycji fizycznej i tym samym zdrowia. Żebyś był dobrym żołnierzem – zacznij od sportu.

Trzeba skończyć z bezczynnym trzymaniem w więzieniach ogromnych rzesz za nie płacenie alimentów, mandatów, za przestępstwa skarbowe. W Polsce w prawie stu zakładach odosobnienia jest ponad 80 tysięcy więźniów. Tak jakby całe duże miasto. Większość tych ludzi powinna pracować – opłacać w ten sposób koszty swojego pobytu i utrzymania. Ale to musi państwo mądrze i pilnie zorganizować. Mamy już odpowiednio przygotowaną kadrę więzienną. Dlaczego nie podejmujemy działania? Bezczynni ludzie, w końcu też nasi obywatele, na pryczach to marnotrawstwo i brak potencjalnej szansy reedukacji. Właśnie przez pracę.

Spraw do pilnego załatwienia jest wiele: korupcja, oszustwa finansowe, zaniedbanie i odwrócenie się od morza: stocznie, flota handlowa, szkolnictwo morskie a dalej hutnictwo i przemysł wydobywczy. No i wreszcie, odsuńmy też zdrajców zainfekowanych i po prostu głupich. Czy my sami nie możemy zrobić porządku w naszym własnym kraju? Suwerenność!

Mieliśmy i mamy w pamięci i sercu wielkiego rodaka, który został Papieżem. A tu paskudna łajdaczka bluźni publicznie i bezkarnie. Politycy lubią obrażać się wzajemnie. Nawet widzą w tym świadectwo odwagi i wolę walki z przeciwnikiem.

Premier wybranego rządu, jego ministrowie nie powinni pozwolić skakać sobie po brzuchu. A tak się dzieje. Czuchnowski, cyngiel z „Wyborczej” do wykonywania poleceń wszelkich wrzeszczy publicznie na Macierewicza, a ten – w końcu niedawno jeszcze minister wojny – mówi, że nie będzie reagował. A powinien. Profesor Binienda został zaangażowany do niezwykle ważnej pracy. Wykonał ją dobrze, a teraz zamiast mu podziękować dopuszcza się do niesłychanego hejtu, wylewania pomyj. To nie jest działalność spontaniczna. To zorganizowana akcja. Rozmawiałem niedawno telefonicznie z profesorem. Powiedział, że wszystko co robił było dla kraju, dla sprawy, dla Polski, a nie dla żadnej osoby. Na pewno prawda zwycięży gdy Amerykanie pokażą zarejestrowany film z lotu Tupolewa. Niezrozumiałe są powody dlaczego tego filmu nadal się nie ujawnia. Ten lot – prezydent państwa i dostojnicy – był na pewno rejestrowany. Już publicznie padło u nas oskarżenie: „nie ma woli” (reżyserka Ewa Stankiewicz i inni). Nie ma woli! Why, warum, dlaczego? A może tylko do wyborów cisza? Uważam taką decyzję za błąd. Tak jak właściwie bierność w i tak toczącej się już kampanii wyborczej. Na co PiS czeka? Przecież o pomysły nie trudno. Tak jak np. powieszenie na Pałacu Kultury na całej szerokości i długości ściany wielkiego zdjęcia Tuska z Putinem na sopockim molo.

Banki (szczególnie zagraniczne) łupią nas bez litości, cwaniacy frymarczą prawem, bezkarni pozostają handlarze ukraińskim zboże i nawet nowy minister rolnictwa zagroził ujawnieniem nazwisk, ale zaniechał. UE nie płaci nam co powinna, ale karze nas, Polaków, popierana przez polskich odszczepieńców.

Zakonnik z Elbląga – wizjoner i prorok – Czesław Klimuszko już kilkadziesiąt lat temu przepowiedział wielką rolę Polski. I w to wierzmy. Nawet jeśli zbrodniarz Putin rzuci broń atomową to zabije też rzesze swoich ludzi. Musimy ufać, że do tego nie dojdzie. Ale zbrojmy się – tak jak to czynimy. Pozostaje tylko postawić Klicha i Siemoniaka pod sąd!

Polska to książę Józef Poniatowski, marszałek Józef Piłsudski, Roman Dmowski, Ignacy Paderewski, a wcześniej wielka patriotka i uczona Maria Skłodowska-Curie; pisarze i poeci Mickiewicz, Słowacki, Norwid, Sienkiewicz i Prus; to chłop i premier Wincenty Witos, który uratował Polskę i w konsekwencji Europę przed czerwoną zarazą w 1920 roku odrywając setki tysięcy chłopów od żniw, by zatrzymać nadciągającego wroga; to generał Stanisław Maczek i generał pilot Stanisław Skalski, to profesor prakseologii bohater Powstania Warszawskiego i więzień gułagu Witold Kieżun, to profesorzy Andrzej Nowak i Wojciech Roszkowski, a także zmarły niedawno niedoceniony przez prawicowe władze poeta, pisarz, historyk i filozof Bohdan Urbankowski; wreszcie wielcy Kościoła hierarchowie Adam Sapieha, August Hlond, Stefan Wyszyński i bohaterscy księża Ignacy Skorupka i Jerzy Popiełuszko.

Ci ludzie są i będą dla Polaków zawsze wzorem. Reszta przeminie.

 

 

Fot. archiwum

O sprawie, wobec której nie można przejść obojętnie pisze STEFAN TRUSZCZYŃSKI: Dotyk

W jakim strachu może żyć matka, której 6-letnie dziecko jest zagrożone przez ojca pedofila? To trzeci rok walki pani Beaty. Prokuratura i sądy- nie pomagają. Nie ma wyroku. Dziewczynka pozostaje w zagrożeniu.

Droga przez mękę trwa długo. Odbywały się rozprawy przed sądem, przed zespołami sądowych specjalistów. W Centrum Pomocy Rodzinie polecono… baczne obserwowanie dziecka. Wreszcie 14 października 2020 (!) roku psycholog poleciła złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa wykorzystania seksualnego małoletniej. Pod koniec 2020 roku pani Beata takie zawiadomienie złożyła w jednej z warszawskich prokuratur rejonowych.

Napisała, że dziecko w określonych dniach w 2020 roku – zgodnie z sądowo przyznanym ojcu prawem – przebywało pod jego wyłączną opieką. Szczegółowo opisała uzyskane od córki informacje, że ojciec stwarzał sytuacje w których dziecko rozbierał. A w końcu sam się obnażył. Jest to opis drastyczny. Ojciec kładł się do łóżka z dzieckiem nago. Konsultowana psychoterapeutka z Centrum Terapii Poznawczo-Behawioralnej, psycholog kliniczny, skierowała matkę do prokuratury. Stwierdziła również, że dziecko powinno zostać przebadane przez psychologa w kierunku nadużycie seksualnego przez ojca.

Przez dwa lata trwało oczekiwanie. Z Woli sprawa powędrowała podwarszawskiej miejscowości. Ojciec miał nadal prawa wobec córki. W 2022 roku, po kolejnej prawnie usankcjonowanej wizycie dziewczynki u ojca, zaniepokojona matka zawiozła córeczkę na SOR  jednym ze stołecznych szpitali. Lekarz dyżurny w rozpoznaniu napisał: „przestępstwo seksualne z użyciem przemocy fizycznej, powierzchowne urazy brzucha, dolnej części grzbietu i miednicy”. Jest dokument i nadal marazm.

Pod koniec 2022 roku pani Beata składa do właściwej prokuratury wniosek o wyłączenie z dalszego prowadzenia sprawy dwóch prokuratorów. Za bierność! 5 dni później jeden z nich wydaje postanowienie o umorzeniu śledztwa, bo „dowody nie wskazują…””Matka nie przedstawiła wystarczających dowodów”!

Matka, inżynier budownictwa, pełniąca odpowiedzialne funkcje w nadzorze, kierująca wieloosobowym zespołem, ma dostarczyć dowody. Służby służące dochodzeniu sprawiedliwości nie zrobiły praktycznie nic. Dziecko pozostaje zagrożone.

Do finału daleko. Co się dzieje? Pani Beata dalej samotnie walczy. Zmienia kancelarię adwokacką. Obecny pełnomocnik – złożył zażalenie do sądu na postanowienie o umorzeniu śledztwa.

Mija pół roku. W maju 2023 roku, odbywa się rozprawa w podwarszawskim sądzie. Sędzia orzeka, że nie widzi śladów świadczących o zagrożeniu dla dziecka! Teraz trzeba czekać na uzasadnienie pisemne. A to, jak wynika z praktyk procesowych, może trwać nie wiadomo jak długo.

A dziecko pozostaje jednak w strasznym zagrożeniu!

 

Dla dobra dziecka nie podajemy nazwisk stron, prawników, prokuratorów, sędziów oraz właściwości terytorialnej obecnego postępowania.

Stan prawny na 31 maja 2023 r.

Plakat Instytutu Pamięci Narodowej

STEFAN TRUSZCZYŃSKI: Druga zbrodnia na zamęczonych

80-lat temu (dla mnie to też ważne), ponad 100 tysięcy Polaków – głównie chłopów – zamordowano bestialsko na Ukrainie. Większość leży nie w grobach a w dołach śmierci. To hańba! Trwa taki stan rzeczy wbrew ludziom i Bogu.

11 lipca 2023 r. w czasie porannego programu Radia Wnet Krzysztof Skowroński przeprowadził dwa wywiady – z Pawłem Kukizem i księdzem Tadeuszem Isakowiczem-Zalewskim. Padły bolesne i dramatyczne słowa. Jesteśmy całym sercem z walczącą Ukrainą, ale brak zgody na godny pochówek naszych rodaków to zbrodnia powtórna. Dalsze „pertraktacje”, „negocjacje”, „prośby” nie mają już sensu. Z ukraińskiej strony brak jest woli. Polska musi zażądać. To żaden warunek czegokolwiek, to sprawa do konsekwentnego przeprowadzenia.

Polacy ocenę UPA, ocenę Stefana Bandery mają. Teraz chodzi o sprawę ważniejszą. Właśnie tu i teraz. Ani inwazja rosyjska na Ukrainę, ani rywalizacja polityczna u sąsiadów nie mogą usprawiedliwić, że władze tego kraju odkładają sprawę od kilku już lat.

Kukiz, Zalewski mówią jednym głosem. Dość wyczekiwania. Przeprosiny, uściski, wystąpienia na najwyższych forach – to wszystko już było. Teraz nasi politycy muszą udowodnić, że są Polakami i to co polskie jest dla nich najważniejsze. Tu nie chodzi tylko o przykazania boskie. Wierzący i niewierzący muszą stanąć w jednym szeregu. Zamordowano głównie ludność chłopską, ale i to nie może decydować. Groby, cmentarze, pamięć jest równa dla wszystkich i o wszystkich.

Jeśli ci, którzy rządzą nie potrafią dziś doprowadzić do minimum – nie są nic warci. Słowa wdzięczności łykamy. Bo należą się i to głównie naszemu społeczeństwu, które w obliczu bandyckiej napaści na sąsiada zachowało się jak trzeba. Wiemy, że obywatele Ukrainy bardzo mało wiedzą o zbrodniach na Polakach. Teraz to właśnie Rosjanie brutalnie ich mordują. Dlaczego więc władze Ukrainy nie decydują się na zgodę wypełnienia obowiązku. To jeszcze niedawno wydawało się niemożliwe. Czekaliśmy cierpliwie. Ale teraz jest faktem, że to zła wola. Jaka ona będzie, gdy sytuacja Ukrainy poprawi się. Gdy liczni będą w Kijowie zabiegać o kontrakty na odbudowę kraju z wielkiej puli środków, które spłyną na ten kraj. Kto będzie pamiętał o tym co mówiono z wdzięczności wobec Polaków po 24 lutego 2023 r., gdy z rozkazu Putina czołgi wdzierały się na ukraińską ziemię?

Wywiady z Kukizem i Isakowiczem-Zalewskim są na portalu wnet.fm. Warto ich posłuchać. To ważne, no i odważne słowa. Nie są przeciwko Ukrainie. Ale alarmują.

 

 

Fot. Pixabay

Pazerni – felieton STEFANA TRUSZCZYŃSKIEGO

Mamona, mamona. Czego się nie robi, by chapnąć co się tylko da. Piłkarze wyłażą ze skóry – ale nie na boisku, a w reklamie. Why? Dlaczego tak niszczą sympatię kibiców, no i honor. Ciekawe ile można zarobić za przyjście przed kamerę i kłapnięcie jednym słowem. Głupie scenariusze reklam działają ponoć – zdaniem reklamodawców na świadomość telewidzów. To wątpliwe chyba, że kora mózgowa zardzewiała lub spróchniała.

Telewizje, radia żeby przeżyć muszą wpuszczać na antenę cały ten ściek. Są oczywiście reklamy w miarę kulturalne, zabawne i niegłupie. Np. takie było „ojciec prać!” albo „Pyrkosz, pyrkosz, a nie jedziesz”. Ale to wyjątki.

Dlaczego nie interweniuje KRRiTV? To nie jest wbrew wolności słowa. To działania w obronie gwałtownych doznań estetycznych widzów. W obronie jest niedoskonała, jakby bezradna. Przecież chamstwo, bezguście i tupet nie powinny być tolerowane. Nieśmiałość stróżów porządku medialnego to rodzaj tchórzostwa i niewypełnianie przyjętych obowiązków. A cóż jest ważniejszego niż pilnowanie, by media były dla społeczeństwa a nie przeciw niemu. Stróże karzą czasem za różne skrajne pomysły, ale to nie wystarcza. Głupota pozostaje bezkarna. Oczywiście trudno ją mierzyć, ale można. Wystarczy by decyzję powierzyć ludziom, którzy są najkrócej mówiąc „na poziomie” i poziom przekazu utrzymywać będą kierując się oceną estetyki , etyki i sensu.

Nie każdy może być jurorem. Dotyczy to wszelkich sędziów i takich ludzi, których wybieramy by oceniali. W ocenie ważne jest by wiedzieć i mieć odwagę. Nie zastąpią tego papierkowe przepisy i kolubrynowe regulaminy. Niestety nawet uznawani idole przysparzają kiczu. Czy się nie wstydzą? Przecież zarabiają bardzo dobrze. Ale wiadomo – masz milion to chcesz mieć dwa. Pazerność jest jak opium. Łykniesz i już nie jesteś sobą. A dlaczego pomagać tym bogatym – choć jak się mówi – biednym w gruncie rzeczy ludziom. Są – mówi się uzależnieni. Niestety to uproszczenie. Pazerność to nie choroba. Pigułek na to nie ma. Ale jest fiskus, urząd podatkowy.

Zarobki miesięczne sięgające kilkudziesięciu tysięcy to kpina. A uciekanie do rajów podatkowych – to kpina podwójna. Rechot cwaniaków tolerowany jest ciągle. Władza się zmienia. I nic nie robi by to nadużycie zlikwidować. Wyalienowali ze społeczeństwa są krytykowani, ale kpią sobie z tego. Mówi się, że to dotyczy niewielu. A jednocześnie – tak naprawdę – nie wiemy ilu ludzi w naszym kraju korzysta z „podatkowych rajów”. Oni w reklamach medialnych nie występują. Biznes lubi dyskrecję. Tak – zgoda, ale biznes uczciwy. Transparentny.

Mamy wolność słowa jak nigdy. Korzystajmy z tego koledzy dziennikarze.

 

STEFAN TRUSZCZYŃSKI: Eksperymenty? Tak, ale na myszach

Publiczna telewizja jest nasza, społeczeństwa. Powinniśmy zatem mieć wpływ na program. A tu nagle zdjęto z anteny magazyn potrzebny, popularny o ustalonej od lat renomie – kryminalny program 997  Dariusza Bohatkiewicza. Decydenci z Woronicza, szanujcie mnie i innych telewidzów choć trochę. Właśnie jako współwłaścicieli tej instytucji powszechnego zaufania. Tak z dnia na dzień – won i do kosza?

Jeśli program chodzi z aprobatą telewidzów ileś tam już lat, wyjaśnia długo niewyjaśnione, prowadzący zna się na branży i ma kontakty – dlaczego to wszystko marnować? W telewizyjną twarz, żeby się nią stała, trzeba sporo włożyć. Telewizja to inwestycja. Częste rotacje jej nie służą. Panienki z okienka, które migają jak w kalejdoskopie będą zaakceptowane, jeśli nie tylko się urodziwie pokażą, ale dopiero gdy mądrze rzekną. Media chłoną. Ludzie umiarkowanie wierzą, żeby dotrzeć, trzeba przekonać, wybrnąć z tego galimatiasu. Jak mówił w serialu aktor Buczkowski: żeby wyjąć – trzeba włożyć.

Kryminały, kryminałki, poszukiwanie zbirów to ważna sprawa, eksperymenty niewskazane. Bo będzie jak z piłką nożną. Kolejny importowany za grube pieniądze trener emeryt to strzał chybiony. Może był kiedyś dobry, ale już nie jest. Przegrać każdy może, ale trzeba walczyć. W drugiej części tragicznego meczu trener… Ustał. Patrzył jak nas bezceremonialnie leją i oniemiał, nie podejmował żadnych decyzji i za to głównie go ganię.

Ten pan miał w dyspozycji zgraną drużynę składającą się z reprezentantów najlepszych zespołów piłkarskich Europy i postanowił być odnowicielem, afrodyzjakiem. Nie sprawdziło to się ani z Niemcami ani z ubożuchną Mołdawią. I się nie sprawdzi. Trzeba wrócić do składu sprawdzonego i stopniowo, bardzo ostrożnie czynić zmiany. Po prostu! A najpierw dziadkowie działacze dumający gdzieś tam w kulisach mianujcie trenerem Kubę Błaszczykowskiego. Ten eksperyment popieram. Sprawdzi się! No i jest nasz. Cudze chwalicie, swego nie znacie – sami nie wiecie co posiadacie. Michniewicz śmieje się teraz w kułak. Po arabsku.

Bandytami Prigożina teraz nas straszą. Nadciągają kupą. Rajd Prigożina to osłona dla wyczekujących pod płotem na okazję migrantów. Pomysł Łukaszenki jest taki, aby ich przepchnąć wraz z tymi, którzy ciągle nadciągają. Moim zdaniem atak może nastąpić w czasie wileńskich obrad NATO.

Decydenci radzą. A tu trzeba zastawić pułapkę. Gdy zbrodniarze zniszczą płoty i ruszy lawina zgromadzona za zaporą, trzeba zaczaić się na prigożinową zgraję i wyciąć ich doszczętnie. Wszyscy odetchną. Putinowsko-Łukaszenkowski pomysł spali na panewce. Zbój triumfować nie będzie. Ciekawe, co na to nasi generałowie?

 

Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek w rodzinnym Goszczanowie ( woj. łódzkie) podczas nadania miejscowej szkole podstawowej imienia Świętego Jana Pawła II, 26 czerwca 2021 r. Fot. HB

Do krytyków szefa MEN pisze STEFAN TRUSZCZYŃSKI: Bój to jest wasz ostatni, czyli bezowocne ujadanie

Nie ma specjalnych powodów abym kochał ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka, ale teraz będzie o nim nawet z pewnym podziwem. Otóż ważę, ile to pomyj wylano na katolickiego reformatora oświaty. Co robi źle, co dobrze – ocena zależy od często bezkrytycznego zapatrzenia albo od wściekłej nienawiści do wszystkiego, co polskie i patriotyczne. Zważcie ludkowie (bynajmniej nie dobrzy) sami. Ile trudu – papieru, atramentu, stukania w komputer – zajęło wam niszczenie tego faceta?

Odsądzacie Czarnka od czci i wiary na wszelkie sposoby i… I nic! Minister przypomina mi – w związku z konsekwencją działania, uporem i przyklejoną drwiną uśmiechu – izraelskiego wodza Benjamina Netanjahu. Tamtego wieloletniego premiera, rzeczywiście zanurzonego po uszy, topią usilnie, a on nadal rządzi. Pan Czarnek nie jest przywódcą państwowym, ale facetem, który ma jakiś konkretny program, obwieścił go i realizuje.

A krytykujące szefa MEN potwory liberalne najwidoczniej nie wiedzą czego chcą. Kręcą się, jak coś tam w przeręblu i parują pod wpływem ciepłych temperatur.

Po warszawskim pochodzie 4 czerwca rzeczywiście ci, którzy zjechali się licznie i za własne pieniądze do stolicy mogli mieć satysfakcję. Tu się im udało. Tak jak i wyważone wystąpienie Tuska przed Zamkiem Królewskim. I tyle. Bo jednak sondaże niewiele drgnęły. Skoku nie odnotowano. Więc Donaldowi doradzono: „Nie ma co walczyć delikatnie, wal Donek dosadnie”. I tak już w Poznaniu zrobił. Pokazał prawdziwą gębę. Wściekłego, nie przebierającego w obraźliwych słowach.

Na ministra Czarnka szambo nadal leci. Ale to chłop twardy – przynajmniej tak wygląda. Wokół ma wielu gogusi, którzy pewnikiem wkrótce się wykruszą. Pierwszy krok redukcyjny dokonano w gromadzie wicepremierów. Co prawda tłumaczenie – oczywiście słusznej decyzji – jest bardzo pokrętne i zupełnie niepotrzebne. No trudno. Najważniejsze, że nie ma już tylu wice. Wystarczy jeden. Da radę. Czarnek też. Nie chodzi o to by się do niego modlić, ale aby był konsekwentny i odważny.

To ministerstwo – ważne przecież bardzo – miało wielu tragicznych wodzów. Jeśli nawet był dobry to okazywało się, że liczyć nie umie. Jeśli była lewicowa – to zlikwidowała szkolnictwo zawodowe. Jeśli udawał patriotę i prawicowca to okazywał równie głupi jak długi.

Teraz jest rzeczywiście – nie da się ukryć – prawicowy minister oświaty. Wiele jest sposobó by hamować zbyt daleko idące zapędy. Ale w najważniejszych sprawach minister Czarnek ma rację. Rzecz nie jest nowa – taka będzie Ojczyzna, jak wychowanie młodzieży.

Dookoła jeden z drugim, jak nie cykor to histeryk (skąd my to znamy?) – cichcem nawet słuszne rzeczy wygłaszane są z mównicy w Strasburgu. A należałoby donośnie i odważnie. Tak jak to teraz zrobił kilka razy europoseł Dominik Tarczyński.

Zostało już czasu niewiele, gdy społeczeństwo powie – sprawdzam. Na piśmie. I potem na nic wszelkie gadanie. Komentowanie nie będzie miało sensu, bo i słuchania nie będzie.

 

 

Fot. HB

Kolejne pytanie STEFANA TRUSZCZYŃSKIEGO: Kto sprzedał Polskę?

Kto służył ruskim? Wkrótce będziemy wiedzieli. Komisja ds. zdrajców jest potrzebna. Będzie powołana, ale to mało. Równie ważna będzie komisja, która wskaże złodziei. Łatwo dostępne kwity są! Trzeba poszukać i ujawnić.

Sprzedaż każdego ze 170 statków Polskich Lini Oceanicznych jest udokumentowana. Po prostu są podpisy „sprzedawców”. Robili to ludzie zdradzieckich rządów. I mają się – jak dotąd – dobrze. Czekamy na listy urzędników wyższego i niższego stopnia. Jedni kazali drudzy wykonali. Statki szły pod obce bandery i na żyletki. A forsa za nie parowała. Rosły za to szybko domki od niedużych po pałace. W tych domkach siedzą sobie teraz beneficjenci. Do banków w rajach podatkowych, gdzie trzymają kasę, jeżdżą wypasionymi automobilami spalającymi 20 litrów na sto kilometrów. Ale to nic. Piramida szmalu ze sprzedaży krajowego przemysłu, hut i stoczni jest duża.

Ludzie wy na to spokojnie patrzycie tak jak 700 tysięcy frankowiczów, których pod okiem opiekuńczego państwa obrabowywano by nadal bezkarnie gdyby wcale nie krajowe, ale zagraniczne sądy

Na złodzieju czapka gore. Dlatego tak wielu i tak bardzo boi się komisji zdradziecko-radzieckiej. Tak samo będą się bać złodzieje. Są organizacje, które zatajają rozliczenia, działa to na zasadzie hulaj dusza piekła nie ma. Nazywają to tajemnicą gospodarczą, handlową. Wszystko jest ściśle tajne. Nawet wydatki na papier toaletowy.

Dobiliśmy się wprawdzie, że zarobki, majątki najważniejszych osób w państwie są jawne. Niestety geszefty z lat minionych pozostały tajemnicą. Od czasu do czasu rejestry finansowe i inne archiwa płoną, ludzie umierają i jeszcze pojawia przedawnienie.

Byli właściciele dóbr konsekwentnie, krok po kroku, odzyskują w Polsce ziemię, majątki, domy. Idzie to jak po grudzie. Często w tragicznych okolicznościach, ale idzie. Niestety społeczeństwo jako całość nie odzyskuje tego co budowano przez lata, co wzniesiono od podstaw – jak choćby przemysł motoryzacyjny czy maszynowy. Dramat 3 tysięcznej załogi słupskiej Scani, który się właśnie zaczyna jest tego dobrym przykładem. Obcy Polsce właściciel zamyka fabrykę autobusów, no i już! Słabe polskie związki zawodowe obiecują negocjacje, „walkę” (to wyświechtane słowo). Władza obiecuje również. Zobaczymy.

LOT, PKP, Poczta – póki co ocalały, ale pośrednicy i lobbyści ciągle krążą, choć już nie tak jak było. Ale te pasożyty niczym się nie różnią od mafijnych przestępców. Przecież wiadomo, kto to robi. Kto żyje z układów, umiejętności wciskania się w szpary niezagipsowane, z przekupstwa i korupcji. Widzimy czasem obrazki łapownictwa tak bezczelnego, że aż nie do wiary. A potem cyrk w sądzie gdzie „niezwykła kasta” wychodzi ze skóry by uniewinnić pasożyta.

Po latach walki środowiska dziennikarskiego łaskawie mówi się o likwidacji kuriozalnego paragrafu 212: więzienie za słowo. Mówi się. Przepis uchwalono go bezdyskusyjnie i błyskawicznie. Teraz zapewnienie jego likwidacji może okazać się wyborczą kiełbasą. Do października.

„Wyborczą” mamy od ’89 roku. Gazetę opozycyjną. I przydatną, gdy postępuje uczciwie. Niestety teraz już prawie tego nie robi. Zresztą „wyborcza”, czy „wybiórcza” to nie największe zmartwienie. Internet jest jej i innych gazet największym konkurentem, ale i środkiem działania. Niestety brak obowiązku podpisywania się pod wpisami to raj wściekłych, chamskich i nieuchwytnych łobuzów. Gdyby musieli złożyć autograf mniej byłoby brudu i nienawiści. Proste? Proste! A decydenci wszelacy nie chcą tego zrobić. Piszą więc lawinowo kretyni, a czytają głupcy. Zaabsorbowani hejtową twórczością, innej nie znają. Widać, słychać to w czasie telewizyjnych (licznych) zgadywanek, gdy brak wiedzy o literaturze kompromituje co rusz konkursowicza. I często chodzi o proste pytanie – Mickiewicz, Słowacki.

To już tak jest, że brak wiedzy jest odwrotnie proporcjonalny do rozwoju sprytu. Przy czym spryt cwaniaka najbardziej zadziwia. Ileż to wysiłku musi zrobić taki osobnik by oszukać i okantować. Najłatwiej zrobić to państwu, społeczeństwu. Poniekąd samemu sobie. Ale kto by się przejmował? „Bo nie ważne czyje co je, ważne to co jest moje”. Moje? Twoje? Nasze! Gdy nauka idzie w las, w konsekwencji tenże las może być sprzedany. Na szczęście rozmnożyły się wilki w naszym kraju, przynajmniej złodziei pogonią z kniei.

 

 

Obraz kontrolny to nie zawsze obraz kontrolowany... Grafika: domena publiczna

O osobliwej estetyce telewizyjnej pisze STEFAN TRUSZCZYŃSKI: W starym pudle – stare pudła

Nie oglądam codziennie TVN. Choć przyznam, że niestety nawet w rodzinie mam zwolenników tegoż medium. No, ale zerknąłem licząc nie tyle na rzetelność informacji co na zobaczenie obrazów „drugiej strony medalu”. I co ja tu widzę. Mordeczki telewizyjne w TVN się postarzały! Wszystkie te najbardziej popularne. Najlepiej jeszcze trzyma się Monika O. Może dlatego, że jest nadal w zagorzałym, permanentnym ataku. Za to ją nawet bym pochwalił, gdyby nie skandaliczne przekroczenie pewnych norm – jak to było z wywiadem z niejaką „profesor”, która w polskiej, mimo wszystko, telewizji ośmieliła się plunąć nam w twarz, że Żydzi w czasie okupacji bardziej obawiali się Polaków niż Niemców. Są granice łgarstwa!

Ale wracając do „buziek”. Oczywiście wszyscy się starzejemy. Ładne robi się brzydsze. I już puder nie pomaga. Najgorzej mają ci z naturalną skłonnością do tycia. Gęby pęcznieją i zaczyna koleś wyglądać jak z biura politycznego naszej czerwonej lub „bratniej” partii. Natomiast „ladys” przeraźliwie chudną. I takie zjawisko objawiło mi się nagle w TVN.

Manipulować, a nawet po prostu łżeć i do tego jeszcze „nietelewizyjnie” wyglądać to to już jest za dużo w jednym. Oczywiście najważniejsza jest treść przekazu. Pod dysponenta robią wszyscy dziennikarze. Choć świecą własną gębą. Ci mądrzejsi powinni pamiętać, że nie wolno przesadzać w agitacji i służalczości, bo ludzie im to zapamiętają. I potem nawet bardzo zdolny koleś się stara, a tu mu ciągle wypominają, że nie zapłacił podatku, albo kpił z prawa jeżdżąc bez prawa jazdy.

A teraz co do gęby. Ona jest w telewizji wystawiona na ostrzał. Czasem dowódcy w partiach bardzo długo nie dostrzegają, że facjata np. ich rzecznika zupełnie nie nadaje się na pokaz. No bo to jest pewna gra. Wygląd ma znaczenie. Może i drugoplanowe, ale ważne.

Wracając do TVN. Tu też wrogiem jest sztampa. Siłą rzeczy nawet dobre pomysły powtarzane jak mantra – znudzą się odbiorcy. Trzeba zmieniać, tak jak pogodynki kiecki. Buźkę się przypudruje, pomaluje. Biust można osadzić na pulpicie stołu w studio. Natomiast przekroczenie dopuszczalnej granicy szczupłej a raczej chudej sylwetki to krok ku anoreksji na ekranie. Za tłusto – źle, szkieletowato – jeszcze gorzej. Więc jak?

Naturalnie. Na starość nie ma rady, ale można robić roszady personalne. Główne telewizje mają dużo odnóży. Te programy mogą być azylem dla zasłużonych. Nie wyrzucać starych, ale odpowiednio zatrudniać.

W Polsacie brutalnie potraktowano zasłużoną panią Katarzynę Dowbor. Na pewno przyjmie ją jakaś z licznych stacji. Przebojowa i korpulentna kobieta poradzi sobie. Ale co zrobią wychudzone i smutne? To już taka dola idola. Łaska pańska… Jednak gwiazdy poprzednich pokoleń trwały dłużej. Może były z twardszego materiału, albo też mimo reżimowych stosunków potrafiły skutecznie lawirować. Przejazd przez życie to taki slalom gigant. Można przejechać, ale i wypaść z trasy lub nawet łeb rozwalić. Choć kaski teraz trochę chronią.

Tak więc TVN-nie już nie chudnij, ale i nie tyj zbytnio. Popraw się decyzyjnie-programowo. Rozsądni żyją dłużej. Hejt już przy pułapie. Żurnalisto nie idź tą drogą. Bo i tak zawsze winę za porażkę na ciebie zwalą.

 

Fot. arch. (Opole 2017)

Rozprawka o kulturze opolskiej autorstwa STEFANA TRUSZCZYŃSKIEGO: Równi w kiczu

Opolczycy zarazili się podlizywanie m się od polityków. Uśmiechnięte sztucznie lizusy wdzięczą się przedwyborczo. To oczywiste. Natomiast prowadzący koncerty i śpiewający na nich klepią o nadzwyczajności publiczności opolskiego amfiteatru. Ach, jakaż ona nadzwyczajna. Najlepsza na świecie – słyszę.

A tu przyszli rzeczywiście gromadnie i przypadkowo ludzie. Przyjechali, zapłacili. Siedzą sobie wygodnie i chcą się pośmiać i nacieszyć. Na estradzie fikają Kamel i chłopaczek-rozkoszniaczek. Fajno jest. Sztampa sztampą. A cóż to niby ma być. Rozrywka. Entertainment. Takie głupstewko ozdobne. I tyle.

Brzozowski, który nie schodzi z ekranu (zaangażujcie go do czytania Wiadomości!) nie dał szansy mało popularnym. „Pokojowy numer” znudzi się szybko. Po prostu takie łzawe nic. Ale wygrał. Na zdrowie. Miły, nie powiem. Albo powiem trochę. Ładnie ostrzyżony. Skromny. Elegancki. Religijny. I samolotowy do tego jeszcze. Sam pilotuje. Ale ze śpiewaniem – przeciętnie. Owszem wybrał łzawą piosenkę. A ta w powodzi jazgotu oczywiście się wyróżniła. Tak jak opolska publiczność. Ple, ple. Robi się szaro.

Już za dużo patetyzmu i prowadzenia na barykady. Osiecka, Przybora, Młynarski. Było elegancko i czegoś tam się dowiadywaliśmy. Refleksyjnie. Czegoś tam dowiadywaliśmy o sobie. Jedni się zapili, drudzy jeżdżąc wypasionymi, importowanymi, szybkimi samochodami rozbili. Niemen, Stan Borys, Germanowa coś jednak zostawili po sobie. A teraz bryndza. Rozrywka ma to do siebie, że szybko się nudzi. „Najlepsza”, „światowa”. Owszem – Górniak, Gepert, Zaucha. Kochajmy, klaszczmy – bo szybko odchodzą. Jak my wszyscy. Recepty na sukces nie ma.

Sztuka powstaje w bólu. Z udręczenia. A tu przecież mamy sukces. Staruszkowie dostają więcej. Dzieciaki coraz zdolniejsze. Tylko głosiki coraz słabsze.

Do Warszawy przyjechała demonstrować kupa ludzi. Przemaszerowali sobie. Potem posprzątano ulice. Wytrenowany już nieźle w demagogii Tusk przemówił zręcznie. Zarobiła kolej, hotelarze, wytwórcy kanapek na przemysłową skalę. I tak to się kręci.

Kamele są sprawni estradowo, ale Kydryńskich, Dziedzicowych na horyzoncie nie widać. To się nazywa osobowość. Pozostał jeszcze Sznuk i Babiarz. W wieży z kości słoniowej na Woronicza drepczą tam i siam szare eminencje. Kurski trochę podskakiwał. Estradowo był dobry, ale prochu nie wymyślił. Ci od dzienników agitacyjnych zawsze myślą, że będą długo, ale spadają jak ulęgałki. Na pewno się zabezpieczyli, bo tego nauczeni. I tak to się kręci.

Cysorz to ma klawe życie. Tyle, że na piedestale długo się nie ustoji. Nogi zabolą. I czym wyższy pomnik tym bardziej boleśnie się spada. Niezniszczalny jest tylko Wałęsa. Tuskowi wyciągnęli go z lamusa. Przynudzał zbyt długo. Plótł znowu o tym skakaniu przez płot. Ciekawsze by było, gdyby przewiózł się jeszcze raz z Helu do stoczni motorówką admirała Janczyszyna. Stoi jeszcze w kącie oksywskiego portu i można by na niej zarobić serwując ludziom przejażdżki przez zatokę. Takie na pół godziny. Nie dłuższe, bo nie przyzwyczajeni do kiwania miłośnicy morza mogą na takiej historycznej fali zwymiotować.

O tempora o mores. Pszenno-buraczany ludek z nad Wisły orze jak może. Chce chleba, ale i igrzysk. A tu zostały jeszcze tylko Marylka, Majewska i na szczęście – Korcz. Młodzi wysyłani na festiwale za granicę za wysoko nie podskoczą. Wyjątkiem był młody Ochman, który był artystycznie za dobry na Eurowizję.

 

Fot. archiwum

Recepta STEFANA TRUSZCZYŃSKIEGO na idealne wybory: Donald przebija!

Jak będzie? Zwyczajnie. Jeśli jutro Pan Kaczyński rzuci, – że również TIR-y pojadą za darmo to na pewno Pan Tusk przebije: „tirówki przy autostradach będą na etatach PO a my udostępnimy je za darmo”. W każdym razie będzie to pomysł na miarę „dziadka z Wehrmachtu”. Super! Gdańsk zawsze dostarczał Warszawie wybitnych myślicieli.

Co by tu jeszcze zaproponować? Powinno to być coś miłego. Na przykład darmowa nauka języka niemieckiego, już od przedszkola albo darmowe piwo Co jeszcze? Może skórzane bawarskie krótkie spodnie za darmo itp.

PiS oczywiście nie kocha PO. I słusznie, ale musi uważać, bo eskalacja obelg tuskowych zresztą wobec wszystkich Polaków postępuje. Co więc robić? Bo robić trzeba. Niekoniecznie należy rozmawiać tylko ze zwolennikami. Na konwenty wyborcze powinno się przyciągać tzw. niezdecydowanych. Takie spotkania powinni prowadzić ludzie uznani powszechnie za wyróżniających się w społeczeństwie, ludzie ciekawi, naprawdę mądrzy i tacy, którzy u słuchaczy wywołują zainteresowanie. Ludzie kontaktowi, empatyczni, otwarci. No, po prostu mądrzy. Nie muszą to być aparatczycy partyjni jednoznacznie odbierani przez społeczeństwo. Mogą to być też dziennikarze, pisarze, ale nie lizusy. Mógłbym podać wiele nazwisk. Niestety tak to już jest, że nazwiska sugerowane z miejsca są eliminowane przez zazdrośników.

W wyborach 4 czerwca ’89 postawiono m. in. na popularnych aktorów, bo tacy byli i ludzie ich naprawdę lubili. Wówczas. A dzisiaj? Warto pomyśleć o profesurze a nawet palestrze tyle że w tym wypadku wybór powinien być mocno przemyślany. Nie mogą to być ludzie, którzy już się sprzedali jednej ze stron.

Jeszcze trochę pomysłów. Powiesiłbym na Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie wielki – kilkadziesiąt na kilkadziesiąt metrów – billboard przedstawiający schadzkę Tuska z Putinem na deskach Bogu winnego mola sopockiego. Niech sobie tam wisi do wyborów. Pieniądze za wynajęcie powierzchni na ścianach można przeznaczyć na remont „pałacu”, który jak go powąchać od wewnątrz okrutnie śmierdzi nikotyną. Palono tu zawzięcie papierosy na niesłychanie przecież ważnych naradach. Bielecki i Fedorowicz chcieli ten „wedding cake” – jak nazywali go turyści angielscy – przeznaczyć na muzeum komunizmu. To był głupi pomysł. Ale zburzyć te grube mury i pancerne podziemia jest pomysłem trudno wykonalnym bo to po prostu ogromne koszty.  Niech więc sobie stoi. Wkrótce będzie prawie niewidoczny bo obudowany wieżowcami. No i tam właśnie na wielkim billboardzie Tusk z Putinem bardzo pasują.

Można by jeszcze wydrukować – ale bardzo skrótowy – program wyborczy PiS. PO jak dotąd nie potrafi wyartykułować własnego. Niech sobie ściągnie… Jestem za, a nawet przeciw – by zacytować klasyka z Gdańska. W czasie kampanii nieosiągalnym ideałem byłoby być uczciwym. Po prostu, chociaż – jak uparcie mawia pewna moja koleżanka – ale to jest trudne. Polityka, sondaże wyborcze, doradcy. Kampania wyborcza to nie jest łatwa sprawa. W dodatku ludzie mają swoje „preferencje”, są uparci. Wiedzą swoje i zapominają okłamywanie bardzo szybko. 500 plus na 800 plus to dobry pomysł. Należy się.

Spóźniony refleks Platformy wcale mnie nie martwi. Tusk nie jest stary, szybko biega, dla nienawidzących Kaczyńskiego i Ziobry zawsze będzie lepszy. Nienawidzący mówią, że Smoleńsk to katastrofa choć to zbrodnia zbrodniarza, który codziennie zbrodni dokonuje. To hańba Rosji i Rosjan.

A w Rosji zaczynają się buntować. W końcu. Lata ogłupiania zrobiły swoje. Pokazywałbym obszerne fragmenty ruskiej propagandy w telewizji polskiej. Bez cenzury. Zamiast komentować trzeba pokazać, co oni tam u siebie pokazują.

Z międzynarodowych organizacji dziennikarskich należy wyrzucić rosyjskich dziennikarzy – jednych za zbrodnie propagandowe a innych za tchórzostwo. To nie są już po prostu dziennikarze. Jeśli międzynarodowi decydenci dziennikarscy nie chcą tego zrobić – SDP powinno opuścić te gremia – IFJ i EFJ*.

Oczywiście Donald Tusk nikogo nie przebije. Niech gada do swoich długo i namiętnie. Jeszcze cztery miesiące. Zmęczy się. Oni też.

 

Stefan Truszczyński

      ***

 

*Stefanie, 

przypominam, że Zarząd Główny SDP już 25 lutego 2022 roku zarządał od EJF i IFJ bezwarunkowego wyrzucenia rosyjskich związków i stowarzyszeń dziennikarskich (wystarczy wejść na stronę portalu). Wówczas EFJ odpowiedziała, że – w wielkim skrócie – są przecież dobrzy Rosjanie i nie należy stosować odpowiedzialności zbiorowej. Powtarzaliśmy kilka razy żądanie, ale że trzeba było pomagać Ukraińcom, nie skupialiśmy się na biurokratycznej maszynie EFJ przypominającej do złodzenia UE. Dopiero po roku zawieszono rosyjskie stowarzyszenie – jedno – i to tylko w IFJ, bo skandynawskie organizacje wyszły ze struktur światowych zostając na w EFJ. Trwa teraz dyskusja, bo IFJ boi się, że przepadną składki z północy Europy. My, w SDP, jeśli mamy coś zrobić, czyli ewentualnie wystąpić,  to zgodnie ze statutem dopiero w 2025 roku. Jest jeszcze jeden argument, dotychczasowych sporych pieniędzy ze składek nikt nam nie odda. A będąc w strukturach, co prawda w skostniałych, to wraz z krajami Europy Środkowej i Ukrainy oraz z państwami bałtyckimi mamy spory wpływ na to, co będzie się dziać za dwa lata i w IFJ i EFJ.

 

Hubert Bekrycht

sekretarz generalny SDP