Starsi ludzie ze wsi, jeszcze pół wieku temu mawiali o kimś chorym, że słabuje. Znaczyło to, że taki ktoś marnieje w oczach, jest chory, choć nie wiadomo na co. Dość, że osobnika słabującego opuszczały siły. Mam wrażenie, że tak jest teraz z naszym językiem – wyraźnie słabuje.
A język, będący głównym narzędziem komunikacji międzyludzkiej, powinien mieć siłę do tworzenia nowych pojęć, nie pomijając przy tym tradycji i własnej kultury językowej. Niestety nowe narzędzia, dzięki którym powinno nam być łatwiej porozumiewać się, osłabiają go.
Tymi zabójczymi dla języka mediami są telewizja oraz Internet. Powie ktoś, że to wielkie osiągnięcia współczesnej cywilizacji. Teoretycznie można by taki pogląd przyjąć, ale rzeczywistość jest jednak smutna.
Morderczyni języka, czyli telewizja
Tu zauważę, że telewizje od kilkudziesięciu lat wzięły kurs „na młodych i niewykształconych”. I taki jest trend na całym świecie, bo dzisiejsi młodzi i prości mają ogromne pieniądze do wydania, a telewizje żyją przecież z reklam najróżniejszych produktów – od podróży, poprzez odzież, jedzenie, urządzenia techniczne, aż po muzykę. Zatem reklamodawcy oczekują „telewizji przyjaznej, prostej i dla ludzi”, żeby ich klient ją akceptował. Tak jak ma akceptować i kupować oferowane mu produkty. Ta tożsamość produktu i osób „z okienka” jest dziwna, ale zasadnicza i tak właśnie jest.
Klient nasz pan – zatem język, wyobraźnia, kultura i rozumienie świata mają być zrozumiałe dla każdego, czyli do bólu uproszczone. W tym celu coraz częściej stacje telewizyjne wpuszczają na ekrany, dopuszczają do głosu bardzo młodych dziennikarzy – ładne dziewczyny i przystojnych młodzieńców. Właściciele stacji dobrze wiedzą, że poziom doświadczenia życiowego tych młodych pracowników jest żaden, język marny a intelekt na dorobku, ale o to właśnie chodzi, żeby nikt się nie wymądrzał, żeby był przeciętny, jak grupa docelowa wyznaczona przez reklamodawców.
Młodzi dziennikarze mylą fakty, ale są dynamiczni i pewni siebie – właśnie tak jak biura podróży oferujące „niebywałą podróż w nieznane”. Podziwiam zresztą tych młodych dziennikarzy, są tak pewni siebie, że aż śmieszni. Ja bym się bał samego siebie, na ich miejscu będąc. Ale większości rodaków to się podoba. Bo typowi widzowie telewizyjni chcą od telewizji rozrywki i radosnej akceptacji świata, jakim on jest. I pewności młodych dziennikarzy, czyli tupetu i arogancji.
Internet – jazgot świata
Internet z kolei jest narzędziem z pozoru demokratycznym, bo każdy przecież może zabrać głos i powiedzieć co go boli, a co cieszy. Ale to pułapka, bo gdy miliardy zabierają głos, to głos każdego z nas ginie w tym szumie i burzy informacyjnej.
W dawnych starych czasach można było się zorientować kto jest mędrcem, a kto patentowanym idiotą. Byli gazetowi dziennikarze, których czytało się z uwagą, bo naprawdę mieli coś ważnego do powiedzenia. Innych się pomijało. Ale też tytułów gazet nie było za wiele. A dzisiaj każdy może w pięć minut otworzyć sobie własnego bloga i wypisywać co chce. I internetowe gazety mnożą się w postępie geometrycznym.
Pojawili się też influencerzy, których zadaniem jest robić zadymę i mózgową wirówkę nonsensów. Ale przecież ktoś ich czyta, ktoś ich słucha. Ktoś jest przez nich kształtowany… Można nawet powiedzieć, że teza na naszych oczach upada teza starego Marksa, który głosił że ilość będzie przechodziła w jakość. Jest dokładnie odwrotnie.
Czy każdy powinien mieć głos?
Oczywiście takie pytanie jest czystą prowokacją, bo prawo do głosu jest podstawą dzisiejszej demokracji. Niestety, ta gadająca demokracja ma i taki skutek, że dochodzi do niebezpiecznej redukcji treści, ale nawet myślący człowiek musi w końcu opowiedzieć się po stronie tych, którzy mają zdanie podobne do jego zdania. Tracąc tym samym możliwość poważnej analizy wielu innych głosów.
Tym samym wracamy do początku i mając milionowe, miliardowe zdania, skazani jesteśmy jedynie na kilka zdań, kilka opinii i poglądów. Czyli – jest Internet, a jakoby go wcale nie było.
Dlaczego język słabuje?
Obecna słabość języka wynika nie tylko z tego, co napisałem powyżej. Rzecz bowiem w tym, że masowa informacja trafia do ludzkiej masy nieprzygotowanej do precyzyjnego formułowania myśli, do zakuwania ich w zdania. Inaczej mówiąc – nieprzygotowanej do myślenia.
Jest wśród nas mnóstwo paplających dziwaków, psycholi ogarniętych manią wielkości, psychopatów nienawidzących innych. Żeby stać się „tym innym” wystarczy wypowiedzieć publicznie kilka zdań, które są inne, niż panujące i nie przypadną do gustu psychopatom. Takie są skutki globalnej wioski i Internetu. Teraz każdy może objawiać swoją nienawiść i wszystko co mu tam po głowie łazi.
Nadzieja dla języka
Na szczęście ta medialna wolność ma też i tę właściwość, że czym więcej ludzie publikują, tym bardziej to co głoszą staje się nieistotne i błahe. Może w tym jest ratunek? W tym chaosie językowym, w owym nadmiarze informacji nieważnych i mątliwych jest jednak nadzieja. Otóż, przypuszczam, że istnieje jakaś krytyczna masa informacji, po przekroczeniu której ludzkość otrzeźwieje i przestanie pisać i gadać publicznie, przestanie też przejmować się owym nadmiarem informacji płynących bez przerwy z telewizorów i Internetu. Nastąpi wtedy ogromna inflacja słowa publicznego i do poprzednich wartości wróci milczenie, rozsądek i spokojne rozważanie informacji.
Choć, może być i tak, że niebawem naszą planetę będą zamieszkiwały całkowicie odmóżdżone istoty, sterowane przez media. Na rozkaz będą chodziły do pracy, na rozkaz płynący z mediów będą dokonywały istotnych wyborów: gdzie jechać na wakacje, na kogo głosować, kiedy wychodzić na spacer, a kiedy siedzieć w domu, kiedy dokonywać zbliżeń seksualnych w małżeństwie, co uznawać za piękne, a co za brzydkie. Niestety może być i tak, bo większość ludzi ma skłonność do bycia niewolnikami, wtedy tacy ludzie czują bezpieczni, czyli (ich zdaniem) prawdziwie wolni.
Rozmawiać w domu
Na zakończenie tych rozważań jedna ważna informacja. Ostatnie badania naukowe w Szwecji dowiodły, że dzieci z rodzin „gadatliwych” są bardziej inteligentne. Jeżeli rodzice dużo rozmawiają, to potomstwo szybko opanowuje większy zasób słów, jest bardziej otwarte na innych i łatwiej też komunikuje się ze światem. Zatem, mniej telewizji w rodzinie, więcej rozmów.